Szykuje się drastyczny wzrost wysokości mandatów za zbyt szybką jazdę. Przekroczenie prędkości może nas kosztować nawet 1.500 złotych. Zmieni się też sposób karania za zdjęcia z fotoradarów.
Posłowie Platformy Obywatelskiej przygotowali projekt nowelizacji prawa drogowego. Wysokość mandatu za prędkość może być trzy, a w przypadku recydywistów nawet czterokrotnie wyższa niż dotychczas. Czy ma to na celu tylko poprawę bezpieczeństwa na drogach, czy jest to kolejny „skok na kasę” kierowców i działanie na korzyść budżetu państwa?
Naliczanie według średniej krajowej Obecnie stawki mandatów są jasno określone – taryfikator za najpoważniejsze wykroczenia przewiduje karę 500 złotych. To ma się zmienić. Jeśli nowelizacja wejdzie w życie, wysokość kar będzie obliczana na podstawie... średniej pensji szacowanej przez Główny Urząd Statystyczny. Za przekroczenie prędkości o 11-20 km/h zapłacimy 3% przeciętnego wynagrodzenia, które określane jest na poziomie 3.650 zł. Daje to około 110 zł. Odsetek ten rośnie wraz ze wzrostem prędkości. Za jazdę o 50km/h szybciej, niż przewidują przepisy, zapłacimy już 20% średniej pensji, czyli 730 złotych. Kary mają być szczególnie dotkliwe dla tych, którzy mocniej wcisną pedał gazu w terenie zabudowanym. Mandat za to wykroczenie to nawet 1460 złotych, czyli 40% średniej krajowej. Z kolei recydywiści, czyli kierowcy, którzy mają na koncie cztery lub więcej wykroczeń w roku, zapłacą o 50% więcej – w terenie zabudowanym aż 2.190 zł. Stawki te będą ruchome, w zależności od kondycji naszej gospodarki – jeśli średnie zarobki wzrosną, czego należy się spodziewać obserwując wieloletnią tendencję, proporcjonalnie do tego wzrosną kwoty mandatów.
Równają do Zachodu Skąd pomysł na taki sposób wyliczania wysokości upomnień? Ma to być zrównanie stawek do tych, które obowiązują na zachodzie Europy. Zdaniem ekspertów, za te same przewinienia, w naszym kraju płaci się o wiele mniej, niż w większości krajów Unii, a mandaty są niższe także w stosunku do zarobków. Dla przykładu, kary za przekroczenie prędkości o 20 km/h są dwukrotnie wyższe na Węgrzech czy w Rumunii, a trzykrotnie wyższe w Szwajcarii lub Holandii. W Norwegii za to przewinienie płaci się nawet ponad 400 euro. Średnie zarobki są tam jednak sześciokrotnie wyższe niż w Polsce. Z kolei za przekroczenie prędkości o 50 km/h, w Polsce płaci się w przeliczeniu około 120 euro, w Grecji przynajmniej 350 euro, w Hiszpanii 600 euro, we Francji 1.500 euro, a w Austrii nawet ponad 2.000 euro. Sposób naliczania wysokości mandatów względem średniej krajowej budzi wiele zastrzeżeń. Metoda ta uderzy przede wszystkim w tych, których zarobki są wyraźnie niższe, niż podaje statystyka GUS, przez co zmiany w prawie najdotkliwiej odczują najmniej zamożni, zwłaszcza najmłodsi kierowcy. Pod tym względem najsprawiedliwsze wydają się być systemy: szwajcarski oraz fiński, gdzie kara naliczana jest proporcjonalnie od zarobków kierujących.
Zmiany też w fotoradarach Nowe regulacje dotyczyć będą również egzekwowania kar za zdjęcia z fotoradarów. Mandaty będą nakładane w trybie administracyjnym, a nie jak do tej pory wykroczeniowym, przez co zamiast szukać kierowcy, który przekroczył przepisy, mandatem automatycznie obciążeni zostaną właściciele pojazdów. Ma to poprawić skuteczność ściągania mandatów. W 2013 roku na podstawie 980 tysięcy takich fotografii wystawiono zaledwie niecałe 300 tysięcy mandatów. Za zdjęcie nie będzie za to punktów karnych, ustawodawca przewidział również sytuacje wyjątkowe, w których będzie można uniknąć płacenia kar. Stanie się tak m.in. w przypadku kradzieży lub w tzw. stanie wyższej konieczności, gdy kierowca przekroczy prędkość np. ratując czyjeś życie. Ponadto stacjonarne fotoradary będą zarządzane wyłącznie przez Główny Inspektorat Ruchu Drogowego, a przenośne przez policję. Pieniądze z mandatów nie będą już więc zasilać budżetów gmin.
