reklama
reklama

103. rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

103. rocznica wybuchu Powstania Wielkopolskiego - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia Powstanie Wielkopolskie było jednym z niewielu zrywów niepodległościowych zakończonych sukcesem. Rozpoczęło się 27 grudnia 1918 r. Dzięki niemu ziemie Wielkopolski zostały włączone do tworzącej się II Rzeczypospolitej. Przyłączyli się także do niego pleszewianie.
reklama

Przypomnijmy: w Pleszewie już w październiku 1918 r. zawiązał się z inicjatywy i pod przewodnictwem miejscowego proboszcza ks. Kazimierza Niesiołowskiego Tajny Komitet Obywatelski, który 14 listopada przekształcił się w jawną Radę Ludową. Prezesem Rady został wybitny patriota ksiądz Kazimierz Niesiołowski – proboszcz parafii p.w. Ścięcia św. Jana Chrzciciela , zastępcą Artur hrabia Szenic z Korzkiew, a sekretarką Anna Suchocka.

POWSTANIE WIELKOPOLSKIE W PLESZEWIE

Pleszewianie na otrzymaną 27 grudnia 1918 r. o godz. 17.00 wiadomość o wybuchu powstania w Poznaniu pospieszyli stolicy Wielkopolski natychmiast z pomocą. Była to kompania pleszewska w sile 80 ludzi pod dowództwem sierż. Antoniego Kozłowicza, do której dołączył w Kowalewie ppor. Feliks Pamin i ppor. Michał Ciążyński. Było to zgodne z umową, którą zawarli 15 XII 1918 r. w Poznaniu ppor. Ludwik Bociański i Mieczysław Paluch.

W związku z dzisiejszą 103. rocznicą wybuchu Powstania Wielkopolskiego przypominamy duży wywiad, który opublikowaliśmy na łamach "Życia Pleszewa" w roku 2018 - z okazji setnej rocznicy tego niezwykłego zrywu.

Przeczytajcie nasz wywiad z roku 2018 z trzema historykami:

Czy gdyby nie Powstanie Wielkopolskie to rozmawialibyśmy dziś po niemiecku? Co by było, gdyby w ogóle nie wybuchło? Czy Wielkopolanie mają skłonność do bitki? O tym rozmawiamy z trzema pleszewskimi historykami: Adamem Staszakiem, Andrzejem Szymańskim i Januszem Waliszewskim.

 

Zacznijmy przewrotnie. Czy - gdyby nie Powstanie Wielkopolskie - rozmawialibyśmy dziś tutaj po niemiecku?

Janusz Waliszewski: Wysoce prawdopodobne. Co prawda na konferencji wersalskiej Roman Dmowski zrobiłby zapewne wszystko, żeby Wielkopolska była jednak w granicach państwa polskiego, ale byłoby to z pewnością o wiele trudniejsze do zrealizowania. Podstawowym argumentem Niemców było bowiem to, że Wielkopolska to „Spichlerz Niemiec”. Trzeba też pamiętać o uwarunkowaniach międzynarodowych - istniało wówczas realne niebezpieczeństwo ofensywy niemieckiej przeciwko Wielkopolsce. Gdyby nie marszałek Foch, który traktował wojska wielkopolskie jako sojusznicze to - nie oszukujmy się - Niemcy by nasze powstanie zgnietli.

Andrzej Szymański: Sytuacja wyglądała tak, że Lloyd Goerge wyraźnie opowiadał się po stronie Niemiec, które miały być przeciwwagą dla Francji - będącej od czasów napoleońskich głównym przeciwnikiem Anglii. Z kolei Georges Clemenceau chciał Niemców osłabić…

Janusz Waliszewski: Ponadto - co jest kluczowe - padła Rosja. A bez tego historia na pewno wyglądałaby inaczej. Dla zachodu Rosja była wcześniej najbardziej pożądanym sojusznikiem - była chociażby ogromnym rynkiem zbytu dla Anglików.

Adam Staszak: Mówiąc wprost: nie byłoby zwycięstwa, gdyby nie sytuacja międzynarodowa. Gdybyśmy zostali sami - licząc tylko na własne siły - to nawet odnosząc zwycięstwo w walce - sukces byłby niemożliwy.

Czyli odrodzenie Polski i sukces Powstania Wielkopolskiego są ściśle powiązane i jest to suma wielu czynników?

A.SZ.: W Polsce Ludowej był taki paradoks - bo uczono dzieci, że państwo polskie powstało dzięki rewolucji październikowej. I… w pewnym sensie jest to prawda, ale oczywiście z innych względów niż twierdziła propaganda PRL. Gdyby bowiem nie bolszewizm w Rosji - Niemcy nigdy by się nie zgodzili wypuścić Piłsudskiego. Polska miała być po prostu państwem zaporowym przed bolszewizmem. Bo tego bała się wówczas cała Europa.

A.S.: Twierdzenie, że dzięki rewolucji było więc prawdziwe - ale a’rebours (śmiech)

J.W.: Myślę, że nie będzie przesady, jeśli rok 1918 będziemy rozpatrywać w kategorii cudu - wszyscy trzej zaborcy przegrali wówczas wojnę. Lepszej sytuacji nie można było sobie wymarzyć - ziściły się modlitwy o wojnie narodów.

No dobrze, a co by było, gdyby Powstanie Wielkopolskie nie wybuchło?

A.S.: Prawdopodobnie bylibyśmy jednym z landów niemieckich.

J.W.: Bardzo możliwe.

A nastroje antyniemieckie? Były wówczas duże?

A.SZ.: Narastały od początku wybuchu wojny.

A.S.: Warto też przy okazji pamiętać o pewnym paradoksie: powstańcy wielkopolscy byli tymi, którzy dopiero co zrzucili mundury armii niemieckiej - wracając z wojny.

J.W.: Osobiście zgadzam się z Rezlerem, który w książce o Powstaniu Wielkopolskim podzielił powstańców na trzy grupy. Weteranów umieścił w grupie ludzi doświadczonych bojowo, ale czekających na rozwój sytuacji. Najbardziej gorące głowy mieli z kolei ludzie z ruchu sokolego, skautingu. Oni by poszli w bój bez oglądania na nic. I właśnie połączenie tych grup dało taki koktajl, który zaowocował ostatecznie sukcesem.

A.SZ.: Swoją drogą paradoksem jest, że w pewnym sensie to Niemcy kształcili nam kadry - jak właśnie pisał Rezler.

Czy pamięć o narodowych zrywach ma jakieś przełożenie na kolejne? Listopadowe, styczniowe, wielkopolskie, warszawskie… Jest w świadomości taka pamięć historyczna? I czy można mówić o jednoczeniu się całego narodu wobec wroga?

J.W.: Nie ma co idealizować - jeśli chodzi o stwierdzenia „cały naród”. Śledząc każde zrywy można dojść do wniosku, że zazwyczaj jest to ok. 10-20 proc. najbardziej zaangażowanych. Reszta często czeka na rozwój sytuacji lub jest obojętna.

A.SZ.: Tak jest w każdych czasach - przypomnijmy sobie choćby rok 1956 w Poznaniu, czy wydarzenia z roku 1968 itd. W skali całego narodu to zawsze garstka. Z drugiej strony są też uwarunkowania psychiczne, czysto ludzkie. Sytuacje gdy matka mówi do syna: nie idź, po co się będziesz narażał…

J.W.: Stwierdzenie „cały naród” to pewna fraza literacka. Z drugiej strony pamiętajmy, że państwo polskie nie istniało ponad wiek. To był ponad wiek nacisków ze strony zaborców, by przekształcić Polaków w lojalnych poddanych cesarza niemieckiego, austriackiego czy cara. I tu był zdecydowany opór. Dużą rolę w utrwalaniu polskości miały wtedy więc m.in. książki Henryka Sienkiewicza.

A.S.: Ogromna była rola Kościoła - ta instytucja była swoistą arką polskości.

J.W.: To prawda, także pod względem gospodarczym - spółdzielnie prowadzili w końcu księża społecznicy. Rola Kościoła jest nie do przecenienia.

A.SZ.: Ba, nawet ojciec polskich ateistów - prof. Kotarbiński - mówił, że Kościół odegrał tu nadzwyczajną rolę. Spójrzmy zresztą na te relacje u poszczególnych zaborców. Konflikty były nie tylko narodowościowe jak np. Polak-Rosjanin czy Polak-Niemiec, ale też wyznaniowe: katolik-prawosławny albo katolik-protestant. A wrzeć w Wielkopolsce zaczęło od strajku dzieci we Wrześni - bo nakaz modlenia się po niemiecku był już tym, czego nie mogło wytrzymać polskie serce.

A.S.: Przyciskanie śruby przez Bismarcka działało na Polaków jak płachta na byka. To dwa różne światy w porównaniu np. z liberalizmem austriackim, gdzie Polacy byli nawet ministrami.

J.W.: Polak z natury idzie pod prąd (śmiech). To tkwi w nas silnie. Zabraniają nam czegoś? To będziemy to robić jeszcze bardziej.

A co z pamięcią o powstaniu i powstańcach? Nie jest ono - mimo, że wygrane - w za dużym cieniu - choćby porównując do pamięci o Powstaniu Warszawskim?

A.S.: To wynika z pewnego szczególnego upodobania Polaków do martyrologii. I nie chodzi tu tylko o zestawienie tych dwóch powstań, bo podobnie wygląda sprawa z polskim sierpniem i okrągłym stołem. Dziś symbolem przemian w Europie jest - niestety - upadek muru berlińskiego, a nie wydarzenia w Polsce.

A.SZ.: Powstanie Wielkopolskie już w okresie międzywojennym było jednak traktowane tak, jak było…

J.W.: I pozostało to do dziś.

Chodzi o zaniedbania władz z czasów 20-lecia międzywojennego?

A.SZ.: Oczywiście. Wszystko dlatego, że powstańcy nie byli piłsudczykami. Już wtedy do odznaczeń państwowych rzadko wysuwano powstańców wielkopolskich. Spotykali się więc głównie w swoim gronie. Mamy też nasz przykład Ludwika Bociańskiego - który wcześniej dowodził powstaniem na naszym terenie, a gdy przeszedł później do sztabu Piłsudskiego - stając się piłsudczykiem - nie odpowiedział już nawet na list pleszewian, którzy alarmowali go o próbie likwidacji powiatu.

J.W.: Dla mnie z kolei postać Feliksa Pamina jest takim symbolem traktowania Powstania Wielkopolskiego. Zrobił swoje? Może odejść… Niestety tak to wyglądało. Po prostu - gdy do władzy doszli piłsudczycy obowiązywała tylko jedna narracja: Józef Piłsudski to ojciec narodu, bez którego - i jego legionów - nie byłoby niepodległości. Tymczasem - nie ujmując oczywiście tych zasług - kim byłby Piłsudski bez Dmowskiego? Dla Ententy Piłsudski nie był przecież partnerem do rozmowy - kojarzony był przecież z państwami centralnymi.

A.S.: Ale warto zaznaczyć, że - mimo dużej wrogości - pracowali razem na rzecz Polski.

J.W.: To prawda, przykładem jest choćby słynny list Piłsudskiego: „Szanowny Panie Romanie…”. Początkiem konfliktu była jednak kłótnia o kobietę… Cóż…

Proza życia…

J.W.: No tak. Historia jest niezwykle ciekawa. I uczy, że nigdy nikogo niczego nie nauczyła (śmiech).

A to nie jest może tak, że pamięć o Powstaniu Wielkopolskim przyćmiła późniejsza bitwa warszawska, która zapisała się w historii świata?

A.SZ.: Chyba jednak nie. To zupełnie inne kwestie, zupełnie inne działania. Zresztą - w wojnie polsko-bolszewickiej też brali udział Wielkopolanie.

Ale w świadomości zwycięstwo z 1920 mogło wydawać się donioślejsze…

J.W.: W świadomości „Cud nad Wisłą” zajmował zapewne 1. miejsce, ale jedno drugiego nie wyklucza. Hołubienie Piłsudskiego i cały obóz pomajowy sprawił, że dla Powstania Wielkopolskiego po prostu nie było miejsca. Bo - pamiętajmy - Wielkopolska jest wówczas endecka, socjaliści tu praktycznie nie istnieli. Dlatego - w interesie piłsudczyków nie było miejsca na pamięć o powstaniu w Wielkopolsce.

W świadomości wielu Powstanie Wielkopolskie było naszym jednym zwycięskim. Panowie mówicie jednak, że nie jest to do końca prawda?

J.W.: Pierwszym naszym zwycięskim powstaniem był rok 1806 - gdy wojska napoleońskie wkraczały na nasz teren. I - dodajemy - to też było powstanie wielkopolskie. Bo Napoleon wszedł do Wielkopolski właściwie już wyzwolonej. O tym się dziś nie mówi. Jest jeszcze rok 1848 roku. Tego powstania może nie wygraliśmy, ale też nie przegraliśmy - rozwiązaliśmy się po prostu sami - widząc ogromną przewagę wroga.

Wielkopolanie mają więc skłonność do bitki - tu akurat w pozytywnym znaczeniu?

A.S.: Bijemy się wtedy, kiedy ma to sens i jest realna szansa zwycięstwa. Dlatego np. myślę, że w Poznaniu nie doszłoby do takiego powstania jak w przypadku Powstania Warszawskiego.

To jest ten słynny wielkopolski pragmatyzm?

J.W.: Słowa „wielkopolski pragmatyzm” kojarzą mi się z takim dawnym podejściem „kongresówki” do Wielkopolski. Z dowcipami typu: dlaczego w Wielkopolsce podczas II wojny nie było konspiracji? Bo Niemiec nie pozwalał. Takie stereotypy sięgają właśnie tego dawniejszego podziału na „my” i „kongresówkę”, na podział w granicach zaborów.

A.S.: Ten podział funkcjonował jeszcze do niedawna. Na zasadzie „tu jest Europa, a za Prosną to już Azja” (śmiech)

J.W.: To oczywiście stereotypy, tymczasem niewielu dziś pamięta, że Wielkopolanie też bili się np. w powstaniu listopadowym, styczniowym, wielu później w warszawskim. Tylko nikt o tym nie mówił, my też sami o tym nie krzyczeliśmy. I tak zostało: że Wielkopolska to taka pragmatyczna, że z boku, że nie szarpią się i nie oddają krwi. To jest oczywiście bzdurą - co pokazuje nasza historia.

A.SZ.: Wystarczy wspomnieć też choćby późniejszy Poznań 1956 roku.

No dobrze, to co zrobić, żeby powstanie - w końcu - teraz - znalazło swoje miejsce w historii? Żeby miał miejsce ten renesans pamięci o nim?

A.S.: Żyjemy w czasach, gdzie przemawiają obrazy. Dlatego szkoda, że nie doczekaliśmy się w kinematografii czy w serialach jakiegoś fajnego przedstawienia tej naszej historii.

J.W.: Był film „Hiszpanka”, który mi się nawet podobał, ale mam do niego jedno „ale”. To nie powinien być pierwszy film o Powstaniu Wielkopolskim. Mógł on być piątym czy dziesiątym, ale nie pierwszym. Pamiętam, że jak zabrałem dzieci ze szkoły na ten film - po wszystkim nie wiedzieli o co w ogóle chodzi. I wielka szkoda - bo wydano ogromne pieniądze. I się sparzono, co sprawiło, że zapewne jeszcze długo inna duża produkcja nie powstanie. Poza tym - jak mówimy już o pamięci - poczekajmy do 27 grudnia. Ciekawe ile będzie wywieszonych flag - nie licząc tych wokół Ratusza…

A.SZ.: Pewne jest jedno: obecnie jest najlepszy moment na przywrócenie pamięci o powstańcach. Teraz jest ta erupcja, ten najlepszy czas - w związku ze stuleciem odzyskania niepodległości. Cieszmy się, pamiętajmy o tym i nie skupiajmy się w naszej historii tylko na tych, którzy zginęli.

A.S.: To prawda, pamiętamy o tych, którzy zwyciężyli.

J.W.: Tak jest. Chwała zwycięzcom!

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama