Gościńce typowe powstawały niemal jednocześnie (większość była oddana w pierwszym półroczu 1974 r.) i według jednego projektu tzw. projektu typowego, określanego też mianem powtarzalnego, autorstwa Jerzego Buszkiewicza i Jana Kopydłowskiego. Wznoszono je przy głównych drogach, najczęściej w atrakcyjnych miejscach – często na skraju lasu, w oddaleniu od zwartej zabudowy.
Charakterystycznym elementem tych budynków był przede wszystkim dach – stromy, miejscami schodzący niemal ku samemu podłożu, kryty strzechą, gontem lub dachówką (w zależności od charakteru tradycyjnej zabudowy na danym terenie). Projekt typowy nieznacznie modyfikowali architekci powiatowi, uwzględniając lokalne warunki i potrzeby. Przy budowie wykorzystywano dostępny lokalnie budulec trzcinę, kamień lub drewno.
Cel był jeden. Całość miała sprawiać swojskie wrażenie, budzące skojarzenia z dawnymi karczmami. Dlatego też we wnętrzach dominowały akcenty rustykalne. Centralnym pomieszczeniem była z reguły duża sala restauracyjna z drewnianymi krokwiami i meblami z litego drewna.
Skąd nazwa „Parzybroda”?
Obiektom nadawano nazwy nawiązujące często do języka doby staropolskiej. Tak było też w przypadku gościńca, który wybudowano przy krajowej 12 w Brzeziu. Nazwa pochodziła od serwowanej w Wielkopolsce zupy z młodej kapusty zwanej właśnie „Parzybrodą”.Zajazd w Brzeziu funkcjonował bardzo krótko, bo niespełna dwa lata. W 1976 roku wybuchł tam pożar. Przyczyny nie są do dziś znane. Z książki Jana Woldańskiego „Historia pleszewskiego pożarnictwa” dowiadujemy się jedynie, że ogień został zauważony ok. 22.00 przez uczestników trwającej tam 2 marca zabawy pod nazwą „Podkoziołek”.
Część biesiadników wyszła z lokalu zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Wtedy ktoś zauważył płonący dach. Podobno osoby, które przebywały w motelowych pokojach, nie mogąc się wydostać drzwiami skakały przez okna, niekompletnie ubrani. Koce dostarczali im strażacy. Dogaszanie trwało kilka godzin. Spłonęło wszystko, oprócz tego, co było kamienne.
Przyczyna do dziś nie jest znana.
Zajazd "U Huberta"
Zajazd odbudowano zaledwie rok później, nadając mu nazwę „U Huberta”. Lokal prowadzony był najpierw przez Gminną Spółdzielnię "Samopomoc Chłopską”, potem przez osoby prywatne.
– Zawsze z sentymentem wspominam czas kiedy tam pracowałam, podobnie jak panią Halinę Korzeniewską, właścicielkę, ona była dobrym duchem tego miejsca, tworzyła domową, rodzinną atmosferę – opowiada nam była pracownica zajazdu.
W restauracji królowała prosta, domowa kuchnia.
– Nie było jakiś wytwornych dań, ale było smacznie, domowo. Ludzie przyjeżdżali na czerninę i pieczoną kaczkę, z reguły to byli stali klienci, wszyscy czuli się tam jak w domu – wspomina.
Znane swego czasu były „Majówki u Huberta”.
– Pamiętam przejażdżki bryczką i motorami członków klubu motocyklowego Platan. Były też konkursy w wyciskaniu sztangi, a wieczorem zabawa i ognisko. Grał tam chyba zespół „Eden” – opowiada nam jeden z bywalców majówek u Huberta.
Nie wytrzymał konkurencji
Zajazd „U Huberta” przetrwał do 2010 roku. Kilka lat stał nieczynny, popadał w ruinę. Teren został sprzedany, a obiekt w końcu rozebrany. Teraz jest tam stacja paliw BP.
– Zawsze jak tamtędy przejeżdżam, to wspominam to miejsce. Nigdy nigdzie potem w żadnym zakładzie nie pracowało mi się tak dobrze jak tam. Ale to zasługa właścicieli, to byli wspaniali pracodawcy – podkreśla kobieta.
I dodaje.
- Szkoda tego miejsca, w którymś momencie zabrakło chyba pomysłu, pewnie też zaplecza finansowego. Właściciele próbowali uatrakcyjnić otoczenie, jakieś zwierzęta pamiętam tam sprowadzili i była taka zagroda, ale to nie wystarczyło. Powstały kolejne restauracje i nasz „Hubert” nie wytrzymał konkurencji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.