Kiedy zaczęła się pana przygoda z aparatem?
Ponad 20 lat temu. Spędzaliśmy razem z żoną weekendy na rowerach, przemierzając niekiedy dziesiątki kilometrów. Pomyślałem, że fajnie byłoby mieć z tych wycieczek pamiątkę. Kupiłem mały kompaktowy aparat i zacząłem robić zdjęcia. Wciągnęło mnie. Zainwestowałem w kolejny, lepszy sprzęt, a w końcu w lustrzankę.
Hobby zamieniło się w pasję?
Pasję, która niesamowicie rozwija człowieka. Fotografia jest dla mnie tematem szerokim jak kosmos, a każde wyjście z aparatem uczy nowych rzeczy, prowokuje nowe spojrzenie. Nieraz nazywam tę pasję “chorobą”, bo jak nie zrobię przez parę dni zdjęcia, to chodzę po domu od okna do okna, szukam nie wiadomo czego.
No właśnie – czego pan szuka jako fotograf?
Nie zawężam się do jednego tematu. Gdy wychodzę z domu, to za każdym razem zabieram ze sobą aparat, a moją dewizą jest właśnie „zawsze z aparatem”. Mam go przy sobie nawet, kiedy jadę na zakupy, bo zdjęcia wykonane spontanicznie są często najlepsze. Moim konikiem jest jednak fotografia koncertowa i nocna.
Zdjęcia, które wymagają szczególnego podejścia?
Zacytuję mojego kolegę, wspaniałego fotografa z Ostrowa, Andrzeja Staszoka, który mówi, że jak idziesz z aparatem na koncert, to tak jakbyś szedł na wojnę. Nigdy nie wiesz, co cię tam spotka. Wiele osób powiedziałoby, że na koncertach dzieje się niewiele, ale to tylko pozory. Fotograf widzi to inaczej. Istotna jest m.in. gra świateł czy pirotechnika. Często nie wiesz, jak blisko będziesz mógł podjeść do sceny, a więc z jakiej perspektywy wykonasz zdjęcia. Bardzo dużo nauczyłem się fotografując w Zajezdni Kultury w Pleszewie. Miałem możliwość jako jedyny fotograf być obecnym na koncertach podczas pandemii, które były szczególną sytuacją. To nie znaczy jednak, że wszystko już umiem. Do każdego występu przygotowuję się tak, jakby był to mój pierwszy raz. Nie chcę wpadać w rutynę.
A zdjęcia nocne?
Tego rodzaju fotografia wymaga więcej cierpliwości. Musimy mieć statyw, zdjęcia są naświetlane na długim czasie. No i też trzeba zwrócić uwagę na dobre oświetlenie. Bardzo lubię wykonywać również zdjęcia Zamku w Gołuchowie po zmroku.
Nie chce pan wpadać w rutynę, ale czy pielęgnuje jakieś dobre nawyki fotograficzne, które trzymają pana twórczość w ryzach?
Zawsze od razu zgrywam zdjęcia do komputera i przeglądam je, bo na bieżąco pamiętam, na jakich ustawieniach były robione. Mogę wyciągnąć wnioski, poprawić coś, lepiej ten aparat ustawić. Jeśli chodzi o kwestie techniczne to najważniejszy jest trójkąt fotograficzny. To są trzy podstawowe parametry, które powinny być zgrane, aby zdjęcie wyszło jak najlepiej: czas naświetlania, czyli migawka, przysłona, no i czułość matrycy, czyli ISO. W trybie manualnym trzeba się nimi pobawić. Dlatego kiedy jestem na koncercie - muszę się sporo nakręcić.
Trzeba zainwestować w dobry sprzęt, żeby robić dobre zdjęcia?
Aparat jest tylko narzędziem. Droższy - pozornie pozwoli na zrobienie lepszego zdjęcia. Na pewno wymaga od fotografa większej wiedzy, ze względu na większą ilość ustawień. Wszystko jest w gestii fotografa, bo to nie aparat robi zdjęcia, tylko osoba, która trzyma go w ręce. Sam od początku korzystam z tradycyjnej lustrzanki z matrycą APSC. Zastanawiam się nad kupnem aparatu bezlusterkowego. W lustrzance połowa światła biegnie do matrycy, a połowa do wizjera, bo lustro jest półprzezroczyste. W tym bezlustrowym - światło biegnie przez obiektyw prosto na sensory, które znajdują się wokół matrycy, dlatego łatwiej jest złapać ostrość. W tej chwili są to jednak aparaty bardzo drogie, a mój - w zupełności mi wystarczy.
A co ze smartfonami, które wszyscy mamy dzisiaj w kieszeniach? Czynią z nas fotografów?
Smartfon to po prostu dobre rozwiązanie, kiedy mamy zrobić zdjęcie na szybko. Dzięki dostępowi do Internetu możemy od razu je wysłać.
Dużo czasu poświecą pan na edycję zdjęć?
Zdarza się, że muszę je edytować, bo są prześwietlone albo odwrotnie - niedoświetlone. Chociaż nie jestem zwolennikiem mocnej ingerencji, bo fotografię można popsuć, zrobić z niej grafikę albo obraz. Dla mnie, żeby zdjęcie było zdjęciem - powinna na nim zostać jakaś odrobina niedoskonałości. Dlatego edycja w moim przypadku jest bardzo minimalna. Staram się po kilku poprawkach odchodzić od komputera, żeby do kolejnych podejść ze świeżym okiem. No i ważna jest selekcja, nie wszystkie zdjęcia, które wykonam, nadają się do publikacji. Przywiązuję do tego dużą wagę, ponieważ uważam, że moje zdjęcie świadczy o mnie.
Ludzie - to ważni bohaterowie pana zdjęć?
Tak. Dodam, że zajmowanie się fotografią pozwala na budowanie ciekawych relacji. Jako przykład podam grupę morsów z Gołuchowa, których spotkania fotografuję. Każde z przygotowanych przez nich wydarzeń - morsowanie z okazji Dnia Kobiet czy Dnia Mężczyzny - czymś się wyróżnia. Bardzo się polubiliśmy, zawsze jestem tam miło witany. Cenię sobie również kontakt z pracownikami gołuchowskiego zamku, starostwa powiatowego, Zajezdni Kultury w Pleszewie czy Banku Spółdzielczego w Pleszewie. To miłe, kiedy mogę zobaczyć swoje zdjęcia w ich publikacjach. Niekiedy trafiam na nie w Internecie i widząc swój podpis zastanawiam się - to ja zrobiłem taką ciekawą fotografię? (śmiech). Wracając do ludzi jako bohaterów zdjęć - próbowałem kiedyś fotografii streetowej, a więc wychodziłem na miasto i robiłem mieszkańcom zdjęcia w codziennym anturażu. Nie boję się tego, ale reakcje mogą być różne, ktoś może mieć również pretensje, kiedy zobaczy się potem na zdjęciu.
A miejsca? Są takie, które szczególnie lubi pan fotografować?
Poszukuję fajnych miejsc i mam swoje ulubione. Poza tymi już wspomnianymi, często jeżdżę na Gliniankę do Kowalewa, gdzie tafla wody pięknie odbija krajobraz. Szczególnie zachody słońca są tam niesamowite. Lubię odwiedzać też pleszewskie planty, zimą robią niesamowite wrażenie. Fotograf patrzy na miejsca, w których przebywa zupełnie inaczej, często zwraca uwagę na coś, czego nie dostrzegają inni. Co więcej - ludzkie oko widzi inaczej niż aparat, czyli algorytmy.
Ma pan jakieś rady dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z aparatem?
Róbcie zdjęcia. Nauka fotografii polega na tym, żeby aparat nie leżał schowany w szafie, tylko był wykorzystywany. Myślę, że w 95% domów jest jakiś aparat, ale w 70% jest używany do trzech razy w roku, od święta. A to praktyka pozwala się doskonalić. Wiele od strony teoretycznej można dowiedzieć się za pośrednictwem Internetu. To są często bardzo ciekawe filmy, które w przystępy sposób pokazują rozwiązanie danego problemu.
Czuje się pan doceniony za to co robi? Co jest dla pana największą nagrodą?
Dla mnie to zabawa, na zasadzie wszystko mogę, nic nie muszę, ale zdjęcia robię dla ludzi, naszej społeczności. W Pleszewie organizowanych jest bardzo dużo imprez, na które wiem, że nie każdy może przyjść, bo nie każdy może wyjść z domu. Zdarza się, że ktoś przypadkowo spotyka mnie na ulicy i mówi, że robię fajne fotografie. Bardzo cieszą mnie te opinie. Największą nagrodą jest jednak dla mnie to, kiedy mogę wyjść z aparatem z domu. Diagnoza rak, którą usłyszałem w 2017 roku, zmieniła moje życie. Miałem świetną pracę jako drukarz w Kaliszu, ale nagle to wszystko się skończyło. Świat przewrócił się do góry nogami i przestało się liczyć wszystko - poza zdrowiem. Najpierw przyszło załamanie, ale po kilku dniach przemyślałem sprawę i pomyślałem: trudno, trafiło na mnie, trzeba się leczyć.
Zaczęła się walka poza obiektywem.
Fotografia bardzo pomogła mi w trakcie choroby. Dzięki zdjęciom mogłem na chwilę o wszystkim zapomnieć. Na radioterapię do Kalisza zabierałem ze sobą aparat i gdy tylko miałem na to czas - chodziłem po ośrodku i robiłem zdjęcia. Z rzadko którym pacjentem dało się porozmawiać - diagnoza nowotwór to dla wielu osób zawalenie się świata, ludzie są przerażeni, zamknięci w sobie. Jednak odpowiednie podejście do choroby to ważna sprawa. Mnie aparat dał i daje siłę. Teraz ważne są wizyty u lekarzy. Niestety, rak nie boli, ale jak już zacznie - często jest za późno. Dlatego profilaktyka, której tak bardzo się boimy, jest najważniejsza.
Nie mogę nie zapytać o jeszcze jeden pana atrybut. Poza aparatem - można pana rozpoznać po trzykołowym rowerze z zamontowanymi na tyle flagami Polski. Skąd taki pomysł i co chce pan przez to przekazać?
To rower medyczny, który otrzymałem z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pleszewie w ramach pomocy osobom z niepełnosprawnościami. Jest bardzo wygodny, z dużym koszem na zakupy. Do tego jest traktowany jak wózek inwalidzki, więc można wjechać nim wszędzie. Chorągiewki założyłem z uwagi na bezpieczeństwo, po zderzeniu z innym rowerzystą, który twierdził, że mnie nie zauważył. Teraz nie da się mnie nie zauważyć. A do tego jest patriotycznie - przez cały rok, nie tylko od święta.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.