reklama

Agnieszka i Sebastian Szwarnowscy zdobyli sześciotysięcznik w Andach [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Agnieszka i Sebastian Szwarnowscy zdobyli sześciotysięcznik w Andach [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
9
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościOd kilku lat niestrudzenie zdobywają kolejne szczyty. Ramię w ramę. Zawsze razem. Miesiąc temu Agnieszka i Sebastian Szwarnowscy wspięli się na Huayna Potosi w Andach. Świętowali tam 20-stą rocznicę ślubu.
reklama

Agnieszka i Sebastian Szwarnowscy pochodzą z powiatu pleszewskiego. Aktualnie mieszkają  w Jarocinie. Przygodę z górami rozpoczęli od wejścia na jeden z najpopularniejszych szczytów w Polsce - Giewont. Jednak zamiłowanie do gór u  Agnieszki zaczęło się już w młodości, w czasie pierwszych wyjazdów na kolonie. 

Wysokości nie da się oszukać 

Dwa lata temu weszli na najwyższy szczyt Turcji – Ararat. To był prezent męża na 18 rocznicę ślubu, 40. urodziny pani Agnieszki spędzili na lodowcu Breithorn. Teraz przyszedł czas na boliwijskie Andy.  Huayna Potosi mierzy 6088m.  Jest jednocześnie najwyższym szczytem w rejonie miasta  La Paz, do którego Agnieszka i Sebastian wybrali się na 20-tą rocznicę ślubu.  

reklama

- Choć na szczyt prowadzą do 5200 m dwa schroniska, sama aklimatyzacja w nich nie wystarcza, do tego żeby górę zdobyć. Osobiście do gór podchodzę z pokorą i potrafię w nich zawrócić. Wchodząc na Huayna Potosi miałam kilka momentów zawahania czy iść dalej – nie kryje Agnieszka.

Wątpliwości wynikały przede wszystkim ze zmęczenia i wyczerpania organizmu przez chorobę  wysokościową.

- Niestety jak większość wspinaczy i nas również dopadła. Tej wysokości nie da się oszukać – mówi Agnieszka.

Wraz z wysokością przychodzi silny, tępy ból głowy, nudności, wymioty i osłabienie mięśni  spowodowane mniejszą  ilością  tlenu.

- Samo podejście do wysokości 5200m nie było takie złe. Trudności i zmęczenie organizmu odczuliśmy trzeciego dnia wspinaczki, podczas gdy atakowaliśmy nocą szczyt – relacjonuje małżeństwo. 

reklama

Atak szczytowy

Dwa dni wcześniej, przed wejściem na szczyt, razem z  przewodnikiem  małżeństwo ćwiczyło  wspinanie po lodospadzie. Jest to konieczne, żeby nabyć praktykę w operowaniu sprzętem do wspinaczki tj. rakami, czekanami i linami.

- Dla nas sprzęt do wspinaczki nie był obcy. Operowaliśmy nim wcześniej na 3,4 i 5 tysiącznikach. Mimo wszystko kolejna lekcja była bardzo przydatna - nie kryje Agnieszka.

Zdobycie szczytu to walka nie tylko z zimnem i ogromnym zmęczeniem.

 - Podczas ataku szczytowego, tak wysokiej góry jak Huayna Potosi  przychodzą momenty rezygnacji. Nie ma co się oszukiwać. Jest noc, zimno, organizm zmęczony, tlen na tej wysokości ograniczony. Momentami wieje tak silny wiatr, który odrywa kawałki lodowca wbijając je w twarz - wspomina.

reklama

Wiele osób zawróciło. Ale nie oni.

- Mnie i Sebastianowi kryzys minął, gdy naszym oczom pojawił się wschód słońca, a był obłędnie piękny i to, że do szczytu nie było już daleko. Huayna Potosi ,to góra  którą wybrał mój mąż na 20. rocznicę ślubu. Muszę mu to przyznać, wiedział o czym marzyłam - dodaje Agnieszka. 

Co dalej?

8 czerwca 2023 roku Agnieszka i Sebastian stanęli na szczycie Huayna Potosi.

 -  Tutaj powiedziałam sobie pas, wyżej nie muszę, to mi do szczęścia wystarczy. Dziękowałam górze, że mnie do siebie wpuściła, że była dla mnie łaskawa. Mieliśmy z mężem jeszcze pewien plan związany z tą górą. Obiecaliśmy sobie, że jak wejdziemy na jej szczyt, to pożegnamy tam naszego zmarłego przyjaciela. Tak też się stało. Były łzy szczęścia i smutku, ale był też wiwat. UDAŁO NAM SIĘ! - cieszy się Agnieszka.

reklama

Na szczycie zrobili sobie kilka fotek, nakręcili krótki filmik i skierowali się do zejścia. Mieli piękne okno pogodowe, ale niestety podczas zejścia zaczęli się źle czuć - zwłaszcza Agnieszka.

- Sebastian  odchorował swoje dzień wcześniej, a ja przy zejściu ze szczytu. Byliśmy wyczerpani, ale szczęśliwi i tak też szczęśliwie tego samego dnia zeszliśmy na wysokość 4700 m, gdzie po krótkim odpoczynku udaliśmy się w kierunku La Paz - naszej miejscówki - opowiada Agnieszka.

I dodaje, że w życiu kieruje się mottem "Życie trzeba przeżyć, a nie przeczekać".

- Nie jesteśmy drzewami, choć i je czasami się przesadza. Dostaliśmy nogi więc niech nas prowadzą przez świat. Osobiście odnalazłam swoje szczęście w górach, niekoniecznie wysokich, a wracając z każdej mojej wyprawy, czuję się silniejsza i nie do "złamania" – podkreśla i dodaje. -  Pozwólcie sobie na taki luksus jakim jest ŻYCIE! Przeżyjcie je po swojemu i nie zapominajcie o tym, jak ważnym się jest w tym naszym życiu. 

 

 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama