Józef Grzeszczak urodził się w 1945 roku w Pleszewie. W mieście rodzinnym ukończył szkołę zawodową. Uwielbiał sport. Grał w Stali Pleszew. Po służbie wojskowej w 1966 roku został bramkarzem Calisii Kalisz. Po dwóch latach bronił barw klubu Star Łódź.
To tam wypatrzyła go ekipa filmowa szukająca kaskadera do koprodukcji polsko-niemieckiej pn. „Sygnały MMXX”. I tak zaczęła się jego kariera filmowa. Zagrał m.in. w „Potopie” oraz „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana czy „Piratach” Romana Polańskiego. W sumie pracował przy ponad 300 realizacjach - jako kaskader, aktor, dubler czy konsultant ds. kaskaderskich i zabezpieczeń aktorów (o jego doświadczeniach na planie przeczytasz poniżej).
Pleszewianin zmarł w listopadzie 2023 roku w Łodzi. Miał 78 lat. Został pochowany na cmentarzu na Mani w Łodzi.
Wiadomość o odejściu sportowca ze smutkiem przyjęli jego znajomi z Pleszewa.
- Był moim przyjacielem, chodziliśmy razem do szkoły podstawowej. Kiedyś wszedł na wieżę strażacką przy Ogrodowej i chodził po niej na rękach. Wszyscy byli w szoku, bali się, że spadnie. Często graliśmy razem w piłkę, Józek stał na bramce. Był bardzo wesołym i żywotnym człowiekiem. Cieszył się życiem - opowiada biegacz Ryszard Krupiński.
Józef Grzeszczak - kaskader z Pleszewa urodzony pod szczęśliwą gwiazdą
Poniżej przypominamy fragmenty tekstu Iwony Nowickiej z numeru 13 (52) „Magazynu itp” dołączonego do Gazety Jarocińskiej 2 kwietnia 1999 roku.Józef Grzeszczak kiedy rozpoczynał karierę sportowca, nigdy nie przypuszczał, że trafi do filmu.
- Urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. W życiu tak mi się układało, że zawsze trafiałem na dobrą pracę. Dość szybko awansowałem. Zawsze dobrze powodziło mi się, jeśli chodzi o finanse. Jako sportowiec zarabiałem nieźle, później w filmie też - opowiadał Grzeszczak w 1999 roku w rozmowie z Iwoną Nowicką dla Gazety Jarocińskiej.
Nie żałował, że został kaskaderem. Podobała mu się przede wszystkim możliwość poznawania nowych, ciekawych ludzi.
- W tym zawodzie trzeba być odważnym, lubić podejmować ciągle ryzyko. Czasami zdarzają się różne niebezpieczne sceny - zaznaczał.
Jak Józef Grzeszczak z Pleszewa dostał się do świata filmu?
O tym, że pleszewianin znalazł się na planie filmowym, zadecydował przypadek.
- Do klubu (sportowego - dop.red.) przyjechała ekipa filmowa poszukująca człowieka, który zastąpiłby w filmie „Sygnały" kaskadera. Był to film w koprodukcji polsko-niemieckiej, a jugosłowiański kaskader nie mógł wykonywać zwisów głową w dół z powodu krwotoków - opowiadał sportowiec.
Wtedy zaproszono go do wytwórni i musiał wykazać się sprawnością na ośmiometrowym trapezie.
- Fruwałem w powietrzu. Zapłacono mi bardzo dobrze, otrzymałem 600 złotych za godzinę pracy. Na tamte czasy, była to pokaźna suma. Spodobało mi się - dodawał.
Jego prawdziwa praca na planie filmowym rozpoczęła się w 1971 roku, kiedy pojechał na obóz szkoleniowy, przygotowujący do pracy w „Potopie".
- W Bogusławiu było stado ogierów - 180 koni, które trzeba było codziennie ujeżdżać. Byłem jedynym kaskaderem z Łodzi. Silną grupę stanowili wrocławianie, którzy obawiali się konkurencji. Jednak zaakceptowali mnie, stwierdzili, że nadaję się do tego zawodu - wyjaśniał.
Źródło: FilmPolski.pl
Józef Grzeszczak wysadził fabrykę w „Ziemi obiecanej”
Józef Grzeszczak pracował z Jerzym Hoffmanem przy realizacji „Potopu” i „Ogniem i mieczem". Zdjęcia do „Potopu" odbywały się w Mińsku, sceny batalistyczne kręcono na poligonach za Witowem. Tam było 600 koni.
- W tym czasie nauczyłem się obycia przed kamerą, fechtunku na białą broń, współpracy z pirotechnikami - mówił Grzeszczak.
Kolejnym ważnym doświadczeniem była dla niego praca z rosyjskimi kaskaderami. Od nich pleszewianin, jako pierwszy w Polsce, nauczył się przewracania koni. Z czasem zaczęto zatrudniać go jako samodzielnego konsultanta do spraw kaskaderskich i zabezpieczeń aktorów na planie. W 1982 roku funkcję tę pełnił w filmie Poręby pt. „Hubal”.
Wiele scen wymyślał sam. Najpierw uważnie czytał scenopis, a później proponował reżyserowi różne ujęcia. Do ciekawych, wymyślonych przez siebie zaliczał moment wysadzenia fabryki w „Ziemi obiecanej".
W trakcie realizacji tego filmu podpadł mu Andrzej Wajda.
- Podczas kręcenia trudnej sceny reżyser za wcześnie dał hasło „kamera”. Kaskader, który płonął, nie był jeszcze przygotowany. Stał się żywą pochodnią. Taki człowiek może palić się tylko do minuty, by nic mu się stało - opowiadał.
fot. archiwum GJ
Pleszewianin Józef Grzeszczak przyjaźnił się z Danielem Olbrychskim, kolegował z Romanem Polańskim
Kaskader bardzo miło wspominał pierwsze spotkania na planie z Danielem Olbrychskim. Wspólnie wymyślali różne ciekawe ujęcia. Do tego stopnia zaprzyjaźnił się z aktorem, że ten w filmach, w których występował, żądał, aby konsultantem od spraw kaskaderskich był pleszewianin.
- Z Danielem zaprzyjaźniłem się szybko, uczyłem go jazdy konnej, białego fechtunku. Muszę przyznać, że był bystrym uczniem. Czuje, to co robi - oceniał Grzeszczak.
Dość szczególnie wspomina też pracę u Romana Polańskiego. Został zatrudniony jako kaskader przy filmie „Piraci”, kręconym m.in. w Tunezji. Na planie podpatrywał pracę Polańskiego, często służył mu też radą. Od początku zyskał sympatię reżysera. Polański zapraszał go do siebie. Zaczęli mówić do siebie po imieniu.
- Początkowo nie mogłem mówić Roman, jakoś przez gardło mi nie przechodziło, później zostaliśmy dobrymi kolegami - wspominał Józef Grzeszczak.
fot. archiwum GJ
Znaliście historię Józefa Grzeszczaka? Może mieliście okazję go poznać? Podzielcie się swoim wspomnieniem w komentarzu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.