reklama

Pleszewianie wrócili z wyprawy polarnej. Co czekało ich na Spitsbergenie? [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZ plecakiem i namiotem wędrowali przez Spitsbergen - od Morza Barentsa do Morza Grenlandzkiego. O swojej niezwykłej wyprawie opowiedzieli w pleszewskiej bibliotece polarnicy - Adam Włodarczyk, Jarosław Niemann i Tristan Szymański.
reklama

Na relację z tej podróży oczekiwało wielu mieszkańców naszego miasta i okolic - sala w pleszewskiej bibliotece szybko zapełniła się zaciekawionymi słuchaczami. 

- Swoją pasją podzielą się z nami ludzie, mający za sobą doświadczenie, o którym jak tylko myślę - to jest mi zimno. Lód, mróz, fauna i flora tamtejszych terenów nie była im straszna. Mówię tu o fantastycznej wyprawie na Spitsbergen i ludziach, którzy z plecakiem i namiotem wędrowali od Morza Barentsa do Morza Grenlandzkiego - zapowiedziała gości Zuzanna Musielak - Rybak, dyrektor biblioteki w Pleszewie. 

Ekstremalna wyprawa pleszewian na Spitsbergen  

Spitsbergen to największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard na Morzu Arktycznym. Część jej obszaru pokryta jest lodowcami. To właśnie tam na początku sierpnia wybrało się trzech mieszkańców powiatu pleszewskiego - Adam Włodarczyk, Jarosław Niemann i Tristan Szymański. 

reklama

Polarnicy opowiedzieli na spotkaniu 9 listopada o tym, co spotkało ich w trakcie wyprawy oraz jakie doświadczenia z niej wynieśli. Podzielili się też dobrymi praktykami z innymi pasjonatami podróży, którzy przybyli do pleszewskiej biblioteki.

By zobrazować ekspedycję, pleszewianie pokazywali zebranym zdjęcia i nagrania, chociaż jak podkreślali - nie oddadzą one tego, co na Spitsbergenie działo się w rzeczywistości. 

- Każdy może tam polecieć i pozwiedzać, ale w ramach jednodniowych trekkingów. Dłuższe eskapady muszą być zgłoszone u pani gubernator. Odbywają się one z telefonem satelitarnym i przewodnikiem - wyjaśnił Adam Włodarczyk. 

Polarnikom udało się pojechać na kilkudniową wyprawę dzięki pieniądzom uzyskanym od ponad 140 sponsorów. Grupa, w której wędrowali liczyła 11 osób. Poza nimi - tworzyły ją zespoły z Warszawy i Krakowa. 

reklama

Wyspa, na której nie wolno umierać ani rodzić

Podróżnicy zwiedzili m.in. Longyearbyen, stolicę archipelagu Svalbard - miasto, które liczy 2,5 tys. mieszkańców. 

- Na wyspie obowiązuje ustawa, która mówi, że nie wolno tam rodzić. Kobiety w zaawansowanej ciąży wywożone są do Norwegii na kontynent. Potem wracają. Jest tu żłobek, przedszkole, szkoła - wszystko, co potrzeba do życia - mówił Tristan Szymański. 

Co ciekawe, nie można tam też… umierać. Dlaczego?

- Nie ma cmentarza, poza jednym symbolicznym. Tam jest wieczna zmarzlina, więc zwłoki się nie rozkładają - zwięźle wyjaśnił podróżnik. 

Wędrówka przez tundrę

Inne z praw zakazuje wybierać się poza miasta leżące na wyspie bez… broni. To właśnie na takich obszarach najwięcej czasu spędzili nasi polarnicy - wędrując przez „głęboką” tundrę. 

reklama

- Góry, kamienie, piasek. Na wyspie nie ma ani jednego drzewa. Tylko trawa, mech i małe białe kwiatki, nazywane przez mieszkańców bawełną Arktyki. Środkowa część wyspy nazywana jest pustynią Arktyki - bo bardzo rzadko pada tam deszcz - relacjonował Włodarczyk.  

Polarnicy dziennie pokonywali około 25-kilometrową trasę. Gdy przychodziła pora - rozbijali namiot. Od godz. 23.00 do 8.00 rano jedna osoba z grupy pełniła wartę, by uniknąć spotkania z niedźwiedziem. Zmieniali się co 1,5 godziny. Uprzedzając pytania o przenikliwe zimno, z jakim niewątpliwie kojarzy się Arktyka, Adam Włodarczyk wyjaśnił: 

- Pojechaliśmy w okienku pogodowym, na przełomie lipca i sierpnia, kiedy temperatura wynosiła od 10 do 18 stopni w dzień. 

Spotkanie z niedźwiedziem polarnym

Bohaterom spotkania udało się zbudować duże napięcie wokół wątku spotkania z niedźwiedziem. Doszło do niego, czy nie - zastanawiali się słuchający relacji ze Spitsbergenu. 

- Wzrost niedźwiedzia, kiedy staje na łapach wynosi 4 metry. Dwa niedźwiedzie potrafią wyciągnąć z przerębla wieloryba, który ważny powyżej 10 ton - opisywał Tristian Szymański. - Jeden miś ważny około 800 kg - dodał Adam Włodarczyk.

To właśnie jemu nadano podczas wyprawy ksywkę - „tańczący z niedźwiedziami”. To dlatego, że nasz podróżnik wyrażał najmniej obaw podczas podnoszonych alarmów.  

Jak się okazało, panowie nie spotkali niedźwiedzia w górach, ale nad morzem, w ostatni dzień pobytu na wyspie. I to nie jednego, a dwa. Na szczęście udało im się szybko "ewakuować" na łódź i uniknąć bezpośredniej konfrontacji. Ale widok dwóch polarnych „misiów” zapamiętają na długo.    

Wędrowcy podziwiali w trakcie swojej wyprawy także renifery, lisy polarne i wieloryby. Jednego dnia odpierać musieli atak… rybitw, a kiedy indziej minęli się z zaprzęgiem psów. 

Spotkanie w bibliotece zakończyły pytania od publiczności oraz bezpośrednie rozmowy z zainteresowanymi osobami. Każdy mógł też obejrzeć ekwipunek, który podróżujący wykorzystywali w trakcie ekspedycji. 

Pleszewscy polarnicy - pasjonaci niezwykłych ekspedycji 

Warto zaznaczyć, że Adam Włodarczyk, Jarosław Niemann i Tristan Szymański mają za sobą więcej ekstremalnych doświadczeń. Włodarczyk w ostatnich latach odbył wiele ciekawych podróży - do Kazachstanu, Chin czy Gruzji. Niemannem wziął udział w Marszu Śledzia w Zatoce Puckiej. Szymański jest miłośnikiem wędrówek górskich. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama