reklama

Rachunek sumienia Przemysława Marciniaka, dyrektora Zajezdni Kultury w Pleszewie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Rachunek sumienia Przemysława Marciniaka, dyrektora Zajezdni Kultury w Pleszewie - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
11
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
KulturaPleszew już niedługo może stać się ważnym miejscem na turystycznej mapie Polski - tak przewiduje Przemysław Marciniak, szef Zajezdni Kultury w Pleszewie. Pięć lat po uruchomieniu placówki robi rachunek sumienia. Z czego jest zadowolony, a co sam poddaje krytyce? Przeczytajcie wywiad.
reklama

Zajezdnia Kultury w Pleszewie działa już pięć lat. Do dzisiaj przy wielu okazjach podkreśla się, jak dużym przedsięwzięciem było jej stworzenie. Jak to wyglądało z pana perspektywy?

Przemysław Marciniak: Jako dyrektor nie uczestniczyłem w procesie projektowym, tylko wykonawczym. Zaangażowałem się w pierwszy etap budowy, dzięki czemu mogłem jeszcze wprowadzić zamiany do pierwotnej koncepcji, która nie przewidywała m.in. dużych drzwi do sali koncertowej, przez co nie moglibyśmy wnosić teraz wygodnie fortepianu czy kontrabasu. Nie uwzględniono w niej również ważnej garderoby przed sceną czy bieżącej wody w pracowniach artystycznych. To były niuanse, które udało się nanieść, dzięki przychylności wiceburmistrza Jędruszka, bo to on nadzorował tę inwestycję i był otwarty na wszelkie propozycje, oraz głównego wykonawcy. Aranżowałem również wnętrze – domu kultury oraz kina. Całe życie amatorsko pasjonuję się architekturą, to moja skrywana miłość. Tutaj miałem pole do popisu.

reklama

Jednak zanim został pan dyrektorem, mieszkańcy mogli kojarzyć pana z działalności w obszarze kultury w Pleszewie. 

Z wykształcenia jestem kulturoznawcą, ale zamiłowanie do szeroko rozumianej sztuki to całe moje życie. Poświęciłem wiele lat na to, żeby się edukować – poznawać, czytać, oglądać, słuchać. W 2009 roku utworzyłem stowarzyszenie „Pleszew XXI”, w ramach którego pobudzaliśmy artystycznie i intelektualnie młodych ludzi. Zrobiliśmy na tym polu dużo dobrego. Wówczas pracowałem jednak zupełnie innymi środkami, bo stawaliśmy na performance czy happening. Burmistrz Adamek zauważył moją działalność i zaproponował mi pracę w dziale promocji w pleszewskim urzędzie. Byłem tam zatrudniony przez siedem lat. Oprócz zajmowania się promocją miałem również kontakt z domem kultury oraz innymi instytucjami i te współprace dobrze się rozwijały. W 2019 roku wygrałem konkurs na dyrektora domu kultury. Moim zadaniem było wówczas doprowadzenie zajezdni do formy użytkowej.

reklama

Jak wspomina pan tę drogę?

Jako wspaniałą i trudną zarazem. Jednak uwielbiam trudne drogi, bo mnie pionizują. Jestem człowiekiem w nieustannym procesie twórczym, źle czuję się, jako „zarządca”, muszę być non stop w kreacji. Proces budowy i wyposażania zajezdni to była udręka i ekstaza. Mnóstwo czasu zajęło nam dojście do obecnego stanu. Były to wspomniane już zmiany w projektach oraz umowach unijnych. Musieliśmy mierzyć się z większymi, jak i mniejszymi wyzwaniami - zdobywaliśmy fortepian, zmienialiśmy nagłośnienie, pracowaliśmy nad wyglądem biur i sal. To wszystko kosztowało dużo pracy i skutkowało wieloma wizytami w Poznaniu, w urzędzie marszałkowskim. Mozolnie, ale dopięliśmy swego i mamy to, co chcieliśmy. Przychylność władz i mój upór sprawiły, że się udało - i to bez kompromisów. Potwierdzeniem tego są dla mnie informacje zwrotne, które otrzymujemy. Przyjeżdżający tu artyści oraz goście są zachwyceni. Mają wrażenie, że nie przebywają w ośrodku kultury prowadzonym przez samorząd, ale jakiejś prywatnej instytucji. Mówią, że nigdzie indziej nie ma takich przestrzeni.

reklama

 dalsza część tekstu pod zdjęciem ↓

fot. Zajezdnia Kultury

Podczas otwarcia zajezdni burmistrz Ptak zaznaczał, że oddaje się ją w ręce nie tylko mieszkańców Pleszewa, ale całej Południowej Wielkopolski. Skąd wzięła się ta wizja domu kultury o zasięgu ponadlokalnym? 

Ta idea nie jest moja, powstała zanim mnie zaangażowano. Jednak odnosząc się do niej - próbujemy dotrzeć do innych aglomeracji, przyciągać mieszkańców sąsiednich miast i nie tylko. Z prowadzonych przeze mnie obserwacji wynika jednak, że brakuje nam jednej rzeczy. Dzisiaj obok szeroko rozumianej kultury musi występować konsumpcja, to tendencja ogólnoeuropejska, a może nawet światowa. Ludzie po zobaczeniu koncertu czy wystawy, chcą napić się kawy czy wina, coś zjeść, posiedzieć razem i pogadać. Tak buduje się atmosferę wieczoru. Ze względu na umowy unijne nie możemy mieć w zajezdni gastronomii. Nie rozumiem tych zasad, ale je respektuję. To jednak nasz plan na przyszłość. Pod koniec marca 2025 roku kończy się pięcioletnia kadencja projektu, który obecnie realizujemy. Potem postaramy się stworzyć tutaj fajne miejsce, gdzie będzie można coś zjeść i wypić dobrą kawę. Dodam, że w ramach oferty edukacyjnej odwiedza nas miesięcznie około 400 dzieci, których na zajęcia przywożą rodzice. Byłoby fajnie dać mamom i tatom możliwość skorzystania z przestrzeni, gdzie w miłej atmosferze mogliby poczekać na swoje pociechy.

reklama

Do Pleszewa rzeczywiście przyjeżdżają artyści oraz ludzie kultury z różnych zakątków Polski. Podobają im się tereny pokolejowe i urządzenie zajezdni oraz biblioteki, bo piszą o tym w mediach społecznościowych, nierzadko potem tu wracają. Na wydarzeniach pojawia się też publiczność z regionu, więc ten cel też udaje się realizować. Co jednak właściwie takie wizyty dają miastu – mieszkańcom? 

W kontekście ekonomicznym – napędzają koniunkturę, bo przyjeżdża tu ktoś z zewnątrz i zostawia pieniądze. Myślę, że takie miejsca jak zajezdnia – i również biblioteka czy chociażby powstały niedawno mur pamięci – są po prostu miastotwórcze. Być może odwiedzające nas osoby się zachwycą, wrócą do swojego miasta i zrobią coś podobnego? Widzę to jako dobro wspólne naszego społeczeństwa. Niech inspiracje czerpią nie tylko widzowie od artystów, ale również ośrodki miejskie od siebie nawzajem. 

Po tych 5 latach docierają do pana jakieś negatywne głosy dotyczące funkcjonowania domu kultury?

Nie słyszę takich opinii w prowadzonych przeze mnie rozmowach z mieszkańcami. Staram się patrzeć na naszą ofertę holistycznie i proponować szeroki repertuar – od muzyki poważnej do stand-upu. Ponieważ jesteśmy dotowani z pieniędzy publicznych, to naszą misją jest pokazywanie przede wszystkim sztuki wysokiej oraz edukowanie. Realizacja tych zadań jest dla mnie ważna. W Polsce i Europie mamy taką tendencję, że organizację wydarzeń związanych z kulturą popularną – na przykład koncertów muzyki disco polo – przejmują agencje artystyczne, które z tego żyją. Następuje wyraźny podział w procesie dystrybucji dóbr kultury i uważam, że on jest dobry. Instytucje dotowane przez samorządy, mają w obowiązku pokazywać coś więcej, niekoniecznie to, co sprzedaje się komercyjnie. 

Jak sprawdzacie, czy aby chęć przyciągnięcia do Pleszewa publiczności z zewnątrz i realizowanie wspominanej misji – nie odbywają się zbyt dużym kosztem potrzeb mieszkańców gminy?

Forma monitoringu, którą stosujemy to sprawdzanie rejestracji samochodowych. Dzięki temu widzimy, że 90 procent słuchaczy na naszych koncertach to osoby z Pleszewa i okolic. Ten rozkład się zmienia, gdy organizujemy np. koncert jazzowy, wówczas przyjeżdża do nas nieco więcej ludzi z zewnątrz: z Jarocina, Kalisza, Konina, Krotoszyna i Ostrowa. Uważam, że te proporcje są w porządku. Jeśli chodzi o repertuar - zaniechaliśmy zadawania pytań do mieszkańców w Internecie o to, co chcieliby usłyszeć w zajezdni. To dlatego, że w odpowiedziach przeważnie pojawiał się Dawid Podsiadło i artyści o podobnej rozpoznawalności, a takich próśb nie jesteśmy w stanie spełnić. Z jednego powodu - i nie chodzi wcale o kwestie finansowe, które są drugorzędne. Wiele wielkich polskich gwiazd z założenia nie gra w małych ośrodkach. Zrobiliśmy badania wśród młodzieży. Co ciekawe - okazało się, że oni wolą wyjechać na koncert do Poznania niż tego samego artystę zobaczyć w Pleszewie. Nie dlatego, że Pleszew jest gorszy, ale przez to, że wyjazd wiąże się z podróżą, przygodą, anonimowością. To dla nich przyjemność wsiąść w pociąg i pojechać z ekipą do dużego miasta. Ja to rozumiem, bo sam tak robiłem. Ludzie starsi nie mają już tyle ochoty na tego rodzaju wyjazdy, więc chętniej przychodzą do nas. To jest naturalne, zawsze tak było i pewnie będzie. Dodam, że ludzie często odwiedzają mnie z propozycjami koncertowymi. Słyszę podpowiedzi i jeśli muzyk czy zespół jest w zasięgu naszej ręki - to działamy. Daję dżentelmeńską gwarancję, że słuchamy ludzi. Mam taką zasadę, że drzwi do mojego biura są otwarte. 

Docieracie również do mieszkańców wsi? 

Uważam, że socjologicznie podział na miasto i wsie w ostatnich latach stracił na znaczeniu. Większość ludzi, która mieszka na wsi, pracuje obecnie w mieście, coraz mniej rodzin utrzymuje się z rolnictwa. Ta granica, według której nie lubię zresztą myśleć, się zaciera. Cieszy mnie, że osoby spoza miasta korzystają z naszej oferty. Podczas wydarzeń, które organizowane są poza Pleszewem – jak dożynki, mikołajki i inne okolicznościowe uroczystości - często pełnimy rolę drugoplanową, żeby nie wchodzić w drogę ich organizatorom. Udostępnimy nasze zasoby, obsługujemy je technicznie, dofinansowujemy. Świetnie układają nam się współprace z sołectwami czy kołami gospodyń wiejskich. Wspieramy ich inicjatywy. 

Z zasobów zajezdni na specjalnych warunkach mogą chyba korzystać też lokalni artyści.

Tak. Chcemy się pokłonić ludziom sztuki, którzy są wokół nas i dać im szansę na rozwój. Danielski, Dera, Drytkiewicz, Dioniziak, Leszkowicz-Zaluska, Zawada - to tylko kilka nazwisk, które są z nami związane. Osobom zaangażowanym w działalność kulturalną przyznajemy tytuł ambasadora zajezdni. Ostatnio uhonorowaliśmy nim Artura Kowalskiego z Pleszewa, który robi społecznie fenomenalne rzeczy, organizuje wpisany na stałe w nasz kalendarz koncert zaduszkowy (pod koniec listopada nadano go również pisarce Dagmarze Leszkowicz-Zaluskiej - dop. red.). Zależy nam na tym, żeby nasi twórcy dobrze się u nas czuli i z tego co wiem, właśnie tak jest. Poza wydarzeniami, w których uczestniczą, często przychodzą do nas pogadać i wypić kawę. Budujące jest to, że oni chcą nie tylko pokazywać i odbierać sztukę, ale również funkcjonować tu intelektualnie. To ważne, żeby zajezdnia była nie tylko instytucją, ale też miejscem spotkań. W końcu kierujemy się ideą, aby ośrodek kultury był dla mieszkańców trzecim miejscem – po domu i pracy. 

 dalsza część tekstu pod zdjęciem ↓

Od kilku tygodni dzieła miejscowych artystów można kupić w sklepie zajezdni pod nazwą Towarowy Pleszew. Na jakich zasadach on działa? Swoje prace może wystawić w nim każdy mieszkaniec, który tworzy sztukę? 

Zgłosić może się do nas każdy. Póki co, są tam rękodzieła tych najbardziej odważnych, którzy dobrze się z nami znają. Musimy z tym sklepem dotrzeć do świadomości artystów oraz kupujących, a ten proces pewnie trochę potrwa. Zaczęło się od tego, że pomyślałem, iż fajnie byłoby, gdyby można było zdobyć piękne wydawnictwa pleszewskiego muzeum gdzieś w Internecie. Miejscowi, którzy mieli je kupić, już to zrobili, ale jest wiele osób, które czują sentyment do Pleszewa, bo na przykład kiedyś tu mieszkały, i chciałyby mieć takie pamiątki. Poza tym z czasem coraz więcej dzieł zaczęło powstawać w naszej pracowni ceramicznej. Zauważyłem, że jest wiele osób, które są zainteresowane czapką czy torbą z logo zajezdni. Podjęliśmy więc decyzję o otwarciu sklepu. Proces jego przygotowania trochę trwał, bo nie korzystaliśmy z gotowych ofert. Nasi pracownicy - Dawid, Marcel, Daria, Szymon i Ula - budowali go od podstaw. 

W planie macie też stworzenie galerii sztuki współczesnej w kamienicy przy ulicy Rynek 2 w Pleszewie. Jaki jest na nią pomysł?

Chcemy w niej pokazywać na stałe prace naszego wielkiego artysty, Mariana Bogusza. Poza tym w zajezdni nie ma już miejsca na eksponowanie wszystkiego, co w niej powstaje. Zgłasza się również do nas wielu artystów z całej Polski -  m.in. Krakowa, Poznania, Kalisza, Wrocławia i Gdańska - którzy chcą się u nas wystawiać, bo przyciąga ich nasza marka. Rozmawiałem ostatnio ze wspaniałą artystką, która jest zainteresowania skorzystaniem z naszej przestrzeni. Niestety musiałem jej odpowiedzieć, że będzie to możliwe dopiero za trzy lata - taką długą mamy kolejkę. Galeria stworzyłaby nam pod tym względem nowe możliwości. Byłaby też niezwykle miastotwórcza, bo niewiele małych miast może sobie pozwolić na takie przedsięwzięcie. Obecnie jesteśmy na etapie wstępnych prac projektowych i myślimy nad koncepcją wewnętrzną.

Sztuka będzie też pokazywana w jednym z wagonów, który stoi przy domu kultury?

Nawiązując do tożsamości zajezdni, chcemy wykorzystać wagon, który został pomalowany podczas pleneru w ramach ostatniej edycji Pleszew. Wąsk Festival. On należy do taboru miejskiego, ale jest nieużytkowany, bo nie nadaje się już do jazdy. Kiedyś chciałem tam zrobić kawiarnię, ale kwestie finansowe i sanepidowskie przerosłyby nasze siły. Umówiliśmy się ze Sławkiem Danielskim, że co roku wagon będzie przemalowywany w ramach wspominanego pleneru. Z kolei środek, niedużym zasobem finansowym, mamy zamiar zaadoptować na małą sezonową galerię sztuki – i pokazać w niej miniatury. Chcemy wykorzystać piękne ławki, pomalować wnętrze na czarno, zamontować dobre oświetlenie. Planujemy to zrobić ze środków własnych, które wypracowujemy z kina oraz komercyjnej działalności i rozpocząć ten proces już w tym roku. Być może zdążymy na przyszły sezon. 

Jeśli mowa o tożsamości zajezdni - rozpoczęliście współpracę z powstałym ostatnio stowarzyszeniem miłośników wąskotorówki „Pleszewska Kolej Trójszynowa”.

Tak i wiem, że będzie to dobra współpraca. Stowarzyszenie tworzą ludzie, którzy są pasjonatami kolei i znają się na niej lepiej niż ktokolwiek inny. Jestem pewny, że oni zadbają o to, żebyśmy wspólnie budowali historię naszego miasta dla przyszłych pokoleń z szacunkiem do historii.  

Co z zapowiedziany utworzeniem muzeum kolejki wąskotorowej? Na jakim etapie jest ta inwestycja?

Proces jest rozpoczęty. Ogłosiliśmy przetarg na projekty architektoniczne. Muzeum ma znajdować się w małym dworcu w Kowalewie. Jeśli wszystko nam się uda, to staniemy się turystyczną atrakcją Polski. Wiem, że to są duże słowa. Jednak dla mnie to jest proste – wszyscy kochamy kolej, każde dziecko, na którymś etapie swojego życia, bawi się małą ciuchcią. Skoro cała Polska była w Toruniu lepić pierniki, to niedługo wszyscy przyjadą do Kowalewa obejrzeć muzeum. Zwiedziłem chyba wszystkie tego typu obiekty, które funkcjonują w naszym kraju. W ponad 90 procentach można zobaczyć stojące na torach artefakty. My chcemy postawić na interaktywne atrakcje, multimedia - światło, dźwięk, monitory. Proszę sobie wyobrazić, że dziecko wchodzi do pociągu i rusza zwrotnicą. Może obejrzeć poruszającą się kolejkę. Chcemy to zrobić inaczej niż pozostali. 

Zobacz wideo

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama