reklama

Edukować – czy udawać, że nie ma tematu?

Opublikowano:
Autor:

Edukować – czy udawać, że nie ma tematu?   - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Co nasze dzieci wiedzą o seksie?

To – co przeczytaj i zobaczą w Internecie. Niestety. I to jest poważny problem, bo sieć przesiąknięta jest nie tyle seksem – co wręcz przemocą seksualną, gwałtami, pornusami. I wielu młodych ludzi z taką wypaczoną wiedzą wkracza w ten świat. A później chłopcy są przekonani, że dziewczynki uwielbiają być bite i ciągnięte za włosy – bo to waśnie zobaczyli na filmikach i że muszą facetom seksualnie usługiwać. Dziewczyny uważają, że na seks zawsze muszą się zgodzić, jeśli chcą mieć faceta, że to on musi być zadowolony a one tylko dostępne, i że muszą zgadzać się dosłownie na wszystko. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest wiele. My – rodzice – nie zawsze potrafimy i chcemy rozmawiać o tej intymnej sferze życia z naszymi pociechami. Bywa, że od najmłodszych lat zbywamy dzieciaki tzw. krótką piłką – jeszcze jesteś na to za młody – za młoda. Weź się lepiej do nauki. Dlaczego tak reagujemy? Też z wielu powodów. Bywa, że jesteśmy zawstydzeni, nie mamy wiedzy takiej, żeby móc w sposób dostosowany do wieku dziecka – odpowiadać na jego pytania. Bywa, że uważamy – co jest błędem – że o czym się nie mówi, tego nie ma. Do tego dochodzi podsycanie przez różne środowiska i demonizowanie edukacji seksualnej, która mogłaby być prowadzona w szkole. Nawet rzecznik praw dziecka mówi tak – ręce precz od łóżeczek naszych dzieci – odnosząc się nie tyle do edukacji co do deklaracji LGBT, którą w placówkach w stolicy wprowadził prezydent miasta, a która zakłada edukację antydyskryminacyjną i seksualną w każdej szkole, i uwzględnia kwestie tożsamości psychoseksualnej i identyfikacji płciowej, zgodnej ze standardami i wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

Warto też wiedzieć, że w wielu krajach dzieci edukują się seksualnie już od najmłodszych lat. W Finlandii zajęcia mają siedmiolatki, a w Belgii edukacja zaczyna się przed 10. rokiem życia. W Szwecji jest w szkołach od 1955 roku. W Albanii dopiero od 2015 r., ale to zajęcia obowiązkowe. A u nas w Polsce? No cóż – od ćwierć wieku realizowana jest jako nieobowiązkowy przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie". Kto uczęszczał do podstawówki po 1993 roku wie, że te lekcje to raczej farsa, a bywa, że zawstydzona nauczycielka nie wie, co odpowiadać na pytania ciekawskich, chichoczących dzieci. Tymczasem w edukacji seksualnej nie chodzi wyłącznie o seks. Przecież w okresie dorastania dzieci i młodzież zadają mnóstwo pytań o swoje ciało, związki i o emocje. Przeglądają Internet, oglądają teledyski, obserwują celebrytki i celebrytów na Instagramie. Edukacja seksualna ma im odpowiedzieć na pytanie o rzeczywistość – wytykając wirtualne bzdury. Ma pokazać - jak zmienia się ciało, ale też nauczyć, że lansowane w reklamach idealne obrazy kobiecości czy męskości są nieprawdziwe. A nasze dzieci życie muszą przecież przeżyć w realu, a nie w sieci. I kiedy zajdą w ciąże, to nie tak na niby, jak w grze komputerowej, albo kiedy nabawią się choroby wenerycznej – to poczyni ona w ich organizmach prawdziwe spustoszenie – a nie takie wirtualne. Warto o tym pomyśleć – zwłaszcza, że to przecież nasze dzieci – prawdziwe – nie wirtualne – nie wymyślone w grze. I mają jedno życie – nie dziesięć.

Jakie macie zdanie na ten temat?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE