reklama

82. rocznica wybuchu II wojny światowej. Wspomnienia mieszkańca Polskich Olędrów. „Na wojnie byli ludzie dobrzy, i byli ludzie źli”

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

82. rocznica wybuchu II wojny światowej. Wspomnienia mieszkańca Polskich Olędrów. „Na wojnie byli ludzie dobrzy, i byli ludzie źli” - Zdjęcie główne

Marian Przybył z Polskich Olędrów wspominał na łamach "Życia Pleszewa" w 2020 roku czasy II wojny światowej

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

HistoriaDziś - 1 września - obchodzimy już 82. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Z tej okazji przypominamy nasz tekst, opublikowany w ubiegłym roku, w którym Marian Przybył, mieszkaniec wsi Polskie Olędry w gminie Dobrzyca, wspominał tamte czasy.
reklama

82. rocznica wybuchu II wojny światowej

Z okazji 82. rocznicy wybuchu II wojny światowej przypominamy wspomnienia jednego ze świadków tamtych czasów. Poniżej publikujemy tekst z "Życia Pleszewa" opublikowany w roku 2020.

--

Marian Przybył urodził się w 1934 roku, w pobliskich Borzęcicach – gmina Koźmin, powiat krotoszyński. W rozmowie z nami wspomina czasy wojny oraz to, co działo się zaraz po niej. I jak mówi - był to czas ludzi i dobrych, i złych. 

Ojciec pana Mariana - Bolesław - jeszcze przed wybuchem II wojny światowej - wyjechał do pracy do Francji.

- Pochodził z Bieździadowa w gminie Żerków. Gdy za granicą zarobił trochę pieniędzy wrócił i tu się „wżenił” - zostając w Borzęcicach, skąd pochodziła moja mama - Stanisława - rozpoczyna swoją opowieść pan Marian Przybył.

reklama

Jak dodaje, ojciec, już po założeniu rodziny, wyjechał ponownie za granicę - tym razem z żoną - do pracy w kopalni.

- Pracował jednak już krócej – bo rodzice nie chcieli, żebym urodził się we Francji. Dlatego wrócili do Polski - opowiada. Na miejscu - w Borzęcicach - rodzice pana Mariana prowadzili gospodarkę. Czas przebiegał w miarę spokojnie. Aż do 1939 roku…

Wojna

- Wojna zastała mnie w Borzęcicach - miałem 5 lat. Pamiętam te widoki - gdy jeszcze w sierpniu 1939 roku polskie wojsko szło drogą na Dobrzycę. Ludzie ze wsi wychodzili, obserwowali, machali im. A żołnierze odpowiadali, że jadą bronić Warszawy… - opowiada pan Marian.

W końcu, 1 września, Niemcy napadły na Polskę. Wybuchła II wojna światowa.

reklama

Jak wyglądały jej pierwsze lata w naszym regionie?

- Nie było tak słodko… Wie pan, Niemcy byli różni. Jedni w porządku, drudzy bardzo źli... - opowiada mężczyzna.

Do dziś pamięta jednak jednego - który szczególnie prześladował polskie dzieci, w tym jego.

- Taki stary bauer miał syna - Egon się nazywał. To był straszny człowiek - wspomina.

- Mścił się na polskich dzieciach. Należał do Hitlerjugend i często - gdy chodziliśmy do szkoły na piechotę - jechał rowerem bił nas takim drutem… A w szkole skarżył jeszcze niemieckiej nauczycielce, która również biła polskie dzieci, gdy np. nie przyniosły jej wymaganych ziół leczniczych. Bo taki mieliśmy wtedy nakaz - żeby po drodze zbierać zioła o właściwościach medycznych. Te rośliny miały być potem wysyłane dla wojska - opowiada pan Marian. 

reklama

Praca dla Niemców

Gospodarstwa w tamtych czasach były przejmowane przez Niemców.

- Nam w Borzęcicach również zabrali w 1941 roku cały inwentarz. Wszystkie budynki pozostawały puste - wspomina mężczyzna.

Rodzice pana Mariana musieli pracować właśnie dla okupantów.

- Większość ich mężczyzn była wtedy na froncie, pozostawały tu ich żony, rodziny. Różni byli. Niemka, u której pracowali rodzice po jakimś czasie nawet „skruszała” - gdy przyszła informacja, że jej mąż zginął na froncie. Miała nawet litość dla Polaków, mojej matce np. dawała co drugi dzień litr mleka dla malutkiej siostry, która urodziła się w międzyczasie - mówi pan Marian.

reklama

I dodaje. - Moi teściowe też po latach opowiadali, że niemiecki sołtys - tutaj w Polskich Olędrach - był nawet dobry. Jak wspomina nasz rozmówca - większość Niemców szybko się przekonała, że zabranie na front wschodni - oznaczało dla nich niemal pewną śmierć.

- Na front zachodni szli nawet chętnie, ale na wschodni bali się bardzo. Bo tam po kilku miesiącach przychodziła do rodziny depesza, że mąż, ojciec czy syn - nie żyje. Pamiętam jak ojciec tego Egona - co nas dręczył - lamentował, jak go wzięli na front - właśnie na wschodni - mówi pan Marian.

- Jakoś to wszystko jednak przeżyliśmy… - opowiada wspominając tamte trudne czasy.

- Jak mówiłem: Niemcy byli i dobrzy i źli. Pamiętam też sytuację, jak jeden z ich policjantów pobił moją matkę, bo wykrył, że miała litr mleka dla siostry… Z drugiej strony były też inne sytuacje - gdy podczas wojny w szkole w Borzęcicach zrobili szpital polowy, to niektórzy Niemcy, którzy tam trafiali dobrze traktowali polskie dzieci. Cukierki nawet nam kupowali - co dla polskich dzieci było niebywałe. Nie było reguły - byli ludzie dobrzy i byli ludzie źli - powtarza pan Marian. 

Ucieczka Niemców

Końcówka wojny - początek roku 1945 – przywitała wszystkich wielkim mrozem.

- Pamiętam, że była wtedy mroźna zima. Niemcy zaczęli już uciekać końmi ze swoich gospodarstw. A chwilę po tym nadszedł front rosyjski - wspomina Marian Przybył.

Realia były takie, że siłą "porywano" Polaków - by prowadzili niemieckie powozy.

- Brali siłą, straszyli śmiercią. Ojciec też musiał jechać. Opowiadał później, jak wrócił, do jakich makabrycznych scen podczas ucieczki cywilów dochodziło, m.in. na moście w Ścinawie, gdy ludzie się tłoczyli - bo najpierw puszczano wojsko. Wielu spadło wtedy do Odry... Niemieckie dzieci przeżywały koszmar - jak niegdyś polskie - opowiada.

Nadejście Rosjan

Do dziś ma też w pamięci moment wejścia Rosjan do pobliskich Borzęcic.

- Zwiadowcy przyjechali wieczorem krzycząc tylko i wymachując pepeszami: czy my Polacy, czy Niemcy. Tylko o Niemców pytali, gdzie są. Badali teren przed przejściem wojska - opowiada. Wspomina też jedną sytuację z końcówki wojny.

- Gdy Rosjanie się już zbliżali, doszło do jednej akcji. Dwóch esesmanów zaczęło do nich strzelać. Świecił wówczas księżyc, był duży mróz. Rosjanie z pepeszkami na koniach zaczęli ich gonić. Jeden z Niemców odbezpieczając granat nieszczęśliwie chyba nim rzucił - chyba o coś zahaczył i urwało mu pół głowy… Drugi z Niemców widząc co się dzieje, że Rosjanie mają dużą przewagę - zastrzelił się sam. Pamiętam, że jako dzieci - ciekawskie - szliśmy potem zobaczyć miejsce, gdzie leżeli zabici Niemcy - wspomina.

Jak dodaje, zakopywano ich później w Trzebinie, w mogile zbiorowej.

- Kiedyś byli nawet tu u nas jacyś przedstawiciele, którzy szukali tych niemieckich grobów, badali te rejony. Rozmawiałem z nimi, pokazywałem, mieli sprzęt. Nie znaleźli jednak tego zbiorowego grobu, ale pojedyncze szczątki. Wie pan, kiedyś to były tam krzaczki, a dziś wielkie drzewa - opowiada. 

Życie po wojnie 

Po wojnie, jak wspomina pan Marian, też nie było lekko.

- Nadeszły czasy stalinowskie… Na początku porobili komisje, które m.in. dzieliły odebraną wcześniej przez Niemców ziemię. Większości inwentarza już nie było, konie z kolei wszystkie zabrali Rosjanie. Było ciężko... Część zboża na polach była jednak zasiana jeszcze przez Niemców - stąd na początku było trochę na chleb. Potem - jak gospodarze wracali - mój ojciec też - to zaprzęgano do orki krowy - bo nie było koni... I tak powoli, powoli, starano się podnosić po wojnie - mówi mężczyzna.

Jak wspomina w latach 50. minionego wieku zaczęto również w regionie zakładać spółdzielnie produkcyjne. Sam jako młody mężczyzna trafił do wojska.

- Takie kolonie robili, zabrali mnie. Budowałem w rejonie Częstochowy hutę Bolesława Bieruta. Była wojskowa musztra, ale jeść dawali dobrze. Można było przeżyć - wspomina po latach z uśmiechem.

Rodzina

Po powrocie pracował na gospodarstwie. Poznał żonę. - Tu - w Polskich Olędrach - się „wżeniłem" - opowiada pan Marian. Zaczynali skromnie, od kilku hektarów, później dokupowali ziemi, rodziły się kolejne dzieci, których ma czwórkę. Przez jakiś czas pracował w Orli.

- Państwowe to było. W czasach gierkowskich też w ciesielstwie trochę robiłem. Ale później to już tylko na gospodarstwie - wspomina.

W Polskich Olędrach rozwijało się wszystko powoli. Powstała m.in. świetlica w czynie społecznym. - Byłem w komitecie jej budowy - opowiada.

- I tak - od niemal 66 lat - jestem na ziemi dobrzyckiej - dodaje z uśmiechem. Przyznaje jednocześnie, że gmina przez ten czas zmieniła się bardzo.

- Po transformacji zwłaszcza gospodarstwa zaczęły rosnąć, dokupowano kolejne maszyny, widać było ten rozwój i mechanizację - mówi.

Sam stara się zachować aktywność. Jest członkiem klubu seniorów w Dobrzycy. I czasami wspomina dawne dzieje. - Czasy były, jakie były. Ale udało się przetrwać - mówi na koniec.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama