reklama

Zostań dawcą! Pomóż Otylce

Opublikowano:
Autor:

Zostań dawcą! Pomóż Otylce  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Uczniowie z gołuchowskich szkół bardzo zaangażowali się w namawianie mieszkańców do udziału w Dniu Dawcy Szpiku.

Spacerują przez swoje miejscowości i krzyczą: Zostań Dawcą Szpiku! Uratuj życie! Przez prawie godzinę ulicami Kościelnej Wsi chodzili: przedszkolaki, uczniowie szkoły podstawowej i gimnazjum. Nosili czerwone serca, kwiaty. Ubrani byli w koszulki z wymalowanymi czerwonymi sercami.

UWAGA! 12 czerwca w Gołuchowie na Hali Widowiskowo-Sportowej odbędzie się akcja Dawcy Szpiku. Na chętnych, którzy chcą zrobić wymaz i wypełnić ankietę, specjaliści będą czekać w godzinach od 10.00 do 16.00. Również 12 czerwca akcja odbędzie się w Pleszewie na rynku.

Jeśli ktoś się waha z podjęciem decyzji, czy zostać dawcą szpiku, powinien przeczytać poniższy list Patrycji.

Partycja Fiedor ma 22 lata, prowadziła szalone życie młodej kobiety, cieszyła się każdy dniem, chłopakiem, imprezami, była młoda, piękna i pełna energii... Jednak rok temu jej zdrowie zaczęło szwankować.... Diagnoza którą usłyszała zwaliła ją z nóg... Nowotwór krwi, białaczka.... Jedyną możliwością jej wyleczenia był przeszczep szpiku kostnego. Patrycja miała dużo więcej szczęścia niż 6 letnia Otylka. Dawcą Patrycji mógł być jej brat. Wyszła z tego wszystkiego, przeszła bolesną, pełną nadziei, samotności i zwątpienia drogę, okres choroby, walki o życie opisuje, jako najgorsze wspomnienia, jednak potrafi z nich wyciągnąć mądre wnioski, którymi dzieli się z rzeszą ludzi, którzy dopingowali ją w trakcie walki o życie na facebooku. Patrycja nie mogła nagrać nam Video, lecz stanęła na wysokości zadania i napisała dla Was drodzy Państwo list, aby zachęcić Was i upewnić w decyzji, którą podjęliście i przyszliście dziś tu do nas aby pomóc Otylce i zarejestrować się jako potencjalni Dawcy szpiku : Dowiedziałam się o chorobie w marcu. Moje życie legło w gruzach, gdy postawili diagnozę - ostra białaczka szpikowa. Gdy karetką przewozili mnie do szpitala w Poznaniu padał śnieg.. Wychodząc na pierwszą przepustkę pod koniec maja popłakałam się ze szczęścia gdy zobaczyłam rozkwitające kwiaty, drzewa. Chodziłam, jak cień po korytarzach szpitala, a myśli sięgały zenitu.. Miałam dwa wyjścia, albo będę walczyć albo się poddam.. Jak to PATRYCHA ta PATRTCHA ma się poddać ? Nie! Podjęłam walkę. Pierwszą chemia, sama w czterech ścianach, z dnia na dzień nabywałam coraz większą wiedzę. Leukocyty, granulocyty, krwinki czerwone- aż tyle tego jest w moim szpiku ? Jak dotąd nie znane mi pojęcia stawały się coraz bardziej rozumiane.. Izolatka- wyniki zerowe. Brak odporności, niskie płytki krwi dawały owe znaki. Osłabienie, gorączki, krwawienia.. Pierwszą chemię przeszłam jakbym miała delikatną grypę. Po miesiącu szpik ruszył i wyniki w końcu zaczęły iść w górę. Parę badań, pobranie szpiku i w końcu przepustka - mój dom ! Po paru dniach wróciłam na oddział Hematologii by dowiedzieć się czy chemia pomogła zabić nowotwór- niestety zbyt silna choroba- brak remisji.. Wiele łez, ból, żal - opętały mnie najgorsze myśli.. Chciałam się poddać i po prostu odejść- odejść tam gdzie nie ma problemów.. Ale, ale co? Znowu myśli JA ? JA mam się poddać małemu 'stworkowi' i zawieść osoby które tak ze mną walczą? Nie ! Decyzją podjęta, walczę o życie- myślę najsilniejszą chemia musi dać rezultaty. Druga chemia.. Niestety ta chemia już nie była tak 'łagodna' jak poprzednia. Po pięciu dniach się zaczęło- gorączki. Niewydolności organów i inne równie straszne powikłania. Nie wstawałam z łóżka, całe dnie spałam- chciałam się poddać, po prostu usnąć i się nie obudzić. Znowu myśli w mojej głowie nie dawały mi spokoju.. Ja? Poddać się, tyle już za mną.. Nie ! Wstałam z łóżka, uczyłam się chodzić.. Zaczęłam jeść i źle myśli poszły w zapomnienie. Ehhh, niestety znowu pojawiły się komplikację.. Mikroropnie w wątrobie, ropnie po centralnym wykłuciu, oraz udzie, zapalenie płuc i grzyby.. Jeździłam do komory hiperbarycznej gdzie oddychałam 100% tlenem by pozbyć się tych niechcianych ropni.. Sączki zakładane przez naczyniowca i komora bardzo pomogły. Po dwóch miesiącach wypisali mnie do domu.. Oczywiście chemia nie pomogła , remisji nie było- wróg aktywny i czeka na moje potknięcie.. Nie ,nie ! Nie JA ! Trzecia chemia... No i stało się - trafiłam w ciężkim stanie na OIOM.. Serce, wątroba, nerki - ostra niewydolność wszystkich organów.. Sepsa i te dializy. Wyszłam- po siedmiu dniach ciężkiej męczarni. Powoli uczyłam się chodzić, ale uśmiech nie znikał.. Pewnie Wy jak ja i jeszcze innych osób dotknięte tą chorobą myślą : Nowotwór- wyrok .. Umrę.. Bzdura- to jest 'tylko' bardzo trudne zadanie domowe, bardzo ciężką lekcja- lekcja życia. Droga jest długa, wąska ale idzie przez nią przejść - mimo to nawet z uśmiechem na twarzy. Uwierzcie ! Ja swoją drogę zamknęłam. Postawiłam znak zakazu. Tylko ludzie o dobrych sercach i czystych duszach wejdą na ten 'szlak' bez żadnych przeszkód. Ja zakończyłam lekcje.

Dla niektórych to tylko historia opowiedziana przez dziewczynę, która to przeszła przez piekło, wyszła i teraz docenia co ma. Nie każdemu będzie to dane choćby dlatego, że nie ma dawcy spokrewnionego jak Otylka czy każda inna chora osoba, która nie może wyjść z białaczki, bo nie ma odpowiedniej osoby zarejestrowanej jako potencjalny dawca szpiku kostnego.... Nowotwory krwi to ciągła chemia, ciągła walka i nadzieja. Nadzieja, że znajdzie się brat bliźniak który podzieli się najdroższym lekarstwem, który nosi w sobie. Piękny, czysty szpik. Tak samo u mnie. Jedyną formą leczenia po której mogłabym uzyskać w pełni zdrowie był przeszczep. Pamiętam te dni niepewności – w końcu powiedziano mi, że znaleźć dawcę, to znaczy wygrać w loterii. Gdy okazało się, że szpik się znalazł, że tym dawcą może być mój Brat- pomyślałam WYGRAM ! Po trzeciej chemii gdy w końcu udało się okiełznać tego strasznego potwora, który tak długo nie chciał się wynieść, który nie chciał wynieść się z mojego szpiku- wyszłam do domu. Lecz nie na długo, musiałam szybko jechać do kliniki żeby ten straszny potwór znowu nie zaatakował. Wchodząc na oddział, wiedziałam że mogę już nie wrócić, ale wiedziałam też że jedyną szansą na życie znajduje się w tym miejscu. Wiedziałam, że tu zacznie się prawdziwa walka! Kolejna silna chemia, kolejne powikłania i straszny ból. Życie w samotności, tylko JA i cztery ściany. Lekarze, pielęgniarki które przewijały się w maskach, fartuchach żeby nie zarazić mnie jakimkolwiek wirusem, który mógłby spowodować, że odejdę, gdyż moja odporność była zerowa. Nadszedł wielki dzień PRZESZCZEP. Nowe życie, nowa szansa. Nadal sama, w czterech ścianach. To czekanie , czy szpik się przyjmie ? Czy stąd wyjdę ? Udało się ! Po dwóch miesiącach wyszłam z kliniki, jeżdżę na kontrole i każdego dnia walczę. Walczę z myślami, czy kiedyś ten straszny ból wróci. KOCHANI - pisze to ponieważ chciałabym Was namówić do tego by oddawać szpik - komórki macierzyste, a aby tego dokonać należy zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku na np takich akcjach jak ta, w której teraz uczestniczycie w Gołuchowie pod wodzą Pani Anny Balickiej. Boicie się ? Co maja powiedzieć ludzie którzy czekają, aż znajdzie się jego SZANSA na życie. Co mają powiedzieć gdy tak bardzo chcą żyć, cieszyć się wolnością, gdy tęsknią za rodziną. Nie macie czasu ? Dla WAS to jest chwila wyjęta z życia, a dla NICH to wszystko - to całe ŻYCIE . To nie boli , a bardzo POMAGA ! Macie w sobie najdroższe lekarstwo, podzielcie się ! Pomóżcie!!! Rejestrujcie się i nieście życie to najcenniejsze co oprócz miłości możecie dać drugiemu człowiekowi!

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE