Gmina Czermin. Sławomir Spychaj. - Stare motory zawsze istniały gdzieś w moim życiu. Jako nastoletni chłopak kupiłem sobie „dekawkę” 350 z 1933 roku, którą własnoręcznie rozebrałem na części, wyremontowałem i złożyłem z powrotem. Mam ją do dziś. I jest na chodzie! - opowiada Sławomir Spychaj.
- Wie pan, w przypadku wójta nie tak łatwo w 100 proc. oddzielić życie prywatne od publicznego - uśmiecha się wójt Czermina, gdy pytam go o to, jaki jest Sławomir Spychaj na co dzień - prywatnie, już po zrzuceniu garnituru włodarza. - To jest - powiedzmy - minus tej pracy. Z drugiej strony bardzo lubię to co robię - a wiadomo, że inaczej się traktuje swoje obowiązki, gdy sprawiają one przyjemność - zaznacza.
- Niezależnie jednak czy jestem wójtem, czy - nazwijmy to - Sławomirem Spychajem prywatnie to z pewnością jestem „normalny” - śmieje się. Jak dodaje już poważnie, z natury jest raczej spokojnym człowiekiem.
- Być może czasem niektóre rzeczy duszę w sobie, ale generalnie staram się być wyrozumiały - zawsze powtarzam, że tylko ten nie robi błędów, kto nic nie robi - podkreśla włodarz.
Wolnych chwil nie ma generalnie za wiele jednak, gdy już się zdarzą, stara się wykorzystać je jak najaktywniej. W związku ze zbliżającymi się świętami pomaga m.in. żonie w różnych pracach „okołodomowych”. - Jedynie w kulinaria się nie wtrącam, to nie moja branża i nie moja specjalność - pod tym kątem mamy tradycyjny model rodziny - śmieje się włodarz.
- Generalnie bardzo ważna jest aktywność fizyczna, człowiek zawsze się doładuje, porusza - to dodaje sił. Czasami więc np. wsiadam wieczorem na rower i jadę na małą wycieczkę po okolicy - opowiada. Podobnie jest podczas urlopu.
- Bardzo lubimy z żoną spędzać wakacje w górach. Generalnie lubię przyrodę - zaznacza. W domu z kolei preferuje pracę na świeżym powietrzu. - Łączę przyjemne z pożytecznym, ostatnio wziąłem się np. za wyczyszczenie filtra w sadzawce - śmieje się Spychaj.
Największą jednak pasją, o której nie wszyscy wiedzą, są motocykle. Zaczęło się we wczesnej młodości.
- Prawo jazdy zrobiłem w wieku 16 lat - bo kiedyś były takie możliwości. Pamiętam, że wówczas moim ogromnym marzeniem był pewien motor, który stał w stodole - po sąsiedzku. Po jakiś dwóch, trzech latach, udało mi się go kupić. To była DKW 350 z 1933 roku - wspomina włodarz Czermina.
Po zakupie osobiście przeprowadził pełną renowację. - Pamiętam, że rozłożyłem go na części, odrestaurowałem - oczywiście na miarę ówczesnych możliwości - a następnie złożyłem powrotem - opowiada.
Smykałkę do mechaniki odziedziczył po swoim ojcu, który sam, jak mu wspominał, miał w swoim życiu aż 17 motorów. - Po złożeniu „dekawki” oczywiście na niej jeździłem. Później jednak przyszła, żona, dzieci, praca, więc motor poszedł nieco w odstawkę... Cały czas jednak był. Po latach za jego kolejną renowację próbował zabrać się mój syn, jednak na rozłożeniu na części się skończyło - żartuje Spychaj. Nie udało się go złożyć także mechanikowi, więc ostatecznie spróbował - ponownie jak przed wielu lat - zrobić to sam. - I chyba jeszcze pamięć miałem dobrą, bo udało mi się go złożyć od nowa.
Teraz jest wymalowany, zarejestrowany i… cały czas na chodzie. I myślę, że będzie jeszcze długo - śmieje się wójt Czermina. - Oczywiście nie nadaje się na dłuższe jazdy. Jak to zawsze mówię - przy podróży nim lepiej mieć zawsze przy sobie komórkę, w razie konieczności holowania - dodaje. - Grunt jednak, że działa, mimo swoich niemal 84 lat - podkreśla z dumą.
Wspomniana „dekawka” to oczywiście nie jedyny stary model w garażu włodarza. - Kiedyś, jeszcze w latach 80. marzyłem o zakupie starego urala z koszem. Wówczas brakło pewnie pieniędzy i czasu, ale kilka lat temu wróciłem do tego pomysłu i nabyłem odpowiedni model, który w miarę możliwości również sam wyremontowałem - dodaje Spychaj.
Jak podkreśla, praca w warsztacie przynosi mu sporo satysfakcji.
- Zresztą, kiedyś generalnie wiele rzeczy robiło się samemu. Jak np. sam położyłem przy budowie swojego domu instalację elektryczną - wylicza.
- Skoro potrafiłem to, to i instalacja w starych motorach nie jest taka straszna - żartuje.
Poza zabytkami ma oczywiście w garażu też nieco nowszy, normalny „cięższy” motocykl. Warto też dodać, że Spychaj jest na co dzień również członkiem regionalnego klubu motocyklistów - „Iskra”. - Cieszę się, że taki klub powstał i że jestem jego szeregowym członkiem. Staramy się zmieniać wizerunek motocyklistów, którzy często są źle i stereotypowo postrzegani - dodaje wójt.
Marzenia na przyszłość?
- Marzy mi się jeszcze junak - taki, którego miał mój ojciec. Może jeszcze uda mi się go dorwać i wyremontować… - zaznacza na koniec.