- Wie pan, z Niemcami podczas wojny było różnie. Wszyscy znamy historię - wiemy, do jakich bestialskich czynów byli zdolni. W Dobrzycy też byli tacy, którzy potrafili bić bez powodu - mnie również ścigały bandy Hitlerjunged. Ale - mimo tego - byli również i dobrzy Niemcy. Jeden z nich uratował mi podczas wojny życie… - opowiada Jan Kaczmarek. Wraz z żoną - Kazimierą - wspominają czasy wojny i zmiany - jakie miały miejsce na przestrzeni lat w Dobrzycy.
Miał młodszego brata i siostrę, którzy byli bliźniakami oraz starszą siostrę. W czasie wojny mama pana Jana pracowała głównie na polu, ojciec z kolei przydzielony był do pracy we wspomnianej fabryce przy ul. Koźmińskiej - był tzw. motorniczym, obsługiwał sprzęt, który m.in. wycinał części do walizek.
- Do dziś pamiętam widok tych walizek - były wkładane jedna w drugą. Jako dziecko często tam chodziłem - zanieść np. ojcu śniadanie czy kolację. A ile zabawek miałem z tych części zrobionych! - wspomina pan Jan. Pieczę nad wspomnianym zakładem - przejętym podczas okupacji - sprawował oczywiście Niemiec.
- I gdyby nie ten Niemiec, Jan by dziś nie żył - zaznacza z kolei po chwili jego żona, pani Kazimiera. - To prawda… - przyznaje mężczyzna. I zaczyna opowieść.
WIĘCEJ PRZECZYTASZ W AKTUALNYM ŚWIATECZNYM WYDANIU "ŻYCIA PLESZEWA", KTÓRY MOŻESZ KUPIĆ TAKŻE ONLINE