reklama

Wchodzą do miejsc, do których inni nie odważyliby się nawet zajrzeć [FOTO]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: archiwum

Wchodzą do miejsc, do których inni nie odważyliby się nawet zajrzeć [FOTO] - Zdjęcie główne

foto archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNie pojawiają się w telewizji, nie ma ich na pierwszych stronach gazet. – Ratujemy ludzi, nie mamy czasu na robienie sobie fotek – mówią. Dziś - 13 października ratownicy medyczni obchodzą swoje święto.
reklama

Kim są? Jak wygląda ich praca? Kulisy zawodu ratownika medycznego przybliżyli nam jakiś czas temu: Dariusz Tomczak, Piotr Kramarczyk  i Witold Szymczak. 

Powołanie

Witek ukończył szkołę zawodową jako blacharz samochodowy, potem technikum mechaniczne, studium medyczne i licencjat z ratownictwa medycznego. Piotr po technikum w zawodzie mechanik obróbki i skrawania skończył studium medyczne. Darek skończył technikum rolnicze. Potem studium medyczne. Zaczynał karierę jako sanitariusz i mdlał na widok krwi. Dziś – z wykształcenia ratownicy medyczni – ratują ludzkie życie. 

Obrazy

Przemoc, choroby, śmierć i ludzkie tragedie - to codzienność ratowników medycznych. I te obrazy.

Zostają w głowach na całe życie. Nie można się od nich uwolnić – przyznają zgodnie.

reklama

Witek  do końca życia nie zapomni wypadku z udziałem 12-letniego chłopca.

Zajeżdżamy na miejsce. Środek pola. Facet wymachuje rękami. Biegniemy przez ściernisko. Patrzę a tam dziecko w siewniku. Otwieram klapę. Dziecko, krew. Ręka wkręcona. Trzeba było odcinać jej fragment , żeby go wydostać. Z tym wszystkim pakujemy go do karetki – mówi. - Zamykam oczy i ciągle to widzę – dodaje.

Każdy z nich ma takie historie.

To było kilka lat temu. Pamiętam to do dziś i nie mogę się od tego uwolnić. Dziecko spłonęło w aucie. Matka zdążyła wysiąść, samochód zajął się ogniem i malucha nie dało się wyciągnąć. Koszmar – opowiadał nam Piotr. 

Zmory

Najbardziej boją się zdarzeń z udziałem dzieci.

reklama

 Zgłoszenie. Dyspozytor mówi, że dziecko jest nieprzytomne. Biegniemy z kolegą po schodach na trzecie piętro. Na drugim słyszę płacz. Ufff. Ulga płacze, a więc żyje – opowiadał nam Darek.

Największą zmorą są jednak pijani i osoby pod wpływem środków odurzających.  Takie osoby są często pobudzone i nie panują nad sobą.

Miałem takie zgłoszenie. Pacjent cały czas krzyczał do mnie „Zabije cię smoku!”. Musiałem na nim leżeć w karetce, żeby nam wszystkiego nie pozrywał. Ledwo dałem radę – wspominał Darek.

Miejsca

Wchodzą do miejsc, do których „normalny” człowiek nie odważyłby się nawet zajrzeć. A do obrony mają tylko torbę medyczną.

reklama

 Jest takie miejsce koło Taczanowa, gdzie metę mają bezdomni. Tam wchodząc trzeba patrzeć pod nogi. Jest dosłownie wszystko. Torby medycznej nie ma gdzie postawić – opowiadał nam  Witek.

Pocięta twarz, złamana ręka, zniszczony sprzęt, uszkodzona karetka.

To się dzieje. Kiedyś miałem takiego psychicznie chorego, któremu musiałem przytrząsnąć rękę szufladą, bo trzymał już nóż i chciał  zamachnąć się na lekarza stojącego obok – wspominał Darek.

Filmik

Czas jest ich największym przeciwnikiem. 

Mózg umiera w ciągu 4 minut w nagłym zatrzymaniu krążenia. Dlatego tak ważne jest, aby świadkowie zdarzenia, podejmowali pierwszą pomoc zanim dotrzemy na miejsce – mówił wówczas Witek.

Nieuzasadnione wezwania to codzienność. Gorączka, ból palca od tygodnia,  czerwone oczy, a nawet miesiączka.

Ludzie myślą, że wzywając pogotowie ominą kolejki u specjalistów, czy lekarza rodzinnego a prawda jest taka, w tym czasie może gdzieś w drugim końcu powiatu umierać człowiek, do którego my nie zdążymy dojechać – mówił nam Witek.

Ludzie traktują ich jak taksówkarzy lub spowiedników. Dziękuję - słyszą rzadko. Praktycznie nigdy.

Nie domagamy się specjalnych podziękowań, ale ludzie nie zdają sobie sprawy, jakie to dla nas ważne, jak ktoś podejdzie i powie „dobra robota ”.

Po co im to wszystko?

To jest pasja, trudno to wytłumaczyć, ale jest coś niezwykłego w tym zawodzie – mówią zgodnie.

Wszystkie niedogodności i kiepskie pensje wynagradzają im chwile, kiedy udaje się kogoś uratować albo powitać na świecie.

Kiedyś odebrałem poród w Kowalewie. Kobieta schodzi ze schodów, otwieram drzwi karetki i słyszę jak pielęgniarka krzyczy. To już! Błyskawicznie! Poród, chwila ciszy, i nagle… aaaaaa!!! Krzyk. I radość. Kiedy mała skończyła rok, przyszli do nas z wielką laurką – opowiadali.  

Społecznicy

Z traumą radzą sobie sami. Każdy ma własny sposób. Jeżdżą na motocyklach, uprawiają sport.  Działają też społecznie. I to naprawdę na dużą skalę. Pleszewscy ratownicy znani są z tego w całym powiecie pleszewskim, a nawet poza nim.

Wystarczy tutaj wspomnieć chociażby projekt "Mały i Młody Ratownik", czy akcję „Ratownicy medyczni dzieciom”, której pomysłodawcą jest Domniki Kołaski. W wolnym czasie ratownicy odwiedzają przedszkola i szkoły i uczą dzieci m.in. udzielania pierwszej pomocy. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama