Rozmowa z Bartasem Szymoniakiem
Na gołuchowskiej scenie stanąłeś po raz pierwszy 20 lat temu, jako debiutant. Jak wspominasz tamten występ?Bartas Szymoniak: Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie. Powrót w to miejsce po niemal 20 latach, będzie dla mnie na pewno niezwykłym przeżyciem. To prawda - tamtejszy koncert sprzed lat, był jednym z moich pierwszych w ogóle. Bardzo stresujący i niepewny. Wszystko działo się bardzo szybko i spontanicznie. Byłem bezpośrednio po finale programu Idol, kiedy to każdy z nas – finalistów tego talent show został rzucony na głęboką wodę, w otchłań natychmiastowej, telewizyjnej popularności zbudowanej sztucznie, bez własnego twórczego ja. Istny chaos i prawdziwa iluzja, której wielu się poddaje. Miałem wtedy tego świadomość i dystans do całej tej sytuacji. Pamiętam, że to ta myśl właśnie, towarzyszyła mi wówczas nieustannie. Nie chciałem zmarnować tego czasu, pracowałem cierpliwie marząc o nagraniu płyty. Dzisiaj z satysfakcją mogę powiedzieć, że mam ich na koncie już kilka, a także przeboje. To daje spokój i fajnego kopa, a koncerty są tego najlepszym wyrazem. Nie ma nic piękniejszego od spotkań z publicznością na żywo, która śpiewa twoje piosenki.
Po kilkudziesięciu latach zdobywania doświadczeń na scenie - masz jakiś przepis na udany występ?
Myślę, że najważniejsze to być sobą, mieć pewność siebie, ale i pokorę, a nade wszystko szacunek do publiczności, jakakolwiek by ona nie była – traktować ją poważnie i dać ponieść się emocjom. Dopóki one są, to wszystko się zgadza. Według mnie, nigdy też pieniądze nie mogą stać się dominującą kwestią, wtedy muzyka umiera, a koncerty przestają być prawdziwe i stają się rutyną.
Zagrałeś w swojej karierze taki koncert, który zapamiętałeś szczególnie?
Na pewno wszystkie występy na deskach opolskiego amfiteatru. Rzeczywiście jest w tym miejscu coś niezwykłego i nie ma w tym ani krzty przesady. Nie zapomnę też mojego pierwszego koncertu z grupą Sztywny Pal Azji w Stanach Zjednoczonych w 2010 r. oraz pierwszego solowego w duecie z Michałem w sandomierskim Lapidarium. Kiedyś zastanawiałem się czy jestem w stanie przypomnieć sobie każdy zagrany koncert - i wiesz co? Okazuje się, że pamiętam niemal wszystkie z tych kilkuset. Uświadomiłem sobie tym samym, że każdy był dla mnie ważny. Nie ma koncertów mniej ważnych i bardziej. Uważam, że każda publiczność zasługuje na ten sam szacunek artysty.
To, że sprawdzałeś się w wielu gatunkach muzycznych, chyba ułatwiło ci obranie właściwej drogi scenicznej.
Czy ułatwiło? To niekoniecznie. Zajęło mi trochę czasu znalezienie swojej przestrzeni artystycznej. Zawsze mówię, że jestem takim mieszańcem gatunkowym. Splotem wielu muzycznych doświadczeń – z jednej strony Akademia Muzyczna na wydziale Jazzu, z drugiej talent show, no i kilkuletnia przygoda z grupą Sztywny Pal Azji, ale również w dzieciństwie kapela ludowa z mojego rodzinnego Turska i szkoła muzyczna, gdzie uczyłem się grać na skrzypcach. Wszystko to razem plus moje pochodzenie i wychowanie właśnie w Tursku, w małej miejscowości, które sobie niezwykle cenię oraz festiwal jarociński na wyciagnięcie ręki, na który jeździłem z rodzicami i ich świadomość – w konsekwencji ukształtowały ostatecznie moją artystyczną duszę i beatrockową stylistykę.
Nagrałeś już cztery albumy, ostatni z nich - „Granice” - promujesz na trwającej trasie koncertowej. Studio czy scena - gdzie właściwie czujesz się lepiej?
Myślę, że scena dla każdego muzyka jest tym miejscem, gdzie czuje się najlepiej.
Branża koncertowa po pandemii wróciła już na dobre tory, czy do tego jeszcze daleka droga?
Sądzę, że wszystko odbudowało się już na tyle, że wraca na dobre tory. Jeśli chodzi o moją osobę, to być może zabrzmi to dziwnie, ale okres pandemii w porównaniu do innych moich kolegów był niezwykle łaskawy. To wtedy wyszedł „Wojownik z miłości” i mimo ciężkiej sytuacji, udało się nam zagrać część koncertów w reżimie pandemicznym.
Czego może spodziewać się publiczność Nocy Świętojańskiej podczas twojego występu w Gołuchowie?
Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Na pewno zagramy wszystkie najważniejsze utwory i włożymy w to serducho. Reszta niech póki co pozostanie niespodzianką.
Wiem, że pracujesz nad nową płytą. Kiedy planujesz jej premierę?
To prawda. Powoli tworzą się nowe kompozycje. Nigdy jednak nie robię sobie presji w głowie i staram się spokojnie, cierpliwie pracować, zbierać pomysły. Oczywiście chciałbym aby nastąpiło to jak najszybciej – jesienią pierwszy singiel, a na wiosnę 2025 płyta. Okazja będzie szczególna, bo minie wówczas 10 lat mojej kariery solowej i 20 na scenie.
Jaki będzie nowy materiał?
Myślę, że klimat płyty będzie podobny, ale to okaże się na ostatnim etapie nagrań.
Często wracasz teraz w swoje rodzinne strony?
Zawsze kiedy tylko mam taką możliwość. To dla mnie bardzo ważne, przede wszystkim ze względu na moje córki. Na co dzień mieszkamy z rodziną w Warszawie, ale moja żona pochodzi z Mazur. Zawsze jest więc dylemat i staramy się sprawiedliwie dzielić wolny czas z dziećmi pomiędzy Mazury a Wielkopolskę.
Bartas Szymoniak pochodzi z Turska w gminie Gołuchów. To wokalista, kompozytor, autor tekstów, twórca własnego stylu beatrock. W latach 2008-2015 wokalista zespołu Sztywny Pal Azji. Jako nastolatek, w latach 1997-2005, był skrzypkiem kapeli ludowej - Zespołu Pieśni i Tańca "Tursko". Jest absolwentem Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Henryka Melcera w Kaliszu, w klasie skrzypiec oraz Wydziału Kompozycji, Interpretacji, Edukacji i Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach, w klasie śpiewu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.