reklama

Głaz Bogudar w Rudzie - turystyczna perełka powiatu pleszewskiego. Poznajcie legendę [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Głaz Bogudar w Rudzie - turystyczna perełka powiatu pleszewskiego. Poznajcie legendę [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
32
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościLegenda głosi, że gdy w Boże Ciało przyłożymy ucho do kamienia, który znajduje się w Rudzie - usłyszymy gwar przeklętej gospody... Głaz Bogudar - to prawdziwa turystyczna perełka gminy Dobrzyca oraz całego powiatu pleszewskiego. Poznajcie niezwykłą legendę z nim związaną.
reklama

Głaz narzutowy Bogudar w Rudzie w gminie Dobrzyca jest jedną z ciekawszych, choć nie do końca odkrytych, atrakcji turystycznych powiatu pleszewskiego.

Znajduje się na północnym skraju osady - mniej więcej dwa kilometry na północny zachód od Lutyni. Od 8 lutego 1975 roku - decyzją ówczesnego wojewody poznańskiego - jest uznawany za pomnik przyrody.

Głaz narzutowy Bogudar w Rudzie w gminie Dobrzyca

Warto zaznaczyć, że głaz Bogudar jest pochodzenia lodowcowego (granitoid skandynawski). Jest częściowo zagrzebany w ziemi i ma kształt trójkątny.

"Na powierzchni" kamień ma wymiary: 15,7 m w obwodzie i 2,15 m wysokości. Jak opowiadają nam mieszkańcy - osadzony jest z pewnością bardzo głęboko.

- Wiele, wiele lat temu, jeszcze jako dzieci, próbowaliśmy kopać pod spodem, by sprawdzić jak głęboko jest osadzony. Dokopaliśmy się chyba do 2-3 metrów - i dalej nie było widać początku - wspomina z uśmiechem jeden z mieszkańców Rudy.

reklama

Jak dojechać do głazu Bogudar w Rudzie?

Głaz Bogudar nie jest trudny do odszukania - znajduje się blisko głównej drogi - ul. Lutyńskiej, przy wylocie z Rudy w stronę Kotlina. Przy trasie umieszczone są znaki - kierujące do głazu.

ZOBACZ MAPĘ:

Legenda o głazie Bogudar w Rudzie. "Sędzia Sprawiedliwy sam zamienił karczmę w kamień"

Z głazem Bogudar wiąże się z niezwykle ciekawa legenda. Według niej, w tym miejscu znajdowała się dawniej karczma. Karczma, która była przeklęta...

reklama

Przeczytajcie sami:

"Było to w czasach, gdy na stolicy książęcej w Poznaniu zasiadał Odon, syn Mieszka III z Piastów. Pośród borów, na szlaku handlowym z grodu Krotosa do Pleszewa, a tuż obok Dobrzycy leżał gród zwany Lutynią.

Osada ta na początku dostatnia była, powiadają, że to z Bożej łaski. Opatrzność bowiem mieszkańców Lutyni wszystkiem dobrem obdarzyła. Woda w rzecze Lutynce ryb była pełna, a i samą czystością niby kryształ widniała. W lasach zwierza rogatego hasało pod dostatkiem, a jego mięsiwo pierwszą jakością się odznaczało. Nieopodal grodu ziemia skrywała mnogość rudy żelaza. Toteż mężczyźni z Lutyni górnictwem, hutnictwem, kowalstwem i snycerstwem się pałali. Swoje warsztaty przy kopalniach mieli, a podgrodzie to wszyscy w skrócie "Rudą" zwali. Interesy kwitły, miejscowość się bogaciła. A i kiesa każdego mieszkańca pełna dukatów krajowych i zamorskich była.

reklama

Tak mijały lata. Bogaci mężowie lutyńscy coraz mniej hożo do pracy chadzali. W głowie im za to hulanki i trunki siedziały. Czas ciągle gnał do przodu, sakwy chudły, a i od roboty wszyscy się już odzwyczaili. Warsztaty puste stały, piece wygaszono, kowale narzędzia w kąt rzucili.

Za to jedną z kuźni w Rudzie na karczmę zamienili, kryjąc ją strzechą. Stary snycerz Tworzymir nazwę jej nawet wymyślił. "Zwijmy ją Koźliłep" - rzekł kiedyś. Nazwa się przyjęła. Szynk bowiem dach miał strzelisty, z suszonej trzciny, a na jego szczycie blaszana niby koźla głowa dla ozdoby stała przytwierdzona.

Mężczyźni się tam spotykali, co by w dostatecznej odległości od swych białogłów napitków kosztować. Kobiety tymczasem w rozpacz popadły, nie mając czym swych pociech karmić. Kasztelan, co go Blizbordem zwali, plan oszczędnościowy począł wprowadzać. Na początku, postanowił żywność wydzielać, aby na zakup trunków z kasy grodowej starczało.

Potem plebana precz przepędził, żeby na tacę kościelną łożyć nikt nie musiał. A i samego księdza, i kościoła utrzymywać nie było trzeba. Pobożne kobiety z Lutyni o sakramenta więc księdza Macieja z pobliskiej Dobrzycy prosiły.

Wielebny Maciej raz, a czasami nawet i dwa razy w tygodniu do grodu nad Lutynką zaglądał. Dziatwie o Bożej dobroci opowiadał, mszę odprawiał, starszym komunię dawał. Nigdy na nikogo pokuty nie nakładał. "Bóg sam cię odpowiednio ukarze i sposób odkupienia win obmyśli" - powiadał. A, że ubogi i skromny to był duchowny, to na mule zwykł przez dukty leśne jeździć. Ludzie się nawet podśmiechiwali, że księdza jeszcze nie widać, a już słychać. Zwierzę jego bowiem na szyi wielki dzwonek miało uwieszony i w ten sposób wszystkim obecność księdza Macieja obwieszczało.

Tak oto ksiądz z Dobrzycy przez siedem lat dziećmi i kobietami z Lutyni duchowo się opiekował. Mężowie ich za to coraz bardziej na zdrowiu podupadali, ale wciąż pili, pili i pili... I choć dzwonek księżego muła nie raz słyszeli, to nigdy na spotkanie wielebnego z karczmy wychodzić nie chcieli. Niewiasty lamentowały nad swymi małżonkami i ratunku dla nich żadnego nie widziały. Tylko wielebny Maciej spokojny był i za każdym razem powtarzał: "Przyjdzie dzień, kiedy Sprawiedliwy Sędzia pokutę dla nich przygotuje".

Było akurat święto Bożego Ciała w piątym roku panowania Odona. Wielebny Maciej do Lutyni przez bór podążał. I jak zazwyczaj, karczmę pod strzechą po drodze mijał. Na piersi jego, na wysokości serca, tabernakulum spoczywało, a w nim hostie przygotowane. Ich liczba dokładnie odpowiadała ilości wszystkich lutynian mogących przyjmować sakrament, w tym bezbożnych mężów. Tymczasem w szynku akurat zabawa na całego trwała. "Heja!, jeszcze!, polej!"- to jeno słychać było. 

Wśród bywalców zasiadał i Bogudar - syn Prosimira, niegdyś górnika. Chłopak to był młody, a na jego kilkunastoletnim licu jeszcze rumieniec się jawił. Wizyty w karczmie niezbyt mu były po myśli i każdą okazję, aby się z niej wyrwać, wykorzystywał. Wtem wśród knajpianego gwaru głos dzwonka usłyszał. Przypomniały mu się słowa matki: "Gdy wędrownego księdza wraz z hostią zobaczysz, uklęknij przed nim i Bogu cześć oddaj".

Wybiegł więc Bogudar z karczmy i przed Maciejem się pokłonił. Ksiądz nad nim znak krzyża uczynił, a gdy to robił, prawica jego na chwilę słońce przed oczyma młodzieńca przysłoniła. Ciemność jeno widział skruszony Bogudar i skwierk słyszał - niczym palonego drewna głos. Lecz dymu żadnego ni ciepła nie poczuł. Kiedy jasność przed źrenice mu wróciła, wstał i głowę odwrócił. 

Zobaczył, że przeklęta gospoda zniknęła. W jej miejscu olbrzymi kamień się pojawił. "Gdzie ojciec, gdzie kompani?" - nerwowo pytał księdza Macieja. "Bóg im karę obmyślił" - wyszeptał ksiądz.

Powiadają, że Sędzia Sprawiedliwy sam zamienił karczmę w kamień, a opamiętane serce Bogudara od śmierci ocalił. Stąd strzelisty kształt szczytu głazu. Ponoć jak w Boże Ciało ucho do kamienia przyłożysz, to usłyszysz gwar przeklętej gospody...

Od tego czasu ludzie mówią, że w Rudzie koło Dobrzycy jest głaz w kształcie serca. Zwą go Bogudar".

 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama