reklama
reklama

Odwiedziliśmy pracownię Magdaleny Głoskowskiej - artystki z Chocza

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura - Przez długie lata traktowałam swoją twórczość jak terapię – mówi Magdalena Głoskowska z Chocza. Cuda, które tworzy ta utalentowana artystka m. in. ze szkła – można oglądać w jej pracowni nad Prosną.
reklama

Pracownia pani Magdy znajduje się na wjeździe do Chocza, przy prawym brzegu Prosny. Malarka mieszka tam od lat. Uważa, że nie mogła trafić lepiej.

- Mieszkać w Choczu to jest zaszczyt, wśród tych ludzi, w tej okolicy. To najpiękniejsze miasto na świecie – mówi Magdalena Głoskowska.

I dodaje, że bliski kontakt z naturą sprzyja tworzeniu. Do jej warsztatu przylatują niekiedy ptaki, a i ona sama nazywana jest kolorowym ptakiem znad rzeki.

Talent

Pani Magda lubiła tworzyć od najmłodszych lat.

- Jeździłam na półkolonie, w trakcie których haftowałam, rysowałam.

O artystycznym zapędzie małej dziewczynki pisała już jej mama w prowadzonej przez siebie kronice.

- Kiedy miałam 4 lata narysowałam łysego faceta w okularach. Już wtedy siedziały we mnie te twarze – mówi z uśmiechem pani Magda.

Talent otrzymała w genach. O swojej rodzinie opowiada z czułością.

- Babcia piękne haftowała. Dzisiaj myślę, że jestem do niej podobna – ona też miała swój fotel, swoje prace. Tata jest rzemieślnikiem. Kiedyś zajmował się kamieniarstwem, robił groby, kuł litery w płytach. Bardzo mi teraz pomaga, bo ma smykałkę do cięcia szkła. Odziedziczyłam też trochę po mamie, która była dekoratorką. 

Studia 

Malarka przyznaje, że dużą rolę w jej artystycznym rozwoju odegrały studia w Poznaniu.

- Najpiękniejsze lata. Przychodziłam do pracowni o godzinie 9 i wychodziłam o 22. Malowałam jak przecinak – wspomina z uśmiechem. – Profesor za pracę nagradzał mnie wystawami na koniec roku.

Pani Magda w swojej pracowni do dziś przechowuje witraże stworzone na studiach. Ten, dzięki któremu zdobyła dyplom licencjacki, zdobi jej werandę, inny wita przybyłych na wejściu. Są to też dowody na drogę przebytą przez ich autorkę.

- Dużo się uczyłam, chłonęłam. Koledzy malowali jedną martwą naturę, a ja malowałam ją na wiele sposób, bo chciałam odkryć różne możliwości i techniki.

Po zakończeniu edukacji urodziła syna – Adasia.

– I zaczęłam opowiadać swoją historię w obrazach. Malowałam codziennie w zamknięciu, nie wystawiałam nosa z pracowni.

Pojawienie się ukochanego dziecka było jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu naszej bohaterki. Ale przyszedł też trudny czas w życiu.

– Tworzyłam z bezradności i rozpaczy. Uciekałam w malarstwo. Te obrazy były mega kolorowe, ale często tak bardzo smutne… Kiedy je oglądałam, to leciały mi łzy - wspomina.

Obrazy z tamtego okresu pani Magda zachowała do dzisiaj. Nie chce jednak pokazywać ich publicznie. Na dziele zatytułowanym „Zszyte serce” namalowała kobietę.

– W jej twarzy jest i dobroć, i zło, które się biją i jednocześnie są zszyte – tłumaczy, ale zaraz chowa płótno.

Pani Magda zawsze znajdowała jednak sposób, żeby wyrazić siebie, dać upust swoim emocjom.

- Sztuka wyciągnęła mnie z „doła”. Daje mi szczęście, wolność, radość. Największą mam wtedy, kiedy ludzie spoglądają na obraz i mówią: to ja! To jest dla mnie!

Artystka wie - co chce przekazywać swoją twórczością innym.

- Żeby być sobą, nie mieć maski. Żeby mieć w sobie ducha – wiarę, nadzieję, miłość.

Inspiracja 

- Wracam teraz w twórczości do czasów studenckich – mówi nasza rozmówczyni.

To dlatego, że w swoich pracach zawiera dużo abstrakcji, którą kiedyś dla eksperymentu urozmaicała martwą naturę.

- Te abstrakcje żyją, każda ma swój przekaz i opowiada jakąś historię – wyjaśnia.

Szczególnie ważny jest dla niej witraż „Czereśniowa nalewka”.

- Najpierw powstał mały projekt martwej natury – butelka, jabłuszko, szklaneczka.

Z czasem koncept ewoluował i dzisiaj w swojej pracy pani Magda wskazuje na więcej elementów.

- Jest tam mój syn, ksiądz, trochę Boga. No cała historia - tłumaczy. – Wplatanie siebie w swoją twórczość jest nieuniknione. Niekiedy się zastanawiam – czy muszę się tak nagadać w tych obrazach? – pyta z uśmiechem.

Charakterystycznym elementem jej abstrakcyjnych dzieł są kolorowe twarze. To, kto ostatecznie znajduje się na płótnie, zaskakuje samą artystkę.

- Po czasie dowiaduję się, że to są konkretne osoby. Maluję portret i okazuje się, że namalowałam koleżankę z okolicy.

Do mieszkanki Chocza natchnienie przychodzi zewsząd.

- Inspirację czerpię z doświadczeń, z życia, przemyśleń. Trzeba uważać o czym się ze mną rozmawia, bo potem mogę to przelać na płótno – śmieje się. 

Ludzie 

Aktualnie pani Magda zajmuje się tworzeniem małych witraży. Wycina je w różnych kształtach, m.in. zwierząt. Przede wszystkim jednak skleja aniołki z tłuczonego, kolorowego szkła. Wykorzystuje do tego pozostałości po większych projektach.

- Moja droga do Boga była burzliwa. Prowadziła m.in. przez kościół zielonoświątkowców czy baptystów. Ale trafiłam do mojego prawdziwego Boga. I to była piękna droga. Doszłam do punktu, w którym mogę sobie pozwolić na robienie takich aniołków, które sprawiają radość innym.

Tworzenie przez nią licznych miniatur jest też efektem innej zmiany, jaka zaszła w jej życiu. Artystka otworzyła się na ludzi, w czym pomogli jej znajomi, przede wszystkim przyjaciółka.

- Bałam się, że nie mam w Choczu akceptacji, ale zobaczyłam, że nie jestem sama. Dotarłam do mieszkańców poprzez sztukę.

Okazja, żeby zobaczyć dużą kolekcję jej aniołów nadarzyła się podczas tegorocznego odpustu w Choczu. 

Marzenia 

Malarka mieszka w swojej ukochanej miejscowości od 6. roku życia. Dom zmieniała trzy razy. Dopiero ten nad Prosną, w którym mieszka obecnie z tatą, okazał się odpowiedni, żeby przerobić go na upragniony warsztat z galerią.

- Każdy gwoździk, każda śrubka to moja praca. Nikt mi w niej nie pomagał. Jestem z tego dumna, bo dałam radę sama – mówi.

Swoją artystyczną siedzibę otworzyła w 2019 r. Teraz jest to przestrzeń, do której zaprasza innych.

- To piękne miejsce w Choczu. Dużo się tutaj dzieje, przypływają kajakarze. Wszystko naprawdę zaczęło żyć.

Pani Magda polubiła również pracę z młodzieżą. Po koniec lipca br. ruszyły jej warsztaty współorganizowane przez pleszewską Zajezdnię Kultury.

- Wymyśliłam sobie, że zrobimy z dzieciakami poidełka dla ptaków z gliny. Z kolei z seniorami artystka będzie malowała anioły.

Kiedy pytam o jej największe marzenie odpowiada bez zawahania.

- Chciałabym sobie tworzyć i spokojnie żyć w dole rzeki. Móc robić fajne rzeczy i dzielić się tym z innymi.

Jedną z najcenniejszych radości jest dla niej to, że jej dziecko podąża wybraną przez siebie ścieżką życiową.

- Syn przyszedł któregoś dnia do domu i powiedział: mamo, chcę malować! Ucieszyłam się, ale on dodał: mamo, ja chcę malować ściany! I teraz wybiera się na wykończeniówkę do budowlanki. Wiem jakie to ważne, żeby człowiek szedł swoją drogą i nie zbaczał z niej. Najważniejsze w życiu jest wiedzieć, gdzie się idzie. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama