reklama
reklama

Ksiądz Jan Antoni Jankowski z Popówka – nasz misjonarz w Chinach. „Służył ludziom i Bogu z nieustraszoną odwagą i śmiałością”

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Historia Współbracia mówili o nim: „anioł stróż”. Rodzina zapamiętała go jako wspaniałego człowieka – kapłana, którego opowieści można było chłonąć godzinami. A historie, które przeżył, mogą zapierać dech w piersiach. Pochodzący z Popówka w gminie Gołuchów ksiądz Jan Antoni Jankowski – przez lata był misjonarzem w Chinach. Przeżył koszmar wojny, prześladowania komunistów oraz niewyobrażalny głód. Mimo tego niezłomnie wypełniał do końca swoją misję – nawracając i opiekując się katolikami na rubieżach Państwa Środka. Poznajcie jego niezwykłą historię…
reklama

- Losy wujka były niezwykle ciekawe i burzliwe. Jego historia jest jednak nieznana w okolicy – niewiele osób chyba w ogóle wie, że tu – w małym Popówku – urodził się ksiądz, który ewangelizował – i to jeszcze przed II wojną światową - w dalekich Chinach… – opowiada pani Krystyna Gwiazdowska.

Sama jest bratanicą kapłana, który urodził się w naszej gminie ponad 100 lat temu. Mieszkanka Gołuchowa zabiera nas w niezwykłą historyczną podróż – z czasów wojny chińsko-japońskiej, wojny domowej w Państwie Środka oraz początków dyktatury komunistów… Wszystko to bowiem widział – na własne oczy – i przekazał potomnym ksiądz Jan Antoni Jankowski…

Powołanie Jana Jankowskiego z Popówka

Ksiądz Jan Antoni Jankowski urodził się 21 października 1909 roku w Popówku – w gminie Gołuchów.

– Jego rodzicami byli Maria – z domu Suta oraz Antoni Jankowski. Ochrzczony został dwa dni po narodzinach w kościele parafialnym św. Bartłomieja w Kucharach – opowiada pani Krystyna Gwiazdowska.

Ksiądz Jan miał czterech braci i dwie siostry. Piętnaście lat po narodzinach – 14 czerwca 1924 roku – z rąk krakowskiego biskupa Anatola Wincentego Nowaka – przyjął sakrament bierzmowania.

– Było to w miejscowości, która później stała się znana na cały świat: w Oświęcimiu – opisuje kobieta.

Mężczyzna czuł, że Bóg woła go, że chce, by mu służył. 8 września 1928 roku 19-latek został przyjęty do nowicjatu Zgromadzenia Zakonnego Księży Misjonarzy św. Wincentego Paulo (na Kleparzu, Kraków). Dwa lata później – 27 listopada 1930 roku – przyjmuje śluby święte.

– Było to dokładnie w 100. rocznicę objawienia się Matki Bożej Katarzynie Labouré – od Cudownego medalika – opisuje pani Krystyna.

Misja księdza Jana Jankowskiego z Popówka

Z kolei w roku 1936 – dokładnie 6 czerwca – po ukończeniu seminarium księży misjonarzy w Krakowie, Jan Antoni Jankowski zostaje wyświęcony na kapłana – przez biskupa Stanisława Rosponda. I zaledwie kilka miesięcy później - 19 października 1936 roku młody kapłan – od Zgromadzenia Księży Misjonarzy Świętego Wincentego a Paulo (Lazarystów) – zostaje wyznaczony -wraz z czterema innymi księżmi – ks. Gothardem Krzysteczko, ks. Franciszkiem Bąbą, ks. Feliksem Stefanowiczem i ks. Ignacym Wieczorkiem – na daleką misję - do Chin.

– Można powiedzieć, że jechał tam wraz z kolegami „z klasy” – opowiada z uśmiechem pani Krystyna. Jak dodaje, młodzi księża dotarli ostatecznie do Szanghaju 17 listopada 1936 roku.

– Razem z księdzem Gothardem Krzysteczko kontynuowali misję w Szuntefu w prowincji Hopei – opowiada bratanica księdza Jankowskiego.

Początki misji w Chinach ks. Jana Jankowskiego

Same początki w Państwie Środka związane są przede wszystkim z nauką - języka chińskiego, tamtejszej kultury, obyczajów itd. Tak opisywali tamten czas sami misjonarze - w jednym z listów, który opublikowany został w „Roczniku Obydwóch Zgromadzeń” – wydawanym dawniej przez zgromadzenie misjonarzy, do jakiego należał ks. Jankowski (pisownia oryginalna, dop.red):

- XX. Krzysteczko i Jankowski są w Szunte, gdzie przyjechali na wypoczynek wakacyjny i teraz powrócić do Pekinu nie mogą. Ale tutaj nadal studiują chiński. Obecnie przerabiam z nimi spowiedź po chińsku. Następnie przestudiują cały katechizm, by w ten sposób przygotować się do bezpośredniej pracy misyjnej. Obaj mają doskonałego ducha i zapał – opisywał w liście z roku 1936 do Polski - ksiądz W. Czapla.

Jak precyzuje z kolei pani Krystyna, naukę języka chińskiego obydwaj misjonarze rozpoczęli w Mandarin Chinese w Pekinie. Po dwóch latach studiów jej wujek pracował już jako wikariusz - w parafii w Shahopeichang. – Trwało to mniej niż rok – opisuje kobieta.

Trudne lata młodego misjonarza w Chinach

Później – przez wiele lat - ks. Jan Antoni Jankowski pełnił posługę jako proboszcz w innej parafii.

– Od roku 1939 do 1947 ks. Jan był proboszczem w parafii Czang-ku-dżaj w dystrykcie Kwan Dzung Sien. Były to lata bardzo trudne dla młodego misjonarza, ale były jednocześnie – jak sam opowiadał – najszczęśliwsze w Jego życiu – opowiada nam pani Krystyna.

- Z wiarą i poświęceniem jeździł na rowerze do różnych punktów misyjnych. Czynił to nawet wówczas, gdy na pewien czas utracił możność widzenia z powodu niedożywienia – mówi.

O odwadze księdza Jankowskiego pisali zresztą sami misjonarze w swoich rocznikach.

- X. Jankowski pełni obowiązki anioła stróża przy X. Siao w Tapeichangi przy X. Teu w Smitchang - odległe od siebie miejscowości o kilkanaście km, albowiem jako europejczyk ma wszędzie większe względy, a te funkcje opiekuńcze doskonale spełnia, swoją nieustraszoną odwagą i śmiałością – pisał w liście do Polski w roku 1937 ks. Witaszek (list opublikowano w „Roczniku Obydwóch Zgromadzeń” w roku 1938 – pisownia oryginalna, dop. red.).

Koszmarny głód w Chinach

Wspomniany wcześniej przez panią Krystynę głód – był wówczas w Chinach powszechny – zwłaszcza, gdy na początku lat 30. minionego wieku w Shuntehfu doszło do wojny domowej między rywalizującymi generałami armii chińskiej. Konfliktów było więcej, ponadto pogoda doprowadzała do nieurodzajów, zalewania terenów, a to powodowało z kolei brak plonów. I brak żywności…

„Przysmakami” często musiałby być więc choćby… szczury, wyłapywane na ulicach. Stąd chroniczne wręcz niedożywienie – miejscowej ludności, a także samych misjonarzy, którzy im pomagali. Chwilowa utrata wzroku ks. Jankowskiego była jednym z objawów głodu… A ówczesne lata były w Chinach niemal ciągle niespokojne i burzliwe – wybuchła również wojna japońsko-chińska. W lipcu 1937 roku japońskie oddziały zajęły Szanghaj, Nankin i południowe Shanxi. Według relacji wiele terenów zostało wówczas dosłownie spustoszonych w czasie przemarszu armii japońskiej.

Opowieść o cudzie

W pamięci bratanicy ks. Jana zachowała się opowieść o cudzie, jakiego sam wówczas – podczas wojny - doświadczył.

- W Szanghaju wujek słuchał spowiedzi nawróconych Chińczyków. Wówczas miasto było opanowane już przez Japończyków, którzy otoczyli w pewnym momencie również kościół. Kilku żołnierzy japońskich wtargnęło do świątyni z karabinami, krzycząc, by pokazała się kobieta „która chodziła po murach”. I właśnie wówczas jeden z nich zwrócił uwagę na obraz Matki Bożej na ołtarzu. Japońskiego żołnierza zamurowało – okazało się bowiem, że to właśnie była ta kobieta, którą widzieli… Ostatecznie nie zrobili wówczas krzywdy nikomu - oddali jej honory i wyszli z kościoła - mimo, że wcześniej mordowali każdego – relacjonuje pani Krystyna.

Tak z kolei czas wojny chińsko-japońskiej wspominali sami misjonarze – w jednym z listów, jaki wysłali wówczas do Polski:

– Przyjechały pierwsze tanki japońskie. Może ze setka przesunęło się tych żelaznych potworów śmiercionośnych przez naszą ulicę, następnie piechota, konnica, artyleria, treny... Ciągnęły aż do wieczora i przez dni następne. Wojsko doskonale umundurowane, uzbrojone, jakże inny przedstawia widok od wojska chińskiego, pozbawionego tanków, aeroplanów itp., którego uzbrojenie prawie wyłącznie stanowi karabin i karabin maszynowy. Trudno mierzyć się tak nierównym siłom. To też wojska chińskie szybko cofały się ku południowi. Na ulicy wark tanków, turkot wozów, nawoływanie wojska... a w kościółku naszym misyjnym w Shunteh całodzienna Adoracja Najśw. Sakramentu. Chrześcijanie, którzy pouciekali z bliska i z daleka schronili się do misji i adorowali Pana Jezusa, prosząc o opiekę i miłosierdzie, a przy wieczornym błogosławieństwie dziękowali Boskiemu Zbawicielowi, że fala wojenna już przeszła. Setki mężczyzn, kobiet z dziećmi, nie tylko chrześcijan, ale i pogan, znalazło schronienie na terenie misji, aby uchronić się przed żołdactwem, przed aeroplanami, przed bandami. Miasto Shunteh opustoszało zupełnie, jakby wymarło (…). Siostry nasze wraz ze sanitariuszami i pielęgniarki z X. dr. Szuniewiczem na czele opatrywały rannych w przychodniach, a przede wszystkim obecnością swoją dodawały otuchy przestraszonym do ostateczności mieszkańcom Shunteh – opisywał w liście do Polski ksiądz Witaszek…

Ksiądz Jan Jankowski prowadzony na egzekucję

Pani Krystyna również przyznaje, że czasy były bardzo niespokojne, nikt nie znał przyszłości, żyło się w strachu – jak to podczas wojny. Według relacji samych księży Japończycy dokonywali początkowo egzekucji głównie na miejscowej ludności, jednak nie brakowało również sytuacji, gdy mordowano samych misjonarzy, którzy się nimi opiekowali czy generalnie osoby „z zewnątrz”.

W 1937 r. przez japońskich żołnierzy został zamordowany polski misjonarz - br. Władysław Prinz. Sam ks. Jan również był prowadzony na egzekucję. I cudem uszedł z życiem… 

– Według opowieści wuja podczas jednej z takich egzekucji – gdzie zabity miał być również on sam – zaciął się karabin. Dla Japończyków był to swoisty znak – by daną osobę oszczędzić. I tak przeżył… - opowiada pani Krystyna.

Prześladowania Jana Jankowskiego komunistów

Zakończenie wojny japońsko-chińskiej nie zakończyło prześladowań i walki o przeżycie. Można powiedzieć, że wręcz się zaostrzyło – komuniści, którzy wówczas dochodzili do władzy – byli niezwykle wrogo nastawieni do duchowieństwa. Nie brakowało prześladowań, także mordów.

– Ostatecznie, z powodu prześladowań przez komunistów biskup misyjny Ignacy Krauze nakazał wujkowi wyjechać z dystryktu, w którym był. Trafił do Paiping, Tiensin i Szanghai – wylicza pani Krystyna.

Ksiądz przez ok. rok pracował pod biskupem wincentyńskim – Johnem O’Shea.

– Jako proboszcz w Tendzia Pu w prowincji Kiangsi – zanim został ostatecznie wyrzucony przez komunistów – relacjonuje pani Krystyna.

Warto w tym miejscu dodać, że kilku polskich księży z biskupem Ignacym Krauze od grudnia 1946 do lutego 1947 r. przebywało w więzieniu. Następnie przez kilka miesięcy próbowali jeszcze oczekiwać na możliwość podjęcia dalszej pracy misyjnej. Ostatecznie ostatni polscy misjonarze opuścili Chiny w styczniu 1949 r. podejmując działalność na Tajwanie, w Australii, Filipinach, większość pozostała i Brazylii i Stanach Zjednoczonych, kilku powróciło do Polski.

Ucieczka z Chin ks. Jana Jankowskiego

Sam ksiądz Jan Antoni Jankowski po ucieczce z Chin, która również była dramatyczna, trafił właśnie do Stanów Zjednoczonych.

– Na początku zamieszkał w domu misjonarskim w Erie, PA, gdzie pracował w grupie misyjnej od 1949 do 1955 roku – mówi pani Krystyna.

Początkowo - aby polepszyć swój język angielski został wysłany do pracy na południe Ameryki, gdzie pracował jako administrator w Misji Kanadyjskiej, następnie pracował w domu misyjnym w Whitestone, a w lecie 1961 roku został wysłany do Utica Nowy Jork gdzie organizował i budował Wincentyński Dom oraz kierował Grupą Misyjną.

- Po inicjatywie Wicewizytatora - księdza Kazimierza Kwiatkowskiego, ks. Jana można nazwać budowniczym Domu św. Wincentego na ulicy Cosby Manor Road w Utica Nowy Jork. Był dyrektorem domu i pozostał nim do roku 1965 – wylicza bratanica księdza Jana.

Ksiądz Jankowski przez lata posługiwał wiernie w Stanach Zjednoczonych. Pełnił różne funkcje - służył m.in. w Radzie Wiceprownicjalnej, był prokuratorem – wiceprownicji czy domu misyjnego.

- We wrześniu 1976 został przeniesiony do nowego domu prowincjalnego w Zachodnim Hartford, gdzie również był prokuratorem domu aż do Złotego Jubileuszu Kapłaństwa i przejścia na emeryturę z powodu choroby w roku 1986 – zaznacza pani Krystyna.

Krótko po swym jubileuszu zamieszkał w rezydencji św. Józfa w Enfield, gdzie przez lata siostry (Little Sisters od the Poor) z poświęceniem opiekowały się chorym księdzem Janem. - Jest nam trudno wyrazić wdzięczność siostrom, nagroda niewątpliwie czeka ich w niebie – opowiada pani Krystyna. Siostry trwały przy księdzu Janie przez ostatnie dni jego życia, aż do dnia jego śmierci - 3 stycznia 1996 roku. Ksiądz Jan został pochowany  na cmentarzu św. Michała w Derby, Connecticut. - W Derby pracował bezpośrednio po przyjeździe z Chin – mówi pani Krystyna. 

Dziś kobieta pielęgnuje historię swojego wuja, wciąż ma wiele zdjęć z czasów jego młodości, przechowuje listy, które do niej pisał m.in. ze Stanów Zjednoczonych.

– Wujek starał się przyjeżdżać do Polski w odwiedziny do rodziców - co dwa, trzy lata. W roku 1966 komuniści nie wpuścili go jednak do Polski, udał się więc w podróż po Europie, był m.in. na audiencji u papieża. Ostatni raz odwiedził rodzinne strony w 1983 roku – opowiada pani Krystyna.

I dodaje na koniec: Warto, by pamięć o nim trwała także tutaj – w rodzinnych stronach. By więcej mieszkańców wiedziało – jaki kapłan urodził się na właśnie na tej ziemi.

 

NIEWIELU MISJONARZY

Ksiądz Jan Antoni Jankowski był jednym z niewielu misjonarzy z całej Polski – którzy dawniej posługiwali w Chinach. Przez dwadzieścia lat - w latach 1929-1949 - Prowincja Polska wysłała do Chin w sumie 40 misjonarzy. Druga wojna światowa uniemożliwiła wysłanie kolejnych grup, a przebywający jesienią 1939 r. w Polsce ks. Wacław Czapla i ks. Łukasz Sitko nie mogli powrócić do swej pracy. Trzech misjonarzy zmarło na terenie Chin: w 1937 r. został zamordowany br. Władysław Prinz (przez japońskich żołnierzy), w 1939 r. zmarł w Shuntehfu ks. Antoni Górski (wskutek zapalenia opon mózgowych), w 1943 r. – ks. Wacław Jęczmionka (osłabiony grypą). Po II wojnie światowej do Chin wyjechało tylko dwóch misjonarzy, gdyż przemiany rewolucyjne uniemożliwiły kontynuację duszpasterstwa w Shuntehfu. Po kilku miesiącach opuścili swoje tymczasowe siedziby w Pekinie i Szanghaju.

 

WSPOMNIENIA O MISJI W CHINACH:

W swoich wspomnieniach z okresu pracy w Chinach ks. Wojciech Sojka w następujących krótkich słowach próbował podsumować wyniki blisko 20-letniej misji:

„Bóg jeden wie, ile nasi misjonarze w Shuntehfu naprawdę zdziałali. W statystykach przed zagładą pisano, że od roku 1930 do 1945 przybyło mniej więcej 8-9 tysięcy katolików. W tej liczbie było zapewne sporo z rodzin już nawróconych, ale i nawróconych pogan musiało być sporo. Setki sierot miało opiekę, tysiące biednych i chorych doznawało samarytańskiej pomocy, w misyjnej szkole średniej i w szkółkach parafialnych wykształciło się setki dzieci i młodzieży”.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama