Na relację z tej podróży oczekiwało wielu mieszkańców naszego miasta i okolic - sala w pleszewskiej bibliotece szybko zapełniła się zaciekawionymi słuchaczami.
- Swoją pasją podzielą się z nami ludzie, mający za sobą doświadczenie, o którym jak tylko myślę - to jest mi zimno. Lód, mróz, fauna i flora tamtejszych terenów nie była im straszna. Mówię tu o fantastycznej wyprawie na Spitsbergen i ludziach, którzy z plecakiem i namiotem wędrowali od Morza Barentsa do Morza Grenlandzkiego - zapowiedziała gości Zuzanna Musielak - Rybak, dyrektor biblioteki w Pleszewie.
Ekstremalna wyprawa pleszewian na Spitsbergen
Spitsbergen to największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard na Morzu Arktycznym. Część jej obszaru pokryta jest lodowcami. To właśnie tam na początku sierpnia wybrało się trzech mieszkańców powiatu pleszewskiego - Adam Włodarczyk, Jarosław Niemann i Tristan Szymański.Polarnicy opowiedzieli na spotkaniu 9 listopada o tym, co spotkało ich w trakcie wyprawy oraz jakie doświadczenia z niej wynieśli. Podzielili się też dobrymi praktykami z innymi pasjonatami podróży, którzy przybyli do pleszewskiej biblioteki.
By zobrazować ekspedycję, pleszewianie pokazywali zebranym zdjęcia i nagrania, chociaż jak podkreślali - nie oddadzą one tego, co na Spitsbergenie działo się w rzeczywistości.
- Każdy może tam polecieć i pozwiedzać, ale w ramach jednodniowych trekkingów. Dłuższe eskapady muszą być zgłoszone u pani gubernator. Odbywają się one z telefonem satelitarnym i przewodnikiem - wyjaśnił Adam Włodarczyk.
Polarnikom udało się pojechać na kilkudniową wyprawę dzięki pieniądzom uzyskanym od ponad 140 sponsorów. Grupa, w której wędrowali liczyła 11 osób. Poza nimi - tworzyły ją zespoły z Warszawy i Krakowa.
Wyspa, na której nie wolno umierać ani rodzić
Podróżnicy zwiedzili m.in. Longyearbyen, stolicę archipelagu Svalbard - miasto, które liczy 2,5 tys. mieszkańców.
- Na wyspie obowiązuje ustawa, która mówi, że nie wolno tam rodzić. Kobiety w zaawansowanej ciąży wywożone są do Norwegii na kontynent. Potem wracają. Jest tu żłobek, przedszkole, szkoła - wszystko, co potrzeba do życia - mówił Tristan Szymański.
Co ciekawe, nie można tam też… umierać. Dlaczego?
- Nie ma cmentarza, poza jednym symbolicznym. Tam jest wieczna zmarzlina, więc zwłoki się nie rozkładają - zwięźle wyjaśnił podróżnik.
Wędrówka przez tundrę
Inne z praw zakazuje wybierać się poza miasta leżące na wyspie bez… broni. To właśnie na takich obszarach najwięcej czasu spędzili nasi polarnicy - wędrując przez „głęboką” tundrę.
- Góry, kamienie, piasek. Na wyspie nie ma ani jednego drzewa. Tylko trawa, mech i małe białe kwiatki, nazywane przez mieszkańców bawełną Arktyki. Środkowa część wyspy nazywana jest pustynią Arktyki - bo bardzo rzadko pada tam deszcz - relacjonował Włodarczyk.
Polarnicy dziennie pokonywali około 25-kilometrową trasę. Gdy przychodziła pora - rozbijali namiot. Od godz. 23.00 do 8.00 rano jedna osoba z grupy pełniła wartę, by uniknąć spotkania z niedźwiedziem. Zmieniali się co 1,5 godziny. Uprzedzając pytania o przenikliwe zimno, z jakim niewątpliwie kojarzy się Arktyka, Adam Włodarczyk wyjaśnił:
- Pojechaliśmy w okienku pogodowym, na przełomie lipca i sierpnia, kiedy temperatura wynosiła od 10 do 18 stopni w dzień.
Spotkanie z niedźwiedziem polarnym
Bohaterom spotkania udało się zbudować duże napięcie wokół wątku spotkania z niedźwiedziem. Doszło do niego, czy nie - zastanawiali się słuchający relacji ze Spitsbergenu.
- Wzrost niedźwiedzia, kiedy staje na łapach wynosi 4 metry. Dwa niedźwiedzie potrafią wyciągnąć z przerębla wieloryba, który ważny powyżej 10 ton - opisywał Tristian Szymański. - Jeden miś ważny około 800 kg - dodał Adam Włodarczyk.
To właśnie jemu nadano podczas wyprawy ksywkę - „tańczący z niedźwiedziami”. To dlatego, że nasz podróżnik wyrażał najmniej obaw podczas podnoszonych alarmów.
Jak się okazało, panowie nie spotkali niedźwiedzia w górach, ale nad morzem, w ostatni dzień pobytu na wyspie. I to nie jednego, a dwa. Na szczęście udało im się szybko "ewakuować" na łódź i uniknąć bezpośredniej konfrontacji. Ale widok dwóch polarnych „misiów” zapamiętają na długo.
Wędrowcy podziwiali w trakcie swojej wyprawy także renifery, lisy polarne i wieloryby. Jednego dnia odpierać musieli atak… rybitw, a kiedy indziej minęli się z zaprzęgiem psów.
Spotkanie w bibliotece zakończyły pytania od publiczności oraz bezpośrednie rozmowy z zainteresowanymi osobami. Każdy mógł też obejrzeć ekwipunek, który podróżujący wykorzystywali w trakcie ekspedycji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.