Paulę Borowską z Nowej Wsi – gmina Gizałki – oglądać można na szklanym ekranie - w telewizji regionalnej WTK jako reporterkę, prowadzącą serwisy informacyjne i program publicystyczny „Otwarta antena".
W wywiadzie dla „Życia Pleszewa" opowiedziała o drodze, jaką przeszła, żeby spełnić swoje zawodowe marzenie, wyzwaniach w pracy oraz o tym, jakie są jej plany na przyszłość.
"Spełniłam swoje marzenie". Wywiad z Paulą Borowską
Od kiedy chciałaś pracować w telewizji?Dziennikarką chciałam być właściwie od zawsze. Mama opowiada mi, że z gazetą w ręku uczyłam się chodzić. Może to już był jakiś znak (śmiech). Później, kiedy byłam nieco starsza, lubiłam oglądać programy telewizyjne. Często odgrywałam przed lustrem prowadzących czy wymyślałam własne realizacje. Byłam bardzo kreatywnym dzieckiem. W domu organizowałam pełno przedstawień – pisałam scenariusze, a potem angażowałam do gry pluszowe misie, młodszego brata czy kuzynkę, która przyjechała w odwiedziny. Mama musiała to wszystko oglądać (śmiech). Odkąd pamiętam były we mnie chęć występowania oraz potrzeba, żeby ktoś mnie oglądał i słuchał. Zawsze spisywałam też wiele rzeczy - swoje przemyślenia czy fabularyzowane historie.
Czyli było niemal pewne, że zostaniesz dziennikarką albo będziesz miała jakiś artystyczny zawód?
Jak każde dziecko fascynowało mnie wiele zawodów. Chciałam być też lekarką - pewnie dlatego, że mama jest pielęgniarką i świat szpitala zawsze był mi bliski. Bawiłam się w nauczycielkę i co ciekawe - księdza. Myślę jednak, że te zawody mają wspólny mianownik - opierają się na mówieniu do ludzi i byciu słuchanym.
A kogo ty w tej telewizji lubiłaś słuchać i oglądać? Kogo podziwiałaś?
Byłam fanką Magdy Mołek i jej wywiadów, które prowadziła w programie „W roli głównej”. Lubiłam odwzorowywać te wywiady, pisać lub nagrywać coś podobnego, tak jakbym to ja je przeprowadzała. Ale muszę powiedzieć, że do dzisiaj oglądam rozmowy Magdy, tyle, że teraz już na jej kanale YouTube. Jej styl – nawiązując do nazwy kanału („W moim stylu” - przyp. red.) - zdecydowanie jest mi bliski.
Do szkoły podstawowej i gimnazjum chodziłaś w Gizałkach. To było miejsce, gdzie mogłaś rozwijać pasje?
Myślę, że w jakimś stopniu tak, choć trzeba pamiętać, że to jednak mała miejscowość, publiczna szkoła i nie wiem, na ile moje pasje były wtedy uświadomione. Ale myślę, że korzystałam z tego, co było możliwe na miejscu. Brałam udział w przedstawieniach szkolnych, konkursach recytatorskich i pięknego czytania. W gimnazjum pisałam do gazetki szkolnej. Jeden z moich pierwszych prawdziwych wywiadów przeprowadziłam z wójtem gminy Gizałki - Robertem Łozą. Byłam też przewodniczącą szkoły. Z kolei w jarocińskim liceum działałam przy samorządzie i pisałam przemówienia na różne okoliczności. Tam też zaangażowałam się w projekt „Akademia Myślącego Człowieka”, realizowany we współpracy z moim przyszłym Wydziałem Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dzięki projektowi mieliśmy okazję odwiedzić wiele miejsc - w tym regionalne studia telewizyjne. Kiedy pojechaliśmy do WTK (Wielkopolska Telewizja Kablowa - przyp. red.) pomyślałam, że nie dałabym rady tam pracować, bo dziennikarze sami muszą montować swoje materiały, a ja tego nie potrafię. Nie wiem, czemu wtedy nie wzięłam pod uwagę, że przecież wszystkiego można się nauczyć (śmiech).
Przygodę z telewizją zaczęłaś już w liceum - w naszym wydawnictwie.
To prawda. DiMTI.tv (Dziecięca i Młodzieżowa Telewizja Internetowa - przyp. red.) to była świetna przygoda. W szkole pojawił się plakat, że przy „Gazecie Jarocińskiej” powstaje taki projekt. Zainteresowałam się tym, bo przecież zawsze chciałam pracować w telewizji. Na początku organizowano dla nas wiele warsztatów – dziennikarskich, filmowych, montażowych. To było bardzo rozwojowe. Pracowaliśmy nad dykcją, mieliśmy zajęcia aktorskie, a gdy dzielono nas na grupy – dostawaliśmy zadania do wykonania, np. przeprowadzaliśmy wywiady. Wspominam to jako dobrą zabawę, ale też lekcję. Kiedy zakończyliśmy etap warsztatów – na dobre zaczęła się praktyka. Od podstaw tworzyliśmy własną stronę internetową i co ważne– mieliśmy wpływ na to, co chcemy na niej pokazywać. To w ramach DIMTI przeprowadziłam swój pierwszy wywiad przed kamerą – z młodą wokalistką Oliwią Wieczorek. Mogłam tam też podpatrzeć, jak na co dzień funkcjonuje prawdziwa redakcja, co było inspirujące.
Nie chciałaś potem studiować dziennikarstwa?
Już w liceum zaczęłam świadomie mówić, że chcę być dziennikarką. Zewsząd słyszałam jednak, że jeśli ktoś chce uprawiać ten zawód, to od studiów ważniejsza jest praktyka, a co za tym idzie - ciekawość świata, ludzi, doświadczeń. To można zdobyć też poza uczelnią, pomyślałam więc, że na studia jednak warto wybrać pewniejszy fach, o ile tak można określić polonistykę, na którą ostatecznie się zdecydowałam. Poza tym, na polonistyce mogłam wybrać różne specjalności i w razie czego mieć plan B, bo wiadomo, że dziennikarstwo to jednak dość niepewny zawód. Oprócz specjalności dziennikarskiej wybrałam więc też specjalność nauczycielską, ale muszę powiedzieć, choć nie pracuję obecnie w tym zawodzie, że uczenie też okazało się dla mnie bardzo ciekawe i chętnie popracowałabym w szkole. Miałam już taką propozycję i mogłam pracować w jednej z jarocińskich szkół, jednak wtedy pojawiła się w WTK propozycja pracy jako prezenterka, a wiedziałam, że taka okazja może się już szybko nie trafić. Wybór był bardzo trudny, ale cały czas mam nadzieję, że jeszcze będę miała szansę uczyć, bo bardzo lubię pracę z dziećmi. Na razie pocieszę się jednak oprowadzaniem szkoły po murach WTK, co mam zaplanowane tuż po świętach (śmiech).
Zanim pracowałaś w telewizji WTK to działałaś jeszcze w poznańskim Radiu Afera. Jak tam trafiłaś i jak wyglądała tam praca?
Na początku warto powiedzieć, że to studencka rozgłośnia, choć też będąca w eterze, z długą tradycją i też sympatią poznaniaków do niej, więc moim zdaniem to zaszczyt tam zaczynać. Tym bardziej, że wiele osób, które studencko działało w Aferze, teraz pracuje w regionalnych czy ogólnopolskich mediach. To taka kuźnia talentów – tak się o Aferze często mówi. A jak pytasz o mnie, ja już na pierwszym roku studiów poszłam na casting i się udało. Przyjęli mnie i zaproponowali, żebym została serwisantką (osoba, która przygotowuje i czyta na antenie serwis informacyjny – przyp. red.). To było dla mnie duże wyróżnienie, bo często pracę w mediach zaczyna się od reporterki, czyli biegania po mieście i zbierania informacji, a mnie od pierwszych dni wpuszczono na antenę.
Tobie też się udało z Afery przebić do regionalnych mediów. Od ponad trzech lat można cię oglądać w telewizji WTK (Wielkopolska Telewizja Kablowa). Jak się tam znalazłaś?
Tutaj też o wszystkim zaważył casting. Dowiedziałam się o nim przypadkiem od koleżanki ze studiów, która pracowała w innym studenckim radiu. Wtedy myślałam, że casting jest tylko dla studentów dziennikarstwa, bo nie był on ogłoszony szerokiej publiczności. Stwierdziłam jednak, że nie mam nic do stracenia i skoro mam adres mailowy, to czemu by nie wysłać CV. Wysłałam i ku mojemu zdziwieniu zostałam zaproszona do redakcji. Najpierw była rozmowa i dużo pytań o lokalną politykę, potem zadanie. Dostaliśmy tekst i po jego przeczytaniu mieliśmy próbę wejścia na żywo, w którym musieliśmy zrelacjonować opisane wydarzenie. Wiedziałam już, że dobrze sobie radzę z takimi zadaniami. Na staż przyjęto dwie osoby – w tym mnie.
Zaczęłaś od robienia newsów, a od ponad roku jesteś też prezenterką wiadomości. Masz jakąś swoją ulubioną formę pracy?
Najbardziej lubię wejścia na żywo z miejsc, gdzie dzieje się coś ważnego. Kiedy dziennikarz słyszy: wypadek, pożar, zabójstwo, to od razu uruchamia się adrenalina, wie, że powinien tam być, relacjonować to na żywo. Ja też tak mam. Chcę być tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Czasami to niesie za sobą ryzyko, niewygodę i poświęcenie. Jedziesz gdzieś daleko, już wiesz, że skończysz pracę później. Pada deszcz, śnieg, wieje, ty mimo tego musisz działać, relacjonować. Pamiętam, jak podczas protestów kobiet przewędrowałam pół miasta, często przemoczona, zmęczona, ale czułam, że tam wtedy trzeba było być. To chyba to dziennikarskie poczucie misji. Bardzo lubię również pracę w studiu, najbardziej też na żywo, czyli wtedy, gdy nie wiemy, co się wydarzy. Prowadzę publicystyczny program „Otwarta Antena”. Oczywiście mogę zaplanować rozmowę i pytania, ale nigdy nie wiem, co goście odpowiedzą, czym mnie zaskoczą, jak zmienią bieg rozmowy. Poza tym do tego programu mogą dzwonić widzowie i zadawać pytania. Często prowadzi to do ciekawych dyskusji, ale i nie raz widzowie dzwonili w sprawach nie na temat, obrażali gości albo innych miejskich polityków, czasami pojawiały się też przekleństwa czy groźby. Wtedy trzeba reagować, a nie zawsze jest to proste.
Wyzwania to w telewizji codzienność?
Tak, ta praca wiąże się z wieloma wyzwaniami. Z tego są plusy i minusy. Bo to oczywiście nasze - dziennikarzy - życie, karmimy się tymi emocjami, zaskoczeniem, adrenaliną itd. Ale to często też stres, praca pod presją czasu. Nawet jak to mówię, to czuję, że się spinam, że mój organizm automatycznie wprowadza się w stan działania. To też wiele bodźców, tego czasami trudno jest się pozbyć – odpuścić, odpocząć, zresetować się, a przecież trzeba to robić, bo nie da się funkcjonować na wiecznym czuwaniu i gotowości do działania.
Jak więc się resetujesz? Jak odpoczywasz?
Muszę przyznać, że lubię wracać do mojej rodzinnej miejscowości, by naładować baterie. Tam jest mój dom - moi rodzice, brat, babcia, ciocia, wuja i pozostała rodzina. Przyjeżdżam i mogę się odciąć, odpocząć, spędzić z nimi czas, niczego nie muszę. Poza tym w Poznaniu nie mam tak pięknych widoków jak na wsi. Kiedy spaceruję wśród tych pól i łąk, to czuję błogi spokój.
Czujesz, że spełniasz swoje marzenia?
Tak, cieszę się, że mogę pracować w telewizji, w zawodzie, o którym od zawsze marzyłam. Choć tak, jak wcześniej mówiłam, to nie łatwa profesja. Poza tym, mam też dużo pokory i świadomość, że pracuję na razie w regionalnej telewizji, która też wiąże się z wieloma ograniczeniami. Pewnie, gdybym chciała rozwijać się w tym zawodzie, to musiałabym pomyśleć o ogólnopolskich redakcjach.
To właśnie twoje plany na przyszłość?
Zobaczymy, co przyniesie życie i czym mnie zaskoczy, ale tak - chciałabym spróbować swoich sił w ogólnopolskich mediach. Mogłabym pracować jako reporterka, prowadzić programy telewizyjne, ale też chętnie wyjechałabym gdzieś i popracowała jako korespondentka. Choć to wiąże się z podszkoleniem języków i myślę, że to taki mój cel na najbliższą przyszłość. Poza tym od dawna marzę też o kanale na YouTube, na którym mogłabym stworzyć własną przestrzeń i małą społeczność – rozmówców i słuchaczy. Na pewno byłyby to wywiady z ciekawymi osobami, posiadającymi pasję, takimi, którzy odnaleźli własną drogę, postanowili się sprzeciwić schematom. Fascynują i inspirują mnie takie historie.
Rozmawiał
Bartosz Grześkowiak
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.