W Światowy Dzień Chorych przypominamy tekst opublikowany w "Życiu Pleszewa", pokazujący posługę kapelana pleszewskiego szpitala. Obecnie - w czasie epidemii - także ona funkcjonuje w zmienionej formie.
Parter pleszewskiego szpitala. Wzdłuż korytarza kolejne drzwi prowadzące do poszczególnych gabinetów lekarskich. Każdego dnia od rana ustawiają się do nich kolejki pacjentów. Obok poradni okulistycznej znajduje się Kaplica Szpitalna pod wezwaniem świętego Maksymiliana Kolbego. Ktoś zagląda do środka, bo właśnie na blok operacyjny trafiła bliska mu osoba, ktoś inny ukradkiem ociera łzy. To tutaj – w szpitalnej kaplicy – szczególnie brzmią słowa „…bądź wola Twoja…”, gdy chodzi o życie matki, ojca czy dziecka.
Ludzie przychodzą
- Kaplica zawsze jest otwarta. Ludzie przychodzą z różnymi intencjami – mówi ks. Marcin Jurga, kapelan Pleszewskiego Centrum Medycznego oraz Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego Sióstr Służebniczek. Codziennie – oprócz poniedziałków, odprawiana jest tam msza święta w intencji chorych – w tygodniu o godz. 17.00, w soboty o 15.30, a w niedzielę – o godz. 10.00. Na miejscu – zawsze przez pół godziny przed rozpoczęciem Eucharystii – czeka ksiądz. Można skorzystać z sakramentów pokuty czy namaszczenia chorych, ale także – zwyczajnie porozmawiać. - Nie jestem tam bez celu, czuję się potrzebny, ludzie przychodzą – podkreśla kapelan.
By godnie umierać
Posłudze szpitalnego kapelana codziennie towarzyszą cierpienie i śmierć.
– Każdy ksiądz na parafii chodzi do chorych z sakramentami. Odwiedza ich w pierwsze piątki miesiąca, słucha spowiedzi, jest wzywany do umierających. W szpitalu jest to każdego dnia, przez 24 godziny na dobę – mówi ks. Marcin. Pielęgniarki na poszczególnych oddziałach każdemu udostępniają numer kontaktowy do kapelana. - Proszę się nie bać, że jest późna pora, że jest noc. Zawsze można dzwonić po kapelana – podkreśla ksiądz.
Tak też się dzieje. O wizytę czasami proszą sami chorzy, innym razem ich najbliżsi. - Zazwyczaj jest tak, szczególnie na oddziale paliatywnym, że wiadomo, kiedy śmierć nadchodzi. Kapelan w szpitalu jest po to, aby człowiek umierał z godnością – tłumaczy ks. Marcin. Szczególnie odczuć można to w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym prowadzonym przez pleszewskie służebniczki. - Tutaj szczególnie dba się o to, aby każdy człowiek miał godną śmierć, aby nie był w tym momencie samotny. Codziennie chodzę tutaj z Komunią świętą. Siostry dbają o to, aby nie zabrakło także sakramentu namaszczenia chorych. Gromadzą się przy umierającym, modlą się, zapalają świecę gromnicę. Podobnie zresztą jest w wielu domach, gdy człowiek odchodzi w swoim mieszkaniu, w otoczeniu najbliższych – podkreśla kapelan. - W szpitalu nie zawsze jest taka możliwość, tych pacjentów jest wielu – dodaje.
Sakrament żywych, nie umarłych
- Ludzie jeszcze gdzieś tam mają w świadomości, że z wizytą księdza czeka się do ostatniej chwili – przyznaje ks. Marcin Jurga.
Tymczasem – jak zaznacza kapelan – sakrament namaszczenia chorych jest sakramentem żywych, nie umarłych. - To trzeba przypominać. Nie może być tak, że ktoś pół godziny po śmierci dzwoni po księdza i mówi: „Mama umarła kilka minut temu, czy może ksiądz przyjechać ją namaścić”. Niestety, wtedy nie ma już takiej możliwości. Każdy Sakrament, także Sakrament namaszczenia chorych jest udzielany tylko żywym – przypomina ksiądz. Sakrament chorych można przyjmować kilka razy w życiu. Udzielany jest (także) w kościołach – np. z okazji Światowego Dnia Chorego, przypadającego 11 lutego. – Ale udzielam go także, gdy kogoś zabierze pogotowie, ktoś ma wylew czy czeka go operacja – mówi ks. Marcin Jurga. Jak się okazuje, najbardziej „oporni” przed jego przyjęciem są ludzie starsi. – Często mi mówią: „Proszę księdza, jeszcze nie. Jeszcze będzie czas”. Ale oni żyją jeszcze w tej świadomości, gdy przed laty było używana nazwa „ostatnie namaszczenie”. Ciężko ich jeszcze przekonać. Ale są też tacy, których spotykam w szpitalu i mówią: „Byłam namaszczana w Światowy Dzień Chorego, ale to już minęło trochę czasu, proszę mnie namaścić” – relacjonuje kapłan.
Czas dla każdego
Szpitalny kapelan dzień rozpoczyna od mszy świętej u sióstr służebniczek. Przed południem odwiedza chorych w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym, po południu – pacjentów Pleszewskiego Centrum Medycznego. Dzień kończy msza w szpitalnej kaplicy.
– Codziennie odwiedzam z Komunią świętą wszystkie oddziały. Czasami jest tak, że nikt nie przystępuje do spowiedzi, wtedy zajmuje to mniej czasu, podobnie jest w soboty i w niedziele, gdy jest mniej pacjentów – mówi ks. Marcin Jurga.
Zajmuje to średnio od 1,5 do 2 godzin. Ale nikt nie zerka na zegarek. – Tutaj nie ma miejsca na pośpiech. Dla każdego trzeba mieć tyle czasu, ile go potrzebuje – podkreśla kapłan. Kolejne oddziały, sale, łóżka. - Chodzę i pytam: „Może do spowiedzi?” – relacjonuje kapelan. Odpowiedzi padają różne. - Czasami prowokuję ludzi. Ktoś mówi twardo, że nie chce spowiedzi. Zaczynam rozmowę z nim, pytam: „Dlaczego?”. Wtedy słyszę: „Bo nie mam grzechów”. No to jak nie ma grzechów, to bardzo dobrze, to udzielę Komunii. Ale padają słowa: „Do Komunii nie mogę”. No i tak, od słowa do słowa, dochodzi do spowiedzi – opowiada ks. Marcin. Kapłan przyznaje, że są przypadki, gdy z sakramentu pojednania korzystają osoby mało związane z Kościołem, które przez kilkanaście lat nie były u spowiedzi. – To są długie, ale bardzo owocne rozmowy – podkreśla. - Wiele osób ma też zamkniętą drogę do sakramentów, gdy np. żyją w związkach partnerskich. To widać, gdy komuś w oku pojawi się łza, bo chciałby, ale nie może z tych sakramentów skorzystać. Kościół jednak od nich się nie odcina. Co prawda nie można udzielić rozgrzeszenia, ale zawsze można udzielić błogosławieństwa, które ma umocnić człowieka – dodaje kapłan.
Trudne pytania
Posługa szpitalnego kapelana to kontakt nie tylko z chorymi czy umierającymi, ale także ich rodzinami.
- Przychodzą i pytają: „Dlaczego Bóg zabrał moją mamę?”. Jest cierpienie, są łzy. Z tym spotykam się w szpitalu. Moja posługa to przygotowanie ludzi do godnego odchodzenia, ale także bycie przy tych, którzy cierpią po stracie najbliższych – mówi ks. kapelan.
Jak zaznacza, trudnych pytań pojawia się wiele. – Szczególnie na oddziale onkologicznym. Ludzie pytają: „Dlaczego?”, „Dlaczego Pan Bóg doświadcza mnie taką chorobą właśnie teraz?”. Gdy ktoś ma małe dzieci, ktoś inny właśnie przeszedł na emeryturę i planował odpoczynek po latach ciężkiej pracy, a inny – dopiero co założył rodzinę. Dlaczego? – powtarza za nimi kapelan i przyznaje, że to są bardzo trudne i wyjątkowe rozmowy. Co odpowiada? - Często wtedy prowokacyjnie pytam: „Dlaczego Pan Bóg pozwolił, aby zabito Jego Syna? Dlaczego tak ułożył drogę naszego zbawienia?” A z drugiej strony można zapytać: Dlaczego człowiek grzeszy i sprzeciwia się Bogu? – tłumaczy kapelan i dodaje: W każdej sytuacji trzeba jednak dostrzec to, że nie tylko w radościach, ale także w cierpieniu, a nawet ze śmierci, ktoś może wydobyć coś dobrego, co zmieni jego życie na lepsze.