Według strażników miejskich, którzy kontrolują, co wrzucamy do naszych pieców, nie ma w nich niedozwolonych materiałów. Skąd w takim razie tyle dymu, unoszącego się nad pleszewskimi osiedlami domków jednorodzinnych i w środmieściu?
Dymy unoszą się głównie popołudniami. Czy rzeczywiście są one oznaką utylizacji śmieci? Włodzimierz Kraska, komendant Straży Miejskiej w Pleszewie wini za to opał kiepskiej jakości.
Straż miejska regularnie przeprowadza kontrole pieców grzewczych. Od początku stycznia do 20 lutego było ich w sumie 103. Nigdzie nie stwierdzono spalania niedozwolonych plastików, ale siedem osób pouczono za utylizowanie m.in. kartonów, choinek czy ram okiennych. Strażnicy reagowali na zgłaszane interwencje, ale także sami, podczas patroli decydowali o wejściu na posesję, z którego komina wyłaniał się podejrzany dym. – Strażnicy nie tylko wchodzili do kotłowni, ale także otwierali piec. Mają takie prawo i upoważnienie burmistrza. Taką kontrole mogą przeprowadzać w godzinach 6.00-22.00 – informuje Włodzimierz Kraska, komendant pleszewskich strażników miejskich. Ale co właściciel włoży do pieca po godzinie 22.00, gdy nie ma kontroli, tylko on sam wie...
- Wystarczy jednak, że ktoś wrzuci miał i już na pewno będzie dym. Bo przecież opał mamy różnych kategorii: grysy, z siarką, czeskie, itd. – i to tak czuć, jakby nie wiadomo, co było palone. A to jest normalny opał znajdujący się w sprzedaży i do niej dopuszczony. A że wszyscy kupują to, co najtańsze, to tak to wygląda – wyjaśnia Kraska przyczyny dymów na osiedlach.