reklama
reklama

Odwiedziłem Dzienny Domu Seniora w Kwileniu. "Tu jest jak w domu" [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Dzienny Dom Seniora w Kwileniu funkcjonuje już cztery lata. Jak tam jest? Czy placówka spełnia swoje zadanie? Jak czują się w niej seniorzy?
reklama

Odwiedzam Dzienny Dom Seniora w Kwileniu w mikołajki. Po wcześniejszej rozmowie z szefową placówki – Arletą Ogrodowicz – wiem, że nie będę się tam nudził. Szósty grudnia to data wyjątkowa, ale w domu seniora ma być jak co dzień – wspólnotowo i aktywnie. W końcu po to w 2019r. to miejsce zaczęło funkcjonować. Jego pomysłodawcą był burmistrz Chocza – Marian Wielgosik.

- To było moje marzenie – by taki obiekt powstał właśnie w naszej gminie. Podobała mi się ta idea – która łączy seniorów, daje im miejsce, gdzie mogą przyjść, porozmawiać, pograć – po prostu się spotkać i wypełnić czas – mówił Życiu Pleszewa włodarz. 

Dojeżdżam do centrum Kwilenia. Dom znajduje się w budynku, w którym kiedyś funkcjonowała sala wiejska. Ten wcześniej wyremontowano i przystosowano do warunków, jakie musiała spełniać nowa placówka. Właśnie stoi przed nim bus. Jak co dzień – przywiózł do Kwilenia domowników.

- Osoby, które nie mają możliwości dojazdu są dowożone. Podjęliśmy taką decyzję po przeprowadzonym rozeznaniu. Transport to jedna z najistotniejszych form wsparcia naszych seniorów. Jesteśmy społecznością typowo wiejską, więc wykluczenie komunikacyjne jest bardzo duże – mówi Arleta Ogrodowicz, kierownik Dziennego Domu Seniora w Kwileniu.

I tłumaczy, że z obiektu korzystają przedstawiciele niemalże wszystkich miejscowości z gminy. 

Dom  

Seniorzy rozpoczynają swój dzień z rana. Zastaję ich w głównej sali domu, przy długim stole. Pomieszczenie, w którym przebywają jest przytulne. Na ścianach wiszą obrazy, kolaże i makramy, na półkach stoją rękodzieła. W tle włączony jest telewizor, emituje program śniadaniowy. Kanapy i fotele zdobią kolorowe, własnoręcznie uszyte koce – jak u babci. Witają mnie uśmiechy i gwar porannych rozmów. Jest jak w domu.

- Tutaj może niektórzy czują się nawet lepiej niż w domu. Bo w domu, jak to w domu. Jak człowiek jest samotny, to jest samotny. Ściana, okno i nic więcej – mówi pani Bogusława.

Placówka funkcjonuje od poniedziałku do piątku, od godz. 8:00 do 16:00. Dowiaduję się, że duża część grupy jest tu codziennie.

– Wielu w piątek myśli już o poniedziałku – śmieje się pani Wiesława. – Ja mam blisko, przez drogę. Mogę wstać, o której chcę i przychodzę. Ale wstaję o ósmej, żeby być jak najwcześniej – tłumaczy z kolei z entuzjazmem pani Krystyna. 

Aktywność

Poranne rozmowy przerywa wizyta Mikołaja. A właściwie to jego pomocnic. Kierownik zespołu oraz opiekunka - wręczają seniorom torby ze słodkościami. Niedługo potem rozdają teksty – wierszy i piosenek. Domownicy wykonają je na przedstawieniu podczas spotkania wigilijnego. Po chwili zauważam, że każda z osób zaangażowana jest w jakieś działanie. Pani Czesława obszywa na maszynie świąteczne kieszonki.

– Przez 15 lat szyłam w spółdzielni chałupniczej w Pleszewie czapki, rękawiczki i berety do wojska – zielone, czerwone i czarne. I tu też mam zawód – mówi seniorka.

Do Kwilenia przyjeżdża z Józefowa.

– Tutaj można odpocząć. A jak się coś robi, to czas tak leci… - opowiada.

Z kolei pani Wiesława usiadła przy płótnie i farbach. Kiedyś prowadziła własną działalność gospodarczą w Choczu i pracowała w banku. Niedawno odkryła, że lubi malować. Póki co „po numerkach”.

– To wymaga precyzji. Trzeba mieć spokojne nerwy - komentuje.

Prace, które wykonuje robią duże wrażenie. Dopingują jej pozostali koledzy i koleżanki.   

Rodzina

Seniorzy opowiadają, że dom dzienny ich zintegrował.

– Tu jest jak w rodzinie – mówi pani Rozalia. - Jest wesoło, dogadujemy się. Tak, jak trzeba – dodaje pan Władysław.

Domownicy przyznają, że wielu z nich znało się już wcześniej.

– Z kościoła, dożynek, odpustów, festynów, kolejek w sklepie, z lat młodości… – wyliczają razem.

Jednak dopiero teraz, dzięki działaniu placówki, tworzą wspólnotę. Motywacje, żeby tu przyjeżdżać - mają różne. Niektórzy są samotni i szukają towarzystwa. Inni schorowani – wtedy znajdują tutaj opiekę i wsparcie. Są też i tacy, którzy chcą odpocząć od rodziny. Dla nich wizyta w Kwileniu jest wytchnieniem.

- Każdy ma inną sytuację. Problemy są rozmaite – mówi pani Arleta.

Wszyscy chcą jednak spędzać czas ze swoimi rówieśnikami. Bo nie ma to jak rozmowa z kimś, kto nosi ze sobą równie duży bagaż doświadczeń. 

Historie 

Pani Stanisława jest nestorką domu – ma 89 lat.

– O swoim życiu mogłabym napisać książkę. I to nie jedną – mówi wprost.

Z Kwileniem związana jest od zawsze. Przeżyła najgorszy okres w historii naszego kraju i dobrze go pamięta.

- Ojciec pojechał na wojnę. Była nas trójka rodzeństwa, mama w ciąży i babcia. Zostaliśmy sami na dziesięciohektarowej gospodarce – mówi seniorka. - Mama urodziła brata w 40. roku. Wojna toczyła się dalej, a my - chowaliśmy się jak mogliśmy. Gospodarstwa były wtedy różne. Rolników z tych lepszych gospodarek Niemcy wywozili do pracy na te gorsze. Baliśmy się wysiedlenia - opowiada. - Za nami stawił się Oskar Peda (właściciel młyna i cegielni z tartakiem – przyp. red.). Kazał nam schować figurę serca jezusowego i powiedział, że będzie nas chronił. Mówił, że nie mogą nas przenieść, bo jest tyle małych dzieci w rodzinie. Nie wierzyliśmy, że nas nie wysiedlą. Zrywaliśmy się w nocy i wypatrywaliśmy, czy nie nadchodzą Niemcy – wspomina kobieta. - Potem przyszedł czas scalania gospodarek. Wtedy Peda załatwił, że brat mamy objął nasze gospodarstwo. A my przenieśliśmy się na komorne na koniec wsi. I tak przeżyliśmy wojnę. Ale to nie było miłe życie – mówi pani Stanisława.

Jej ojciec już nie wrócił.

- Jak szykowała się wojna to mówił: „Guzika od munduru nie oddam! Tak musimy walczyć”. Spłonął w Kutnie, ukryty w stogu siana, gdzie nasłuchiwał radiostacji.

Po wojnie pani Stanisława została na gospodarstwie, które z czasem zaczęło się odradzać. Do dzisiaj ma swoje zajęcia na podwórku. Cieszy się, że ma czterech wnuków i pięciu prawnuków. Nie może się jednak pogodzić z tym, że młodzi wyjeżdżają z kraju do pracy za granicę. Ona by domu nie zostawiła.      

Pokolenia

Do placówki w Kwileniu przyjeżdżają też małżeństwa - pan Konrad i pani Bronisława z Chocza oraz pan Józef i pani Czesława ze Starej Kaźmierki. Mają za sobą równy staż - 62 lata wspólnego życia.

– Mamy 6 dzieci, 15 wnuków i 23 prawnuków – mówi z dumą pan Konrad.

Zaczynam rozmawiać z seniorami o różnicach, jakie występują między nimi, a pokoleniem ich wnuków.

- Telefony komórkowe wyciszają i zamykają społeczeństwo – ocenia pani Bogusława.

Inni mówią o za szybkim tempie życia.

- Ludzie młodzi mają teraz mniej czasu, co przekłada się na ilość czasu jaki mogą poświecić seniorom. Poza tym gdzieś posiała się między nimi wrażliwość dla drugiego człowieka. Mam wrażenie, że wśród młodzieży wzorcem stały się zachowania negatywne i krytyka. Trudno jest kogoś pochwalić, trudno jest przyznać się do błędu. Morale, takie jak odpowiedzialność czy troska o drugiego człowieka - stają się domeną pokoleń senioralnych  – opowiada o swoim doświadczeniu pani Arleta.

Ale dla uczestników domu dziennego ważny jest kontakt z młodymi ludźmi.

- Te relację są potrzebne, bo seniorzy uczą się od młodych, a młodzi – od seniorów – mówi pani Arleta.

Dlatego w czerwcu placówka zorganizowała dni otwarte – połączone z integracją pokoleniową. Seniorzy przyjechali z dziećmi, wnukami i prawnukami. Zaprezentowali swoje rękodzieło i zorganizowali kącik darcia pierza.

- Jak pani Stanisława pokazała, jak się drze pierze, to starosta natychmiast się nauczył – śmieje się pani Arleta.

Najstarsza seniorka mówi w swoim domu, że chodzi do przedszkola. Pewnego razu prawnuczka powiedziała jej, że też chce pójść. I poszła.

- Po powrocie powiedziała: „Babcia, ale ty masz te koleżanki stare” – opowiada pani Arleta.

„Najważniejszy jest uśmiech seniorów”

Z Arletą Ogrodowicz – kierownik Dziennego Domu Seniora w Kwileniu – rozmawia Bartosz Grześkowiak 

Jak długo działa Dzienny Dom Seniora w Kwileniu?

Arleta Ogrodowicz: Cztery lata - od stycznia 2019 roku. Pomysłodawcą powstania placówki był burmistrz - Marian Wielgosik. Zabiegał i pozyskał dofinansowanie z urzędu wojewódzkiego, dzięki czemu wyremontowana i dostosowana do potrzeb Domu Seniora, została dawna sala wiejska. Działalność domu wpisuje się w rządowy projekt skierowany do seniorów – „Senior +”. Dzięki temu możemy co roku wnioskować do Urzędu Wojewódzkiego o dotację. Na 2022 i 2023 maksymalna kwota dofinansowania wynosi do 400 zł na jednego uczestnika. Wiadomo, że jest to kropla w morzu potrzeb. Wszyscy widzimy, co się dzieje z cenami – energia i opał generują olbrzymie koszty. Do tego dochodzą koszty personalne, koszty transportu, koszty środków czystości, artykułów spożywczych i niezbędnych materiałów do zajęć. Jeżeli chodzi zaś o zatrudnienie to spełnimy minimum osobowe, zgodne z założeniami programu.

Czy placówce grozi czasowe zamknięcie z powodu zbyt wysokich kosztów utrzymania?

Wiem, że niektóre placówki mogą podjąć takie kroki z powodu braku możności ogrzania  pomieszczeń. My z tego powodu na razie nie przewidujemy zamknięcia. Wdrażamy oszczędności, jak wszyscy. Staramy się zarządzać i gospodarzyć – tak jak w domu. Gotujemy wspólnie, w ramach warsztatów, ponieważ jest to znacznie tańsza alternatywa przygotowania ciepłego posiłku dla naszych seniorów. Seniorzy przynoszą warzywa i owoce, które mrozimy lub przerabiamy, aby w odpowiednim czasie stanowiły część posiłku. Wszyscy działamy, dla wspólnego dobra.  

Jak wiele osób korzysta z domu? 

Placówka została utworzona dla 30 seniorów. Obecnie korzysta z niej 26 osób. W myśl polityki uczestnictwa w placówce, senior to osoba powyżej 60. roku życia, nieaktywna zawodowo. Nie koniecznie emeryt, może być to również rencista. 

Jakie aktywności oferuje placówka?

Aktywizacja seniorów jest  bardzo potrzeba, chociażby dlatego, aby zapobiec wykluczeniu, żeby starsze osoby nie czuły się osamotnione, żeby stworzyć im przestrzeń do aktywnego i pożytecznego spędzania wolnego czasu. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że działamy na wolniejszych obrotach niż kluby emerytów i rencistów. Mamy tutaj osoby starsze, niejednokrotnie schorowane, dlatego wykonujemy pracę polegającą na aktywizowaniu, ale dostosowanym do potrzeb seniorów. Pierwsza rola, jaką muszę spełnić jako kierownik, to wejść w życie uczestników domu, poznać ich historię i spróbować się z nimi utożsamić, dopiero potem mogę rozwijać swoje pomysły i proponować aktywności, w miarę kolejnych potrzeb czy pojawiających się nowych zainteresowań. Na wszystko potrzeba czasu, bo to nie jest dla tych ludzi czas na kosmiczne zmiany. Oni przede wszystkim muszą chcieć tu być. Aktywizujemy uczestników kulturalnie – czyli bierzemy udział w wyjazdach do kina, teatru, na koncerty, ponieważ wielu z nich nie miało wcześniej na to czasu. Jeździmy na basen, kręgielnie czy nad pobliskie jezioro. To dla seniorów nadrabianie zaległości, poznawanie czegoś nowego. Mamy już tutaj tradycję świętowania urodzin. Włączamy się w akcje charytatywne. W ubiegłym roku podarowaliśmy rękodzieło na kiermasz dla Sandry, w tym roku dla Tymka. Współpracujemy m.in. ze Stowarzyszeniem Centrum Rozwoju w Pleszewie, ze szkołą podstawową w Kwielniu, z wolontariuszami. Na co dzień zapewniamy uczestnikom wsparcie i opiekę pedagogów, specjalistów i terapeutów. W miarę potrzeb zapewniamy także wsparcie psychologiczne. Ponadto funkcjonuje tu i cieszy się dużym zainteresowaniem, cotygodniowa opieka specjalisty rehabilitanta. Trwałym efektem realizacji obszernego programu „Gmina Chocz dla lokalnej społeczności” jest powstanie w naszym domu wypożyczalni sprzętu rehabilitacyjnego dla wszystkich mieszkańców z terenu gminy Chocz. Można go wypożyczyć tutaj za darmo. Mamy łóżka rehabilitacyjne, wózki, siedziska wannowe, materace, podciągi dla pacjentów. To jest sprzęt o wysokim standardzie. 

Jak pani ocenia funkcjonowanie domu?

Dla mnie najlepszym wynikiem jest uśmiech i satysfakcja seniorów. Kiedy ktoś mnie pyta, jaką mam wizję rozwoju, to ja zawsze będę powtarzała: wizji nie mam, ja wizję tworzę - w momencie, kiedy poznam środowisko. Praca z ludźmi nie jest pracą na taśmie, z przedmiotem martwym. Muszę poznać wnętrze tych ludzi, potrzeby, zdobyć ich zaufanie, znaleźć złoty środek, który będzie satysfakcjonował wszystkich. Później dopiero proponować coś, co będzie interesuje i aktywizujące. Nic na siłę. To nie szkoła. My nie musimy osiągać efektów na papierku. Tu chodzi o czucie się swobodnie, jak w domu.

Jak senior może dołączyć do placówki?

Kwalifikacja do uczestnictwa odbywa się w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Choczu. Jeżeli osoba spełnia kryteria (wiek i brak aktywności zawodowej) i jest miejsce, to jest klasyfikowana jako uczestnik. Za pobyt obowiązuje odpłatność. Jej wysokość zależy od dochodów poszczególnego seniora. Obecnie – przy stu procentowej frekwencji – miesięczna płatność minimalna wynosi 140,98 zł, a maksymalna – 493 zł. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama