W łazience Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Marszewie prawdopodobnie od papierosa zapalił się papier. Pracownicy MOW-u sami ugasili ogień. Placówka znajduje się w tym samym budynku, co internat dla uczniów marszewskiej szkoły. Bojąc się o bezpieczeństwo młodzieży, dyrektorka ZSP-P CKU Grażyna Borkowska wezwała straż pożarną. Magdalena Wielkopolska, kierownik MOW-u, uważa, że decyzja ta miała inny cel: Może dyrektor Grażyna Borkowska chce w niekorzystnym świetle przedstawić naszą placówkę?
Szerzej o całym zdarzeniu przeczytasz w najnowszym numerze "Życia Pleszewa", który w sprzedaży będzie od czwartku 27 grudnia.
Magdalena Wielkopolska, kierownik MOW-u
Jestem pewna, że to nie było podpalenie. Dyrektor ZSP-P CKU w Marszewie Grażyna Borkowska zgłosiła zadymienie na parterze szkolnego internatu, w którym znajduje się MOW, a u nas od ponad godziny nie było już żadnego zadymienia. Uważam, że straż jest od poważniejszych rzeczy, tam gdzie jest pożar, gdzie są wypadki. Dlaczego straż wezwała dopiero wtedy, gdy dowiedziała się, że źródło dymu było u nas? Mogła wezwać od razu, a nawet powinna, skoro nie wiedziała, jaka jest przyczyna zadymienia. U nas pomieszczenia były już wywietrzone, a dym szedł do góry. Pani Borkowska wezwała najpierw elektryka, a nie straż pożarną, bo dym wychodził z gniazdek. Jak zeszła do nas, to pracownicy jej powiedzieli o zaistniałej sytuacji i braku zagrożenia i dopiero wtedy wezwała straż pożarną. (...) My nie angażujemy niepotrzebnie służb. Wydaje mi się, że jeżeli to by było podpalenie, to obowiązkiem straży pożarnej jest powiadomić policję. My uważamy, że to nie było podpalenie, dlatego nie była wzywana policja.
Grażyna Borkowska, dyrektor ZSP-P CKU w Marszewie
Gdyby to było u nas, też bym wezwała straż. Różne rzeczy mogą się zdarzyć, to jest duża grupa młodzieży, pomysły mają zarówno jedni, jak i drudzy. Miałam czekać, czy to się skończy na czyimś bólu głowy, czy ktoś się zatruje, czy nie, a może nic się nie stanie? Gdyby coś złego się wydarzyło, to byłaby odwrotna reakcja: dlaczego, ja, jako dyrektor nie zgłosiła zagrożenia? (...) Nie miałam pewności, że wszystko jest w porządku. Teraz tyle się słyszy m.in. o czadzie. Nie było sensu ryzykować, w internacie śpi duża grupa młodzieży – blisko 50 osób, są też wychowawcy. Z mojej strony byłaby to wielka nieodpowiedzialność, gdybym zostawiła tę sprawę na zasadzie: a wywietrzcie te pomieszczenia i tylko tyle.