Tak zapewne było. Dawna gazeta odnotowała niezwykły wypadek jaki zdarzył się przedsiębiorcy z Pleszewa.
Omal wówczas nie zginął. Kto wie, czy pierwszym budynkiem w Pleszewie, w którym używano prądu elektrycznego (zapewne z własnego źródła zasilania) nie był tartak, należący do miejscowego przedsiębiorcy, przede wszystkim z branży budowlanej, pana Peysera. Niestety omal nie został on zapewne pierwszą śmiertelną ofiarą prądu w mieście. Na początku marca 1904 roku zbliżył się zbyt blisko do przewodnika elektrycznego.
Tu trzeba przypomnieć, że wówczas panowie nosili zegarki w kieszonkach marynarki, przyczepione do nich łańcuszkami. W tamtym dniu łańcuszek otrzymał silny ładunek prądu elektrycznego. Tak silny, że pan Peyser upadł. Łańcuszek się stopił, co gorsza na mężczyźnie zaczęło palić się ubranie. Na szczęście jeden z robotników ogień błyskawicznie ugasił. Jak napisano w gazecie; „Szczęście, że nie miał przy sobie więcej metalowych przedmiotów, bo w takim razie wypadek mógłby mieć jak najzgubniejsze skutki.”
Damian Szymczak Źródło: Postęp, nr 55 z 1904 r.