reklama

Strzałem w tył głowy

Opublikowano:
Autor:

Strzałem w tył głowy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia

Tragiczne losy pleszewskich policjantów, zamordowanych przez NKWD wiosną 1940 roku

W okresie międzywojennym pleszewski posterunek Policji Państwowej znajdował się w ratuszu. Podlegał Powiatowej Komendzie Policji Państwowej w Jarocinie. Przed wybuchem wojny w 1939 roku pracowało tam ośmiu policjantów: komendant Kornel Widyński, zastępca komendanta Bolesław Zieliński oraz Wojciech Bzymek, Jan Dominiczak, Stanisław Figan, Stanisław Jóźwiak, Władysław Lange i Jan Edward Urbański. Z pleszewskim posterunkiem współpracowali również pomocnicy policji: Stanisław Okoniewski i Piotr Pilarczyk oraz emeryci: Bartkowiak, Stempniak i Woźniak. Po wybuchu wojny 1 września 1939 roku początkowo policjanci mieli ewakuować się wspólnie z żołnierzami z 70 Pułku Piechoty, jednak Pleszew opuścili dopiero 3 września 1939 roku, gdy już po wojsku nie było śladu. Policjanci wyjechali z Pleszewa rowerami, z całego posterunku w grupie nie jechał tylko komendant Kornel Widyński, który wyruszył wcześniej. Ewakuowali się wspólnie z własnymi rodzinami załadowanymi na podwodach, na których jechały m.in.: Anna Dominiczak z córką Wiesławą (5 lat) i synem Zenonem (3 lata), Stanisława Figan z córką Heleną (12 lat) i synem Kazimierzem (15 lat), żona Stanisława Jóźwiaka z córkami Bożeną (1 rok) i Oleną (12 lat) i synami Zygmuntem (17 lat) i Henrykiem (16 lat), żona Jana Edwarda Urbańskiego z córkami Basią i Izabelą. Z grupą nie jechały rodziny Bolesława Zielińskiego i Wojciecha Bzymka. Jadącej kawalkadzie towarzyszyli pomocnicy policji. Po dojechaniu do Chocza, policjanci otrzymali rozkaz pozostawienia rodzin i pospiesznego udania się do Warszawy. W okolicach Chocza miało też miejsce serdeczne pożegnanie, które okazało się dla policjantów ostatnim. Dziś po latach, wówczas 5 letnia córka posterunkowego Jana Dominiczaka - Wiesława Łubińska tak wspomina tamten moment: ...Pamiętam, jak ojciec żegnając się z nami, włożył rękę pod opończę i ostatni raz uścisnął mi rękę. Jak się okazało, było to nasze ostatnie pożegnanie. Pierwszy nocleg podczas naszej wędrówki, po rozstaniu z ojcem spędziliśmy u gospodarza na strychu, śpiąc na workach. Pamiętam ciągłe bombardowania i w oddali widok łuny pożarów po bombach. Mama w nocy co chwilę, gdy następowało bombardowanie, zakładała nam buty, gdy ustępowało, ściągała, żebyśmy z powrotem mogli spać, te czynności często się powtarzały... Z Chocza grupa policjantów pojechała w kierunku Warszawy, pod którą zastępcy komendanta Bolesławowi Zielińskiemu zepsuł się rower. Po naprawie nie dogonił już kolegów i przez kilka miesięcy ukrywał się w województwie łódzkim. Po skontaktowaniu się z żoną zdał relację z wyprawy. Pozostali policjanci wraz z Pilarczykiem i Okoniewskim, z powodu przeludnienia Warszawy, z inną grupą skierowali się na południowy wschód. Kilka dni spędzili w lesie na Polesiu. Grupa, w której się znajdowali, wkrótce została ujęta przez Ukraińców i wywieziona do Przemyśla. Po ustaleniu tożsamości, Bzymek, Dominiczak, Figan, Józwiak, Lange i Urbański zostali skierowani w głąb Rosji do obozu w Pawliszczewie Borze. Tam spotkali się z pomocnikami policji, którzy wcześniej odłączyli się od grupy, lecz także zostali ujęci przez Ukrainców. Razem przebywali około 6 tygodni, później pomocnicy zostali uznani przez Rosjan jako osoby cywilne i zwolnieni z niewoli. Na dzień przed ich wyjazdem z obozu, policjanci zostali wywiezieni na wschód do Ostaszkowa. Informacje te znamy dzięki relacjom Pilarczyka i Okoniewskiego, którzy przekazali je po powrocie do Pleszewa rodzinom policjantów. Obóz w Ostaszkowie był najbardziej różnorodny pod względem składu osobowego w porównaniu z obozami w Kozielsku czy Starobielsku. Mieścił się on w monastyrze Niłowa Pustyń, na wysepce Stołbnyj znajdującej się na jeziorze Seliger. W kwietniu 1940 roku przebywało tam ponad 6500 jeńców, w tym około 4 tysiące funkcjonariuszy i żołnierzy: m.in. policji, żandarmerii, służby więziennej i sądownictwa, Korpusu Ochrony Pogranicza, Straży Granicznej. Obóz w Ostaszkowie miał szczególnie surowy rygor, warunki przebywania były tam znacznie gorsze niż w Starobielsku i Kozielsku. Pleszewscy policjanci, żeby kupić ciepłe ubrania, sprzedawali osobiste rzeczy, m.in. Jan Dominiczak sprzedał swój złoty zegarek, który udało mu się ukryć w cholewie buta. Rodziny w grudniu 1939 roku otrzymały z Ostaszkowa pocztówki od swoich mężów i ojców, z wyjątkiem rodziny Jana Edwarda Urbańskiego, która otrzymała kartkę pocztową w maju 1940 roku, a więc już po śmierci nadawcy. Treści kart pocztowych były krótkie, z lakoniczną informacją o miejscu pobytu i stanie zdrowia. Rodzina Jana Dominiczaka dostała następującą informację: …Dnia 8.12.1939 r. Kochana Żono, donoszę Ci, że jestem zdrów i przy życiu. Przebywam w Rosji, w Ostaszkowie. Na odwrotnej stronie jest mój adres – proszę o szybki odpis. Kiedyś się odezwę. Kochający Cię mąż. Oto treść kartki wysłanej przez Stanisława Jóźwiaka: …Rosja, 7 grudnia 1939 roku Kochana Żono i dzieci. Jestem, zdrów i znajduje się w Rosji. Teraz ciekawy jestem, czy żyjecie i zdrowi jesteście, jak wam się powodzi i co porabiacie. I kiedy powrócę do domu, tego nie wiem. Czy macie środki do życia. Odpisz krótko i treściwie. Mąż i ojciec Józwiak Stanisław. Jana Dominiczaka - Zenon wspomina po latach: …Pomimo wysłania na podany adres do Ostaszkowa kilku listów nie otrzymaliśmy już dalszych wiadomości. Zapadło głuche milczenie, ale mieliśmy cichą nadzieję, że ojciec i inni policjanci wrócą z polskim wojskiem, które szło na Berlin lub z Armią Andersa. Niestety, nie doczekaliśmy się go. Poczynając od 4 kwietnia 1940 r., skazanych na śmierć polskich jeńców pędzono partiami dzień po dniu, z obozu do przystanku kolejowego Soroga, skąd transportowano ich pod zbrojną eskortą wagonami więziennymi do Kalinina (obecnie Twer). Identycznie jak w Charkowie, byli przewożeni autobusami więziennymi ze stacji kolejowej do Zarządu Obwodowego NKWD mieszczącego się przy ul. Sowietskiej, gdzie krótko przebywali w celach, znajdujących się w podziemiach tego budynku. Dokładnych informacji o przebiegu egzekucji udzielił podczas przesłuchania były szef Zarządu Obwodowego NKWD w Kalininie, Dmitrij S. Tokariew. Według Tokariewa rozstrzeliwanie rozpoczynano wieczorem, a kończono o świcie. Pierwszy transport, 4 kwietnia, liczył 390 skazanych i kaci mieli trudności z wykonaniem podczas jednej nocy egzekucji tak dużej grupy osób. Po ich interwencji następne transporty nie przekraczały 250 ludzi. Strzelano przeważnie z niemieckich pistoletów typu Walter. Przebieg egzekucji był następujący - w jednym z pomieszczeń piwnicznych sprawdzano personalia skazanego, następnie skuwano go i przeprowadzano do celi śmierci. Dodatkowo przez całą noc pracowały tu głośno jakieś maszyny zagłuszając odgłosy strzałów. Po zaciągnięciu do celi śmierci, ofiara była mordowana natychmiast strzałem w tył głowy. Zwłoki wynoszono na zewnątrz przez przeciwległe drzwi i układano na jednym z oczekujących samochodów ciężarowych, po czym nakazywano wprowadzić następnego skazańca. I tak to trwało noc po nocy, wyjąwszy święto 1 maja. O świcie samochody wyruszały do odległej o 32 km miejscowości Miednoje nad rzeką Twiercą. Tam na terenie rekreacyjnym kalinińskiego NKWD, na skraju lasu znajdował się, przygotowany już przez mechaniczną koparkę sprowadzoną z Moskwy, dół o głębokości 4 - 6 m, mogący pomieścić 250 zwłok. Trupy rzucano bezładnie z samochodów, po czym koparka przystępowała do ich zakopywania, szykując od razu dół na dzień następny. Wiosną 1940 roku również Jan Dominiczak, Stanisław Figan, Stanisław Jóźwiak, Władysław Lange i Jan Edward Urbański zostali zamordowani w piwnicach budynku NKWD w Twerze. Nazwiska tych 5 policjantów są zapisane w rozkazach moskiewskiego NKWD do naczelnika obozu jenieckiego w Ostaszkowie, o przekazaniu jeńców do NKWD w Kalininie: - Jan Dominiczak - poz. 43 rozkazu 012/1 z IV 1940 r. - Stanisław Figan - poz. 61 rozkazu 05/3 z IV 1940 r. - Stanisław Jóźwiak - poz. 23 rozkazu 05/1 z IV 1940 r. - Władysław Lange - poz. 67 rozkazu 033/3 z 16 IV 1940 r. - Jan Edward oraz Urbański - poz. 90 rozkazu 037/1 z 20. IV 1940 r. Gdzie został zamordowany 6. policjant Wojciech Bzymek, nie wiadomo. Dziś razem z pozostałymi kolegami z Pleszewa ma pamiątkową tabliczkę na cmentarzu w Miednoje.

autor: Michał kaczmarek

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE