O zapomnianych kobietach Solidarności w Pleszewie
W tym roku przyszedł czas na „przełamywanie milczenia” (pod takim hasłem odbywało się wydarzenie). Organizatorki zaprosiły do pleszewskiego kina Hel Martę Dzido i Piotra Śliwowskiego – twórców filmu „Solidarność według kobiet” z 2014 roku, opowiadającego o „wymazaniu” kobiet z historii wielkiego ruchu.Dokument kilka lat temu obejrzała badaczka Agnieszka Słupianek-Winkowska, jedna z członkiń pleszewskiego klubu (znana w mediach społecznościowych jako Krawczyni historii).
- W 2022 roku, kiedy rozpoczynałam prace badawcze nad historią kobiet ziemi pleszewskiej, wzięłam udział w rewelacyjnym wydarzeniu kulturalnym w Dusznikach pod nazwą „Lato z herstorią”. Tam poznałam Martę Dzido oraz Piotra Śliwowskiego i zobaczyłam film „Solidarność według kobiet”. Wywołał we mnie ogromne emocje, wzruszenie, ale też utwierdził mnie w tym, że to, co robię, ma sens, że badanie historii kobiet ziemi pleszewskiej, to ścieżka, którą chcę podążać. Wracałam z tego wydarzenia już nie jako historyk, ale historyczka. Wtedy pojawił się w mojej głowie pomysł, żeby kiedyś sprowadzić ten film do Pleszewa. Musiał jednak zostać założony klub kobiet, żebyśmy mogły podjąć takie działania – tłumaczyła Agnieszka Słupianek.
Przygotowania do wydarzenia trwały kilka tygodni. To dlatego, że panie postanowiły ozdobić kino Hel przedmiotami z PRL-u, w co włączyli się mieszkańcy. Udało się zorganizować kawiarenkę z minionej epoki (gdzie można było wypić herbatę w szklankach z koszyczkiem) czy wystawę „PRL w detalach”, na którą złożyła się m.in kolekcja Walentego Jezierskiego. Wszystko to stanowiło jednak tylko atrakcyjne tło, do ważnego wątku, który poruszono tego wieczoru.
- Solidarność tworzyła podwaliny do odzyskania wolności przez kraje, które znajdowały się pod butem ZSRR. Zdajemy sobie wszyscy sprawę, że obecnie wisimy na cienkim włosku i możemy tę wywalczoną wolność stracić. To wydarzenie jest pomnikiem dla bohaterek, które są dla nas przykładem dobrej postawy. Jak wynika ze wszystkich wywiadów, filmu i książki Marty Dzido, podejmowane przez nich działania wynikały z potrzeby ich serca. Pytane o tamten czas mówią: „cóż takiego wielkiego zrobiłam, po prostu zajmowałam się tym, byłam człowiekiem, miałam odwagę, angażowałam się”. I o to chodzi. Jak mówił Marian Turski: nie bądźmy obojętni. Nie bądźmy więc obojętni na to, co się teraz dzieje, nie bądźmy neutralni, nie unikajmy zajmowania zdania. Róbmy swoje, będąc w tym przyzwoici – mówiła Monika Matyjaszczyk, prezes Klubu Kobiet Ławka nr 4.
Rozmowy z zaproszonymi gośćmi moderowała dziennikarka Irena Kuczyńska – sama zaangażowana w środowisko pleszewskiej Solidarność.
- Uczestniczyłam w wydarzeniach w Pleszewie w 1980 roku, ale z drugiego siedzenia, jako żona jednego z liderów. Po 45 latach organizujemy to wydarzenie z koleżankami, żeby powiedzieć, że kobiety zostały wygumkowane z tych wydarzeń. Nie mam na myśli to, że mnie to spotkało. Zobaczymy w filmie Marty Dzido, że chodzi m.in. o te ważne kobiety w Gdańsku. Nawet Wajda robiąc film o Wałęsie zamiast Ewy Ossowskiej, która znajduje się na historycznej fotografii, wstawił faceta. Dzisiaj próbujemy uświadomić wszystkim, i sobie, że jesteśmy bardzo ważne - podkreślała Irena Kuczyńska.
dalsza część tekstu pod zdjęciem ↓
Pełna sala na Dniu Kobiet w Kinie Hel
Sala kina Hel wypełniła się do ostatniego miejsca. Zjawili się w niej zaciekawieni mieszkańcy naszego powiatu, ale też Kalisza, Ostrowa Wielkopolskiego czy Poznania. Przyjechała również liczna reprezentacja ośrodka Monar w Nowolipsku. Na scenie panie z Teatru Prawie Wielkiego z Kowalewa – Aldona Jańczak, Małgorzata Walendowska, Ewa Matuszczak i Paulina Biernat – wykonywały poruszające miniatury napisane na podstawie książki Marty Dzido „Kobiety Solidarności”.Była też krótka rozmowa z paniami zaangażowanymi w Solidarność w naszym mieście. Maria Szrajber w sierpniu 1981 roku po maturze w Zespole Szkół Technicznych, podjęła pracę w biurze MKK NSZZ Solidarność w Pleszewie. Jak opowiadała - z tego powodu miała problem ze znalezieniem pracy po wybuchu stanu wojennego. Zaangażowanie było jednak dla niej czymś naturalnym.
- Wszyscy tym żyliśmy, wiedzieliśmy, że musimy zrobić coś dla innych – podkreślała pani Maria.
Danuta Drążewska w 1980 roku została przewodniczącą Solidarności w PZU.
- Wszyscy byli w to bardzo zaangażowani. Nie można było sobie pozwalać na wielkie inicjatywy, bo taka była sprawa. Ponieważ miałam też rodzinę, a w tym czasie chorowali moi rodzice, moje zaangażowanie w te sprawy nie było bardzo ostre – mówiła.
- Trzeba było mieć odwagę, bo nie wiadomo było, co się stanie. ZSRR dobrze się miał i zapisanie się do związku w takiej małej firmie, gdzie każdy był na widelcu, na pewno było bohaterstwem - skomentowała Irena Kuczyńska, po czym panie zostały obsypane gromkimi brawami.
Gościem był również Krzysztof Szac - były przewodniczący MKK NSSZ „Solidarność” Ziemi Pleszewskiej. Opowiadał o ówczesnych działaniach związku oraz wymienił kilka kobiet zaangażowanych w prace na jego rzecz m.in. Gabrielę Stefaniak, Halinę Jankowską, Krystynę Tuczyńską czy Izabelę Tomaszczak. Zauważono, że żadnej z tych pań nie było we władzach związku na poziomie miasta i gminy.
dalsza część tekstu pod zdjęciem ↓
Dyskusja po filmie "Solidarność według kobiet" w Pleszewie
W końcu przyszedł czas na projekcję dokumentu „Solidarność według kobiet”, za który pisarka i reżyserka Marta Dzido oraz filmowiec Piotr Śliwowski odebrali nagrodę m.in. na Nowojorskim Festiwalu Filmów Polskich. Widzowie podążają w nim za Dzido próbującą odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego w kontekście Solidarności nie pamiętamy o nazwiskach kobiet. Tych, które powstrzymały stoczniowców przed wycofaniem się ze strajku, dzielnie zabierały głos, wydawały niezależną prasę czy uruchomiły opozycyjną radiostację. Pisarka dotarła m.in. do: Jadwigi Chmielowskiej, Anny Dodziuk, Joanny Dudy-Gwiazdy, Janiny Jankowskiej, Henryki Krzywonos-Strycharskiej, Ewy Kubasiewicz-Houée, Barbary Labudy, Heleny Łuczywo czy Ewy Ossowskiej (której wątek trzymał w napięciu przez cały seans).
- Wydawało mi się, że coś jest nie tak w narracji przedstawiającej jednego bohatera męskiego, który w pojedynkę obalił komunizm. Kiedy rozpoczynaliśmy pracę nad tym filmem, mieliśmy bardzo dużo pytań bez odpowiedzi. Gdy zaczęliśmy chodzić po archiwach, oglądać zdjęcia, filmy i rozmawiać, nie dość, że okazało się, że tych bohaterek było bardzo dużo, to ich rola była nie do przecenienia. Anna Walentynowicz była pretekstem do tego, żeby ten strajk rozpocząć, kobiety go uratowały, Ewa Kubasiewicz dostała najwyższy wyrok. Było ich cale mnóstwo, a my o nich nic nie wiemy. Ich historie są nieopowiedziane, zdjęcia w archiwach są niepodpisane – mówiła po seansie Dzido.
Twórcy opowiadali, że ze względu na tematykę sfinansowanie filmu nie było łatwe. Udało się m.in. dzięki akcji crowdfundingowej.
Publiczność chętnie zadawała pytania, przez co wywiązała się długa dyskusja. Zauważono, że mężczyźni zajmowali eksponowane stanowiska w związku, a następnie dostawali się do polityki, a kobiety nie. Stwierdzono, że ich zaangażowanie było ideowe i bardziej od korzyści liczyła się dla nich wykonana praca. Zdarzało się nawet, że panie używały męskich pseudonimów pisząc do prasy podziemnej.
- Nie uważam, że to wina nas samych, czyli kobiet. Temat tego, że „sama byłaś sobie winna” jest rozgrywany na wielu płaszczyznach w przypadku przemocy seksualnej czy tkwienia w toksycznych relacjach. Bohaterki tamtych zdarzeń nie są winne temu, że o nich zapominano. Winni są historycy, dziennikarze i publicyści, którzy o nich nie wspominali w publikacjach, archiwiści, których nie potrafili zapisać poprawni ich nazwisk, filmowcy, którzy kręcili takie filmu, że zamiast kobiety wstawiali anonimowego mężczyznę. Nie oczekujmy, że kobiety, które zaryzykowały swoim zdrowiem, życiem prywatnym, będą się rozpychać łokciami i mówić, o tym, że ktoś zapomniał przyznać im order albo umieścić je w encyklopedii. To jest nasza praca – mówiła Marta Dzido.
Razem z Piotrem Śliwowskim mają poczucie, że ich film przetarł szlaki, a kobiety Solidarności zostały zauważone.
- Dziękuję, że znaleźliście w swoim życiu czas na to, żeby ten film zrobić, zebrać te wszystkie fakty. Jestem bardzo poruszona. Dziękuję jako babcia dwóch wnuczek. Mam nadzieję, że one obejrzą ten film i nowe pokolenie kobiet będzie zmieniać nasz kraj - politykę, życie społeczne czy sposób wychowania dzieci - i że kiedyś będziemy żyć w lepszym kraju – mówiła jedna z widzek.
Piotr Śliwowski dodawał, że w filmie nie poruszono wiele interesujących wątków - dotyczących m.in. finansów Solidarności, spraw agenturalnych, obyczajowych czy związanych z kościołem – którymi zapewne będą mogły zająć się dopiero przyszłe pokolenia.
- Być może ktoś kiedyś odważy się powiedzieć tę historię na nowo, w zupełnie innych sposób – mówił filmowiec.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.