reklama

"Przyszedłem tu dla ludzi". Rozmowa z proboszczem pleszewskiej fary, ks. Dariuszem Brylakiem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościWywiad z księdzem Dariuszem Brylakiem, proboszczem parafii pw. Ścięcia Św. Jana Chrzciciela w Pleszewie.
reklama

Mijają dwa miesiące odkąd objął ksiądz probostwo w parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Pleszewie. Jak wyglądają początki? Poznawanie miasta, mieszkańców, osób z którymi przyjdzie księdzu współpracować? 

Do bólu szczerze?

Do bólu!

Nie da się poznać czegokolwiek w dwa miesiące, a tym bardziej drugiego człowieka. A przyszedłem tu dla ludzi. To wszystko trwa, dzieje się każdego dnia, i będzie trwało z pewnością jeszcze długo. To nad czym ubolewam to fakt, że nie jestem w stanie zacząć robić od samego początku tego, o czym gdzieś tam wcześniej myślałem, jeszcze zanim tu przyszedłem. Ogrom zadań, nazwijmy to porządkowych, ich specyfika, i generalnie to, co zastałem bezpośrednio na miejscu, po prostu mnie na ten moment - mówiąc do bólu szczerze - nieco przerasta. 

reklama

Rzeczywiście, choćby teraz, gdy rozmawiamy, wokół samej plebanii widać ogrom prac porządkowych... Rozumiem, że na starcie posługi w Pleszewie, to właśnie te gospodarcze kwestie, paradoksalnie, pochłaniają najwięcej czasu?

Strasznie pilnuję, żeby nie uciekały mi spotkania z ludźmi, takie żywe, czyli tak naprawdę to, co powinien robić na co dzień ksiądz. Jednak to, co myślałem przed, że zrobię tutaj na starcie, a to co aktualnie robię, to niestety dzień do nocy. Na ten moment konieczne jest przede wszystkim porządkowanie – rzeczy i spraw, związanych z zastaną sytuacją. Teoretycznie to rzeczy, których ksiądz nie musi robić, jednak obecnie muszę to wykonywać osobiście, bo nie mam też po prostu kim się posłużyć. Oczywiście nie chodzi o to, że się w jakikolwiek sposób skarżę, czy dystansuję od pracy, bo ją uwielbiam, natomiast takie są realia – kwestie formalne pochłaniają obecnie dużo czasu. Wiele sobie obiecuję po ludziach w Kościele, jednak dziś muszę przede wszystkim wytworzyć dla nich infrastrukturę, żeby ci ludzie mieli gdzie przyjść. Obecnie nie mamy niestety nawet możliwości, by spotkać się na plebanii w grupie większej niż 20 osób. Stąd musimy tę infrastrukturę wytworzyć.

reklama

Gołym okiem widać, że tej infrastruktury „do ogarnięcia” jest na starcie sporo, jednak poza trwającymi pracami przy samym kościele i plebanii jest jeszcze kwestia dużego Domu Parafialnego, który niszczeje z roku na rok...

Większość osób, nawet miejscowych, myśli Domem Parafialnym. A ja wtedy odpowiadam, troszeczkę przewrotnie, że Dom Parafialny - w stosunku do tego co tutaj trzeba wytworzyć, i to „na już” - to jest „pikuś”.

Aż tak?

Zawsze gdy to mówię osiągam pewien efekt zaskoczenia i otwarte oczy, jednak realnie tak to wygląda. Dziś słyszę czasami od ludzi słowa typu: „o, tyle remontów w zaledwie dwa miesiące”. Wtedy odpowiadam, znowu przewrotnie: „proszę państwa to nie są remonty – to działania, które trzeba rozpocząć, by w ogóle do remontów przystąpić”.

reklama

No dobrze, co zatem jest niezbędne - na już, na teraz?

Obecnie kluczowe są działania związane z kominem na plebanii. Czekam na decyzję, czy w ogóle będę mógł go używać i odpalić zimą piec. Na razie mamy wytworzoną instalację hydrauliczną, która ma pozwolić na zaoszczędzenie opału, i która doprowadza ciepłą wodę wszędzie, gdzie jest to konieczne. Muszę także zająć się kwestią chodników na cmentarzu, bo jeżeli zacznie mocniej padać to dojście do kontenerów segregujących śmieci jest po prostu niemożliwe, nie da się przejść bezpiecznie po glinie. Przy tym wszystkim nie wspominam o kwestiach porządkowych, tych kontenerach, które wyjeżdżają cały czas z różnymi rzeczami z piwnic, ze strychów. Tu już jest jednak prawie koniec, więc powolutku myślę - co z danym pomieszczeniem, które zostało „odgruzowane”, można zrobić, na co je przeznaczyć. A – jak mówiłem na początku – kluczowe jest dla mnie stworzenie miejsca, gdzie ludzie będą mogli się spotykać.

No właśnie, jak zdążyłem zauważyć, taki bezpośredni kontakt – mówię tu o spotkaniach poza samymi nabożeństwami w kościele - wydaje się dla księdza bardzo istotny. Jakiś czas temu zorganizowano na naszym terenie spotkanie dla młodych – i to z wszystkich parafii… 

Bo Kościół to ludzie! Nie ksiądz, ale ludzie – ewentualnie ksiądz z ludźmi. Tymczasem dziś poruszamy się często w sferze różnych kalek, nakładek, szufladkowania. Zawsze przypomina mi się wtedy taka scena w „Chłopach” Reymonta, jak Antek Boryna staje w pierwszej ławce kościoła i „wreszcie z dumą może rzucić pieniążek na ofiarę”…

Chodzi księdzu o pewną mentalność?

Mam na myśli to, że wszyscy musimy pracować nad tym, by wytworzyć coś, co się nazywa szumnie wspólnotą. Ale w związku z tym, że to słowo dzisiaj nic nie mówi, to użyjmy innego słowa – rodzina. To sytuacja, w której przychodząc do kościoła znam osobiście, z imienia, tego człowieka przede mną, człowieka za mną. Że się nie wstydzę, nie krępuję, i nie boję do niego podejść i uśmiechnąć. Wie pan, ja mam takie doświadczenie Kościoła, że ludzie, którzy się w nim znają – potrafią robić razem fantastyczne rzeczy. I zwyczajnie sobie w życiu pomagać. To jest coś, co jest przede mną, co muszę wytworzyć. A właściwie co musimy wytworzyć razem…

Tego brakuje nam dziś w Kościele, takiej wspólnoty?

To jest punkt, do którego musimy zawsze dążyć! Sami wytwarzać tę sytuację, już – tu i teraz, zwykłymi, małymi krokami. Wie pan, czego nam brakuje przede wszystkim w Kościele? Normalności. Dziś pokutuje myślenie typu: „nie przyjdę do księdza, bo będę mu przeszkadzał”. A, przepraszam bardzo, od czego jest ksiądz? Wbrew pozorom księża, przynajmniej ci, których znam, mimo mnóstwa zajęć, są właśnie po to, żeby być na co dzień z ludźmi! Dziś sam mam ogrom różnych formalności do załatwiania, jednak tęsknię i czekam, żeby z ludźmi usiąść - tutaj przy kawie, rozmowie. To, co teraz robię – pod względem gospodarczym - robię właśnie po to, żeby móc w końcu usiąść z ludźmi – być dla nich, z nimi rozmawiać. Wspólnota – to w Kościele podstawa. Tak jak mówiłem – dziś niestety często żyjemy w tym świecie nakładek, kalek. Tymczasem można pokazać, że przebywanie w kościelnej wspólnocie, to nie tylko ręce złożone do modlitwy i klęcznik. Można stanąć też w modlitwie przed Panem Bogiem na swój sposób. To jest moje doświadczenie odkrywania ludzi. Ja muszę najpierw człowiekowi pomóc zobaczyć, co w nim siedzi, żeby on potem stanął przed Bogiem sam – twarzą w twarz. Nie jestem pośrednikiem – jestem narzędziem. Wracając do kalek. One są różne i działają w różne strony. Mówi się np. o potężnych pieniądzach jakie rzekomo są w Kościele. Bzdury, bzdury, bzdury. Oczywiście, jako księża mamy sobie wiele do zarzucenia, i wiele do odrobienia. Ale zapewniam, że gdyby Kościół zawiesił swoją działalność - to nie wiem czy nasze państwo byłoby stać na pomoc wielu osobom. Zresztą, sam konfesjonał bywa swoistym gabinetem psychologicznym.

Coś księdza zdziwiło po przybyciu do Pleszewa? Zaskoczyło – pozytywnie czy negatywnie?

Bezdomni – całkiem spora ilość. Ponadto, przepraszam, bo nie chcę, żeby kogoś obrazić, czy żeby zostało to źle zrozumiane i odebrane – ale widzę też wielu ludzi pokrzywionych psychicznie i religijnie. Chciałbym to sobie sprawdzić, przebadać. Myślę, że będę mądrzejszy po kolędzie.

Nowością, przynajmniej dla członków tej parafii – jest kontakt internetowy. Założył proboszcz m.in. profil parafii na FB, jest mail. Pozwala to lepiej dotrzeć do ludzi? Docieranie do parafian przez internet jest ważne?

Tam gdzie jest człowiek - tam trzeba do niego docierać wszystkimi możliwymi kanałami. I nie ma się co obrażać na rzeczywistość . Wyobraża sobie pan np. - przepraszam za takie porównanie, ale pewnie stanie się to „hitem” w tym artykule - gdybym teraz, pod koloratką, zatrzymał się przy prostytutce na ulicy, by z nią porozmawiać?

No, domyślam się, że oddźwięk na pewno mógłby być dwuznaczny.

A ja nie widzę w tym problemu. 

Czyli rozumiem, że znów wracamy do tego wzajemnego szufladkowania?

Wsadziliśmy się w jakieś dziwne ramki, i nie pozwalamy sobie poza nie wyjść. I wkurza mnie, kiedy słyszę, gdy np. dla niektórych głównym problemem w Kościele po pandemii jest to, czy komunię św. przyjąć do ust, czy na rękę. Ludzie drodzy - nie macie innych problemów? Bo ja was już teraz mogę w Pleszewie zaprowadzić do osób, które na przykład kiepsko wychowują swoje dzieci. Nie macie większych problemów niż post piątkowy? Nie twierdzę że to nie jest problem, ale czy to jest najważniejsze, że - za przeproszeniem - ktoś „w piątek żarł mięso”. Już was mogę zaprosić do ludzi, którzy na siebie nie patrzą od lat. Ludzi pokłóconych. Co jest większym problemem? To czy jedzą lub nie mięso w piątek, czy może to, że nie podają sobie latami ręki? Czasami, niestety, o wiele łatwiej schować się za to mięsko, niż mierzyć z realnymi ludzkimi problemami. 

To przed jakimi wyzwaniami stoimy?

Ja dziś stoję przed wyzwaniem - jakie formy pobożności zaproponować. Zaraz się będziemy wściekać, że np. mało dzieci chodzi na różaniec. Pytanie jednak: czy ktoś tego dziecka uczył takiej formy pobożności? A może ta forma pobożności na dzisiaj nie działa? Może trzeba szukać innej? To szukanie jest przed nami. I żeby była jasność - nie chodzi o to, że te dotychczasowe formy są złe - one po prostu przestają działać.

Więc na czym się dziś skupić, by przyciągnąć ludzi do Kościoła? Zwłaszcza młodych?

Dobre pytanie. Niedawno odbyła się konferencja, gdzie zaprezentowano raport o stanie Kościoła w Polsce 2023. Wie pan, co dziś mówią ludzie, którzy uczestniczą w życiu Kościoła, którzy deklarują się jako praktykujący katolicy? Jak pan myśli, co oni dziś mówią? Czego szukają w Kościele?

No, Boga powinni szukać.

Dokładnie. Oni szukają modlitwy. Ci, którzy są w Kościele, nie szukają fajerwerków. Nie jakiegoś super kazania, czy pięknych marmurowych posadzek. Szukają doświadczenia modlitwy. Wśród tych ludzi wyróżnia się też bardzo ciekawa grupa osób, która nie ma czasu czy sił, by przyjść do kościoła poza tą niedzielą, by przyjść na coś dodatkowego. Oni – przychodząc raz w tygodniu do kościoła – chcą więc autentycznego doświadczenia duchowego, bo to jest ich jedyna możliwość w ciągu całego tygodnia. Stąd moje pytanie praktyczne: jak tym ludziom wyjść naprzeciw? Co im zaproponować? Jak pomóc?

Przenosząc to na nasz pleszewski grunt – to są te działania duszpasterskie, wyzwania, które sobie dziś, jako proboszcz, ksiądz stawia?

Tak, ale pamiętajmy, że w tych kwestiach trzeba trzymać ciągle rękę na pulsie, bo jesteśmy cały czas w epoce zmiany.

A jak w ogóle przywitali księdza parafianie? Czy można już teraz liczyć na ich pomoc?

Przykład pierwszy z brzegu: wracam z mszy i mam na płocie zawieszoną siatkę z jedzeniem. Przykład drugi: idę do sklepu po coś drobnego. Sprzedawca mówi: niech ksiądz po prostu weźmie. Chce pan numery telefonów do dobrych hydraulików, ludzi od gazu, podnośników hydraulicznych, czy budowlańców? Mam ich już całkiem sporo – właśnie dzięki pomocy ludzi.

To chyba budujące – takie, nawet drobne, ale jednak, wsparcie na starcie posługi?

Mówię panu konkretami, żeby to nie było zbyt górnolotne. Widzę ogromną otwartość, także podczas uroczystości kościelnych - i okołokościelnych. Jest z kim pracować. Wiem jednak, że choć osób – przy okazji uroczystości wokół odpustu czy spotkania młodych - było wiele, to statystycznie wciąż nie jest to duża liczba - jak na parafię. Musimy przyciągać kolejne osoby, kolejne pokolenia.

A to nie jest tak, że każde koleje pokolenie – to zupełnie inna rzeczywistość, także w Kościele?

Mogę zaryzykować mocniejsze stwierdzenie: dzisiaj z nowym pokoleniem mamy do czynienia niemal co roku – a nie, jak wcześniej, co ok. 25 lat. 

Mówimy o mentalności?

Coś, co dany rocznik „łapał”, rozumiał, i co było dla niego ważne – dla kolejnego jest już nieistotne i nieważne. Tak szybko zachodzi zmiana. I dlatego ją trudno uchwycić.

Gdy rozmawialiśmy przy okazji spotkania młodych, mówił mi ksiądz, że chciałby w przyszłości – w porozumieniu z innymi kapłanami z naszego terenu – przeprowadzać inne, podobne inicjatywy, skierowane do różnych grup społecznych, do ogółu parafian...

Wszystko co dzieje się w Kościele – jest otwarte dla każdego. Musimy dotykać rodziny, bo tam zachodzi cała sieć relacji. Pamiętajmy, że człowiek staje się człowiekiem tylko przy kontakcie z innymi ludźmi. Jest naprawdę ogromna szansa na coś, co jest konieczne, czyli współpraca wszystkich parafii w Pleszewie. Dlatego – tak sobie obiecuję – będą kolejne spotkania.

Jak ksiądz ocenia naszą – pleszewską – duchowość, po pierwszych miesiącach? Jak można ją porównać z regionami, w których ksiądz posługiwał wcześniej?

Absolutnie nie wolno tego porównywać. Na poprzedniej malutkiej parafii - realnie ponad 700 osób, w kościele 350 – były dosłownie trzy wioseczki oddalone od siebie o ok. 4 km każda. To był styk Wielkopolski i Opolszczyzny, ci ludzie przeżyli straszne rzeczy po I wojnie światowej, po drugiej wojnie, i po 1989 roku. Natomiast ta parafia odsłoniła mi oczy właśnie na ten światłocień, na to jak strasznie ważna jest lokalna historia, doświadczenia, kultura. Obecnie muszę „wrosnąć” w to miejsce zacząć lepiej rozumieć pewne mechanizmy. Na to potrzeba czasu, wielu spotkań, ale też uważnego patrzenia, pewnej chęci i ciekawości. To przede mną. 

Pleszew to największa parafia, jaką do tej pory ksiądz obejmował?

Pleszew jest moją drugą parafią, w której jestem proboszczem. Moją pierwszą w życiu parafią, przygotowującą, był Koźmin – przez rok, potem byłem w Krotoszynie przez cztery lata, w Kaliszu przez kolejne cztery – i to była największa parafia, jednak wówczas byłem wikariuszem, czyli pomocnikiem proboszcza. Potem trafiłem jeszcze jako wikariusz na sześć lat do parafii w Wysocku Wielkim i właśnie  stamtąd poszedłem na pierwszy urząd proboszcza - do Kostowa. To wszystko dało mi wiele doświadczeń. Teraz odkrywam Pleszew, parafię z ogromnymi tradycjami. Co zauważyłem do tej pory, i za co dziękuję – to skupienie, jakie widzę podczas mszy św. Ta cisza jest czasami wręcz porażająca, wyczuwam tę chłonność. Dziękuję już teraz za to.

A jeśli chodzi o to z czym do księdza, przez te dwa miesiące, najczęściej zgłaszali się sami parafianie? Co według nich jest takimi najpilniejszymi - czy to w kwestii duchowej czy w kwestii gospodarczej – sprawami?

Zacznę od duchowej – najważniejszej. Ruszamy właśnie z konfesjonałem, który ułatwi spowiedź zwłaszcza osobom starszym, tym którzy mają problemy ze słuchem czy generalnie z ciałem. Spowiedź jest strasznie intymną czynnością – od teraz można wejść i zamknąć za sobą drzwi, usiąść i mówić swobodnie bez strachu, że ktoś nas usłyszy. Rzecz druga – drzewa na cmentarzu. Wiele osób mówi mi, że trzeba je wyciąć, bo „paskudzą” groby. Mamy dylemat, dlatego została już zrobiona inwentaryzacja drzew przez dendrologa - i to dendrolog będzie decydował czy drzewo rzeczywiście trzeba wyciąć, bo zagraża - czy też nie. Do wycinki podchodzić trzeba ostrożnie, pamiętajmy, że na drzewach żyją ptaki. A gdy wytniemy wszystkie – to będziemy musieli chodzić później z parasolkami po cmentarzu, narzekając, jak jest gorąco. Musimy żyć w symbiozie z przyrodą.

Coś jeszcze?

Ostatnią moją radością było uruchomienie bardzo skromnego, ale jednak, oświetlenia wokół kościoła.  Wcześniej było tu zwyczajnie ciemno. Wiem, że tam jest jeszcze mnóstwo pracy, jest też kwestia brzydkich nierównych płyt. Dzisiaj jednak muszę poniekąd „znaczyć” pewne rzeczy, oznaczać ich priorytety, niczym te kolory na SOR. Dlatego najpierw robimy to co jest „na czerwono” – pilne, „na już”. A to, co może poczekać – czyli kolor zielony - musi poczekać. Sprawa płyt to na razie kolor zielony.

To dużo jeszcze zostało tych spraw „na czerwono”?

Ponownie zacznę od spraw duchowych, bo są najważniejsze. Natychmiast musimy wytworzyć normalność w Kościele – to, że mogę spokojnie przyjść na probostwo i wypić z księdzem kawę – bo jest to normalne. Natychmiast musimy wytwarzać - i to jest już proces ciągły i długofalowy – „rodzinność” w kościele. Natychmiast musimy szukać ludzi, którzy będą przyprowadzać do Kościoła następnych ludzi. Bo jeśli będzie tak dalej – to kwestia 10 lat i mamy pustki w kościele. Musimy zapraszać kolejne osoby, ludzi młodych. W jaki sposób? Przez dzielenie się dobrem, którym sami się zachwycimy. Relacje, relacje, relacje - to jest u mnie „na czerwono”.

A kwestie bezpieczeństwa? Mówił ksiądz wcześniej m.in. o problemach z kominem.

Czekam za wspomnianą ekspertyzą kominiarską i sprawą odpalenia ogrzewania. Nie wiem jeszcze co z dachem na probostwie, bo mam już sygnały od chłopaków, którzy tam pracują - mówią, że jest lichutko… Co to znaczy w praktyce, pewnie się wkrótce okaże. Nie chcę tu teraz rysować jakiegoś czarnowidztwa – chcę uczciwie poinformować o realiach. Ale - z dobrych informacji - wreszcie mamy też gaśnicę w kościele. 

I tak sporo tych „czerwonych” rzeczy… Coś jeszcze jest do zrobienia „na już”?

W najszybszym możliwym czasie konieczne jest dla mnie wytworzenie miejsca, gdzie będę mógł w normalnych warunkach przyjąć ludzi. Postawiłem sobie za punkt honoru by, jeszcze w tym roku kalendarzowym, biuro parafialne było na parterze a nie na piętrze.

Jeszcze na koniec naszej rozmowy muszę zapytać o jedno - o tego sympatycznego psiaka, który jest blisko nas, gdy rozmawiamy. Jak się wabi czworonożny przyjaciel księdza?

Frodo. To z Władcy Pierścieni. Posłaniec! (śmiech)

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama