Drużyna z KP PSP w Pleszewie: asp. szt. Józef Gmyrek, st. asp. Przemysław Ostrowski, st. ogn. Marcin Woźniak i st. sekc. Mateusz Grabarek – odniosła niebywały sukces. Nasza ekipa pokonała 31 pozostałych z całego kraju i wygrała Ogólnopolskie Mistrzostwa w Ratownictwie w Ramach Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy.
Zawody w Barczewie na Warmii i Mazurach odbyły się już po raz trzynasty. Swoich sił próbują tam zespoły z całego kraju, reprezentujące różne służby ratownicze: strażaków, policjantów, ratowników medycznych i wodnych, ze szkół medycznych czy ratownicy kopalni miedzi KGHM Polska Miedź. Wszyscy jednak oceniani są jednakowo.
– Sam udział w mistrzostwach jest ważny, ale ważniejsze są przygotowania, które do tego sukcesu nas doprowadziły – podkreśla Marcin Woźniak – członek naszej ekipy. Strażacy poświęcili temu wiele czasu. Opłacało się. – Były przygotowania indywidualne, ale też w grupie. Bo, żeby wygrać mistrzostwa - indywidualne umiejętności nie wystarczą. Trzeba działać w grupie. Jedno słabe ogniwo przekreśla szanse – mówi Marcin Woźniak. W zespole z Pleszewa słabego ogniwa nie było. Strażacy spisali się na medal.
Zanim strażacy rozpoczęli rywalizację, uczestniczyli w seminariach, które były doskonałym podsumowaniem wcześniej zdobytej wiedzy. – Zawody rozpoczęły konkurencje nocne - 8 zadań od 21.00 do 2.00. Trochę dały w kość przed główną rywalizacją następnego dnia – relacjonuje Marcin Woźniak. Pobudka o 5.00 i start! Przed uczestnikami 16 zadań medyczno-technicznych.
– Zadania bardzo różne. Od najprostszej resuscytacji po wypadek masowy – podkreśla strażak. - Jednym z zadań było pokonanie toru surviwalowego. Z trzema workami piasku przypiętymi pasami do deski ortopedycznej. Zawodnicy musieli całą drużyną pokonać wiele przeszkód, wodnych w których nie brakowało błota, zasiek i przechodzenia po oponach. Zadanie było wykonywane na czas – relacjonuje.
Strażacy sprawdzili swoje umiejętności w 16 różnych konkurencjach. Niektóre były sporym zaskoczeniem. – Jedna z nich to wybuch broni prochowej - ranne dwie osoby. Jedna z poszkodowanych osób miała urwanie palce oraz oparzenia dłoni a druga – rany głowy, oparzenia twarzy i uraz oka. rany głowy, Oparzenia twarzy i uraz oka. Charakteryzacja poszkodowanego trwała 3 godziny. Efekt był niesamowity – mówi Przemysław Ostrowski, kolejny członek ekipy z Pleszewa.
Było też zadanie „na wysokości”. - Osoba obcinająca na wysokości gałęzie drzew była ranna. Trzeba było ją zabezpieczyć ponad 10 metrów nad ziemią i ewakuować na ziemię – relacjonuje Przemysław Ostrowski. Ratownicy udzielali również pomocy osobie cierpiącej na schizofrenię, ukąszonej przez żmiję czy rolnikowi, który zasłabł na traktorze. – W kość dało nam zadanie, które określamy jako „zbiorowe”. Pięciu rannych w wypadku samochodowym. Tutaj liczy się szybkie podejmowanie decyzji – komu i w jakiej kolejności udzielać pomocy – opowiada strażak.
Kilka razy ratowników czekała kąpiel. Tak jak w przypadku udzielania pomocy mężczyźnie w kajaku. – W kolejnej trzeba było pokonać 200 metrów rzeką pod prąd, żeby dotrzeć do poszkodowanych w aucie, które wpadło do wody – mówi Przemysław Ostrowski. Był też poszkodowany zbieracz złomu przygnieciony gruzem. No i zadanie w zakładzie karnym w Barczewie, gdzie jeden z więźniów dźgnął nożem drugiego. – Wszystko szło dobrze, ale jeden z więźniów uwolnił się i zaatakował mnie – relacjonuje Mateusz Grabarek. Pozostała część ekipy miała więc do uratowania dwie poszkodowane osoby. - Przed tym zadaniem przeszliśmy szczegółową procedurę, żeby móc wejść do środka. Trzeba był zdać ostre narzędzia, telefony – dodaje Marcin Woźniak.
Strażacy ze wszystkimi zadaniami poradzili sobie doskonale. I na 32 ekipy, właśnie reprezentacja KP PSP w Pleszewie okazała się najlepsza! – Liczyliśmy na miejsce w pierwszej piątce – mówi Marcin Woźniak. Tymczasem - zdobyli pierwsze. – Atmosfera była niesamowita. Całe miasto żyło tym wydarzeniem, co chwilę objawy sympatii ze strony społeczeństwa – podkreśla Józef Gmyrek. I dziękuje wszystkim chłopakom w komendzie. – Pomagali nam się przygotować do zawodów, ćwiczyli z nami scenki. Słowa wdzięczności kierujemy również do naszego komendanta, który nas wspierał, jak również i do komendanta wojewódzkiego – za zgodę na wyjazd – podsumowuje Józef Gmyrek.