Od jak dawna związana jest pani z „jedynką”? Jak przebiegała pani droga do fotela dyrektorskiego?
Muszę przyznać, że miałam zupełnie inną koncepcję mojej drogi zawodowej. Po studiach pedagogicznych na Uniwersytecie Adama Mickiewicza znalazłam pracę w Szkole Podstawowej nr 60 im. Wojciecha Bogusławskiego w Poznaniu. Zależało mi na rozwijaniu się w kierunku naukowym. Ale sytuacja rodzinna i brak mieszkania - a były to początki lat 90. - spowodowały, że wróciłam do Pleszewa.
I od razu była to pleszewska „jedynka”?
Tak. Jedna z nauczycielek poszła na roczny urlop zdrowotny, otrzymałam jej klasę. Pamiętam jak wywołało to poruszenie wśród rodziców, że ktoś nowy, młody będzie opiekował się ich dziećmi, dopytywali czy mam przygotowanie. Co zresztą nie powinno dziwić. Okazało się, że ta praca dała mi mnóstwo satysfakcji. Po roku poproszono bym została. I pracuję już ponad 30 lat.
Czego pani nauczała przez ten czas?
Zaczęłam od edukacji wczesnoszkolnej, potem język polski i dalej kontynuacja edukacji wczesnoszkolnej. Ponieważ, jak już wspominałam, ciągnęło mnie do nauki – dokształcałam się. Skończyłam pomoc psychologiczną w Instytucie Psychologii w Poznaniu i tym też się zajęłam. To były początki lat 90. i dużo mówiło się wtedy o dysleksji, nazywanej dzisiaj specyficznymi trudnościami w nauce czytania i pisania, pojawiło się też nowe hasło – ADHD. Podjęłam studia podyplomowe z terapii pedagogicznej na oddziale pedagogiki specjalnej, to dało mi możliwość prowadzenia dodatkowych zajęć dla dzieci z zaburzoną percepcją wzrokową czy słuchową, m.in. poprzez muzykoterapię. Zawsze miałam dobre relacje z uczniami i rodzicami, lubiłam tę współpracę. Co trzy lata rozstawałam się z kolejnymi klasami, aż w 2018 roku dostałam propozycję od ówczesnego dyrektora Janusza Lewandowskiego, by zostać wicedyrektorem. Zastanawiałam się, czy jako praktyk iść w tę stronę - bardziej urzędową. Stwierdziłam, że warto. I wtedy zaczął się ogrom pracy.
Innej niż dotychczas.
Często tęskniłam za klasą i sytuacją, kiedy sama sobie jestem sterem, żaglem i okrętem, wiem, co będzie jutro i pojutrze. Na stanowisku dyrektorskim tego nie ma, w zamian za to jest setka papierów, mnóstwo telefonów i co rusz zmiany w oświacie. Przez chwilę się tego obawiałam, ale podjęłam to wyzwanie. Jestem z rocznika bardzo ambitnego i pracowitego, musiałam się po prostu przestawić na inny sposób pracy. Wszystko się ułożyło. Potem pojawiała się możliwość wystartowania w konkursie na dyrektora. Zdecydowałam się podjąć to wyzwanie - dla dzieci i rodziców, których zaufanie udało mi się zdobyć przez te wszystkie lata. Zaprezentowałam moją koncepcję rozwoju szkoły. Nie miałam kontrkandydata. Zdobyłam pozytywne opinie od wszystkich 15 osób z komisji.
Została pani dyrektorem we wrześniu 2020 roku. To był trudny okres dla szkół, bo trzeba było sobie poradzić z pandemią i jej skutkami.
Mierzyłam się z tym wyzwaniem jeszcze jako wicedyrektor, bo na początku 2020 roku zastępowałam ówczesnego dyrektora. Można powiedzieć, że to było przyspieszone przekazywanie obowiązków. Znałam przepisy i procedury, więc od 1 września 2020 miałam już wiele rzeczy przygotowanych. Ale początek nie był łatwy. Trzeba było przestawić się na zdalne nauczanie. Robić co się da, żeby rodzicie nie mieli pretensji, że nie wszystko funkcjonuje, tak jak powinno, ich dzieci nie mają pełnej wiedzy, a z drugiej strony, żeby nauczyciele mieli odpowiednie warunki do nauczania. Oni sami musieli nauczyć się korzystać z internetowych platform komunikacyjnych. O godzinach pracy i ilości zarażonych uczniów świadczyły raporty. To były sterty dokumentów - nad którymi wspólnie czuwaliśmy z sanpeidem,
Niedługo potem wybuchła wojna w Ukrainie. W Pleszewie pojawiło się wiele uciekających przed nią matek z dziećmi. Kolejne duże wyzwanie dla szkoły.
Obok Kowalewa, byliśmy szkołą, która przyjęła najwięcej uchodźców po 24 lutego 2022 roku. Przyjeżdżali w złym stanie psychicznym i fizycznym. Pierwszy raz miałam kontakt z ludźmi w tak ogromnej traumie. Nie przesadzaliśmy wtedy z papierami, zbieraliśmy przede wszystkim informacje o tym, do jakiej szkoły dziecko chodziło w Ukrainie, ważne były też oświadczenia, czy ma uczęszczać do klasy niżej - chociaż znakomita większość u nas kontynuowała naukę w swoim roczniku. Na początku mieliśmy około 30 - 40 uczniów uchodźców. Kontakt ułatwiła mi znajomość języka rosyjskiego, którego uczyłam się w szkole. Zawsze jednak pytałam, czy mogę go używać, żeby nikogo nie urazić. Bardzo pomogła nam rada rodziców i rodzice naszych uczniów – ich zaangażowanie było niesamowite. Każde dziecko dostało plecak z wyposażeniem, zorganizowano torby z odzieżą i rzeczami do higieny.
Potem zaczęła się praca na rzecz integracji?
Każdy z wychowawców został zobligowany do przeprowadzenia pogadanki na temat tej trudnej sytuacji. Wspaniale zachowali się też rodzicie, którzy rozmawiali o tym ze swoimi dziećmi. Językowo pomagała nam nauczycielka języka angielskiego, która zajmuje się u nas Erasmusem. Dzięki zaangażowaniu burmistrz Izabeli Świątek i urzędu pracy, trzy mamy z Ukrainy otrzymały u nas staż i pomagały nam w oddziałach przedszkolnych, gdzie było najwięcej dzieci, wymalowały nam też stołówkę szkolną. Zorganizowaliśmy dzień świąt polsko-ukraińskich, na którym poznawaliśmy swoje zwyczaje. Podkreślę to jeszcze raz - obraz wojny jest wstrząsający. Ludzie są w takiej sytuacji, jaka spotkała Ukraińców, kompletnie zagubieni. Dlatego wsparcie jest tak ważne.
Ile jest teraz w „jedynce” dzieci z Ukrainy?
Te rodziny stopniowo się przemieszczały, niektóre wróciły do Ukrainy. To było dla nas niełatwe zadanie organizacyjne, musieliśmy współpracować z innymi szkołami, ponieważ czasami ci rodzicie wyjeżdżali z Pleszewa nie informując nas o tym. Szukaliśmy ich, bo w polskim systemie nie ma tak, że dziecko może nagle zaginąć. Obecnie mamy u siebie siedemnaścioro uczniów z Ukrainy.
Co z założonego planu udało się pani wykonać w mijającej kadencji?
Przede wszystkim chodziło mi o relacje, o zbudowanie wzajemnego zaufania na linii szkoła - rodzice i uczeń. Uważam, że to powinien być punkt wyjścia dla dyrektora. Do tego niezbędna jest m.in. sprawna komunikacja wewnątrz samej szkoły. Dlatego stworzyliśmy dobrze działający sekretariat. Zależało mi na tym, żeby właściwie delegować obowiązki i to również się udało. Bardzo dobrze współpracuje mi się z moimi pracownikami. Kolejna ważna rzecz to infrastruktura. W tym zakresie również sporo poczyniliśmy. Stworzyliśmy dwie pracownie komputerowe – jedna dla klas I-III, druga dla IV-VIII, gdzie jeden komputer przypada na jednego ucznia. Mamy również salę językową i świetlicę oraz pracownię techniczną, gdzie każde dziecko ma swoje stanowisko, fartuszek, skrzynkę z narzędziami i materiały do działania. W ramach programu Laboratoria Przyszłości powstała sala STEAM oraz pracownia nagrań, jak również pojawiły się drukarki 3D. W każdej sali lekcyjnej zamontowano telewizor interaktywny. Na korytarzu na trzecim piętrze ustawiliśmy pufy i tapczany, tworząc przytulną przestrzeń do odpoczynku. Poza tym, są strefy ciszy, które są właściwie pokłosiem tego, co wydarzyło się po wybuchu wojny w Ukrainie. Muszę dodać, że pani Izabeli Świątek bardzo zależy na tym, żeby nasze szkoły dobrze wyglądały i prosperowały, były interesujące dla rodziców, którzy w tych czasach są dla nas jak partnerzy, ale też i klienci.
Sporą dyskusję wywołały mobilne strefy ciszy zakupione przez miasto. Jak pani ocenia ich funkcjonowanie?
Zarówno sale, jak i mobilne strefy ciszy dobrze u nas funkcjonują, widać, że dzieciaki potrzebują spokoju. Mobilne strefy ciszy wzbudziły wiele emocji w opinii publicznej, ale jeżeli ktoś pracuje na co dzień z dziećmi i widzi, z jakimi borykają się problemami, wie, że nie jest to kontrowersyjne narzędzie. Oczywiście nikt nie jest zmuszany, żeby z nich korzystać. U nas są do dyspozycji w przedszkolu, na świetlicy i klasach I-III. Wcześniej mieliśmy namioty wyciszające, które różnią się w zasadzie tym, że nie można było ich przenosić. Dbamy o to, żeby każde dziecko prawidło się rozwinęło, kierujemy na badania jeśli jest potrzeba, rozmawiamy o tym z rodzicami. Chcemy dać im jak najlepsze warunki.
W ciągu minionych kilkudziesięciu lat mocno zmieniła się rola nauczyciela w tym obszarze?
Dziś nauczyciel ma nawiązywać relacje z uczniami, obserwować ich stan psychiczny, reagować, gdy coś budzi niepokój – czy dziecko jest smutne, wycofane, a nawet czy nie dochodzi do samookaleczeń. Ma być uważny i działać, zanim stanie się coś złego. Ważne jest, by dziecko czuło się bezpieczne i mogło się otworzyć. Nie jest to łatwe, ale stopniowo sobie z tym radzimy. Wyzwaniem są też coraz częstsze przypadki dzieci z autyzmem czy innymi trudnościami. Tacy uczniowie często mają opinie o potrzebie kształcenia specjalnego. Potrafią zakłócać lekcje, co stanowi wyzwanie dla nauczycieli. Niektórzy nauczyciele są na to przygotowani – nie tylko ze względu na wykształcenie, ale także przez swoje podejście, osobowość, empatię, ale są też tacy, którym to sprawia trudność. Zawsze podkreślam: nie można obwiniać tylko ucznia. Trzeba próbować innych metod – czasem zamiast powiedzieć "usiądź i nie przeszkadzaj", lepiej dać dziecku konkretne zadanie, choćby symboliczne, by zmienić jego nastawienie. Nawet jeśli uczeń ma nauczyciela wspomagającego, to przy dużym spektrum nie zawsze on wystarcza – bo przecież każda osoba w spektrum jest inna. W minionym roku szkolnym mieliśmy pięcioro uczniów z autyzmem, w przyszłym – już dziewięcioro. To duża zmiana.
Czy to oznacza, że osób w spektrum autyzmu jest dzisiaj więcej niż kiedyś, czy po prostu lepiej diagnozujemy?
Myślę, że przypadki były zawsze. Jednak kiedyś wszystko, co odbiegało od normy – np. wstawanie z ławki, impulsywność, agresja – nazywano ADHD albo przypisywano problemom w rodzinie. Dopiero około 25 lat temu zaczęto szerzej mówić o autyzmie i Aspergerze, zaczęły się szkolenia dla nauczycieli i dyrektorów. Rozporządzenia o pomocy psychologiczno-pedagogicznej doprecyzowały rolę szkoły – pojawiły się wymogi oceny efektywności, prowadzenia dokumentacji, tworzenia indywidualnych programów edukacyjno-terapeutycznych (IPET-ów).
Widać efekty takiego wsparcia ze strony szkoły?
To zależy – przede wszystkim od stopnia autyzmu i od współpracy z rodzicami. Tam, gdzie rodzice są otwarci, chętni do współpracy, efekty są naprawdę widoczne. Tam, gdzie szkoła zostaje z problemem sama, jest trudniej. W skrajnych sytuacjach, kiedy wszystkie strony – szkoła, specjaliści i rodzice – uznają, że dziecko nie radzi sobie w grupie, wdrażamy nauczanie indywidualne.
Jakie jeszcze wyzwania stoją dzisiaj przed nauczycielami?
Konieczność odchodzenia od starych metod nauczania. Dziś uczenie wyłącznie starymi metodami to błąd. Dzieci świetnie znają aplikacje, są bystre i często przewyższają nauczycieli w umiejętności korzystania z Internetu. Musimy pokazać, że nie odstajemy – że potrafimy wykorzystać nowoczesne narzędzia. Takie wnioski mieliśmy również po wyjeździe w ramach Erasmusa do Grecji, gdzie obserwowaliśmy, jak tamtejsi nauczyciele korzystają z technologii. To ważne, bo jeśli my nie pokażemy uczniom, że jesteśmy na bieżąco, to staniemy się dla nich niewiarygodni. W edukacji wczesnoszkolnej sprawdzają się tablice interaktywne z różnego rodzaju aplikacjami – od „koła fortuny”, po interaktywne zagadki. Z powodzeniem korzystamy z nich również w przedszkolu. W starszych klasach dominują aplikacje e-learningowe. Również sztuczna inteligencja staje się narzędziem, którego warto używać - chociażby, żeby pokazać, że to, co nam podsuwa nie zawsze jest prawdą. Uważam, że dziś to właśnie umiejętność korzystania z tych narzędzi jest miarą szkoły i nauczyciela. Oczywiście nie wszyscy nauczyciele mają do tego predyspozycje, nie oczekuję, że będą mistrzami technologii. Wymagam jednak podstawowych kompetencji.
Poza technologią, wyzwaniem dla pedagogów są języki obce. Będąc na Erasmusie, widziałam jak wielu nauczycieli w Europie jest dwujęzycznych. Angielski to dziś podstawa. My, starsze pokolenie, tego już w sobie nie zmienimy – wielu z nas powoli zbliża się do emerytury. Ale młodsi nauczyciele powinni nad tym pracować. Czasem prowadzę trudne rozmowy – pytam nauczyciela, czy naprawdę chce być w tym zawodzie. Bo jeśli ktoś przychodzi z niechęcią, z poczuciem ciężaru, to może warto się zastanowić nad zmianą. To zawód wymagający, często niedoceniany. Kiedyś był ogromny etos nauczyciela – w latach 90., gdy zaczynałam pracę, czuło się, że nasza wiedza i zawód są szanowane. Dziś to się zmieniło – częściowo przez politykę, narrację o „18 godzinach pracy” - co zniechęca młodych ludzi. Staram się pozyskiwać wartościowych nauczycieli i pokazywać, że to zawód z misją – trzeba czuć „to coś”.
Co z nadużywaniem telefonów przez dzieci? Jak sobie z tym radzicie?
W szkole obowiązuje zasada, że uczniowie nie korzystają z telefonów. Gdy muszą zadzwonić do rodzica - udają się do pedagoga i tam odbywa się rozmowa. Jeśli jednak uczeń demonstracyjnie łamie zasady, telefon zostaje zabezpieczony, a późniejszy odbiór odbywa się przez rodzica. I muszę przyznać, że rodzice są za takim rozwiązaniem – wyrażają na to zgodę podczas zebrań, podpisując stosowne oświadczenia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nieustannym wyzwaniem dla szkół są też środki finansowe.
Tak, oświata to zawsze ogromne zadanie dla samorządu. Budżet to jedno, mamy swoje ramy, w których działamy, ale też szukamy innych możliwości – korzystamy z projektów i programów, w których aktywnie uczestniczymy. Na przykład, dzięki Narodowemu Programowi Rozwoju Czytelnictwa wyposażyłam bibliotekę: mamy ladę czytelniczą, rozdzielniki, podświetlaną sofę do czytania i oczywiście nowe książki. Kolejny przykład to „Cyfrowa szkoła” – dostaliśmy laptopy. Mieliśmy też projekt, w którym jeden z uczniów wygrał dla szkoły 50 tys. zł – dzięki temu mamy mobilną pracownię komputerową. Realizowaliśmy też program „Posiłek w szkole”. W 2020 roku – wtedy byłam jeszcze wicedyrektorem – wraz z wicedyrektorem - Jackiem Wypuszczem, dzięki dotacji - część kuchenna wraz ze stołówką została kompleksowo wyposażona. To kwestia dobrze napisanych projektów i zaangażowania – i my to robimy.
Jakie ma pani plany na nadchodzącą kadencję?
Nasza szkoła ma być miejscem wszechstronnego rozwoju – stawiamy na relacje, bezpieczeństwo, nowoczesną edukację i otwartość na potrzeby uczniów. W centrum naszej filozofii są neurodydaktyka, praca projektowa oraz ocenianie kształtujące. Inspirujemy się modelami takimi jak szkoły Da Vinci – stawiamy na rozwój potencjału dziecka, myślenie krytyczne i współpracę. Symbolicznym wyrazem tej wizji będzie mural, autorstwa Sławomira Danielskiego, który pojawi się nad wejściem do placówki jeszcze w lipcu. Będzie przedstawiał dziewczynkę z książką, w otoczeniu zabawek i symboli nauki – to metafora szkoły jako przestrzeni rozwoju i bezpieczeństwa.
Stawiamy też na innowacje pedagogiczne - chcemy wprowadzić punktowy system oceniania z matematyki w klasach 7–8 od przyszłego roku – zamiast tradycyjnych ocen, uczniowie będą otrzymywać punkty, jak na egzaminie ósmoklasisty. Opracujemy skalę przeliczeniową, która pozwoli na koniec roku wystawić ocenę zgodną z wymogami rozporządzenia. Rada Rodziców przyjęła ten pomysł pozytywnie, teraz będziemy zapoznawać z nim wszystkich rodziców na zebraniach klasowych. Planujemy także podział na grupy poziomujące na lekcjach matematyki od 6. klasy, co pozwoli lepiej dostosować nauczanie do indywidualnych możliwości uczniów. Wprowadzimy również tydzień projektowy – będzie polegał na tym, że każda lekcja – niezależnie od przedmiotu – będzie odnosiła się do wspólnego tematu przewodniego. Na przykład, jeśli tematem byłby „piorunochron”, to na technice uczniowie mogliby zbudować jego model, na muzyce nagrać odgłosy burzy, a na języku polskim napisać kilka zdań o zjawisku. Chodzi o stworzenie korelacji międzyprzedmiotowej i aktywne wykorzystywanie wiedzy.
Co z inwestycjami w bazę dydaktyczną?
Planujemy stworzyć mobilną pracownię – wyposażoną w specjalne krzesła z pulpitami, które uczniowie będą mogli dowolnie przestawiać. To pozwoli na elastyczne aranżowanie przestrzeni – od klasycznego układu podczas zajęć, po pracę w grupach. Brakuje nam jeszcze pracowni muzycznej – chcemy urządzić ją w nietypowy sposób, np. zamiast ławek i stolików - z widownią. Na zaawansowanym etapie są prace nad otwarciem gabinetu stomatologicznego. Mamy odpowiednie pomieszczenie, współpracujemy z samorządem i firmą zainteresowaną prowadzeniem gabinetu – podpisaliśmy już umowę użyczenia. To będzie miejsce dostępne dla dzieci ze szkół z całej gminy. Planujemy również stworzenie zielonego patio przed szkołą – pierwsze drzewa już rosną, teraz pora na ławki i dalsze elementy. Modernizujemy też plac zabaw – przedsięwzięcie jest w fazie projektu. Zadbaliśmy o hydranty i ciśnienie wody, a w tym roku instalujemy kurtyny przeciwpożarowe w przedszkolu, w przyszłym – w szkole.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.